Politycy
są jak stare płyty - często się zacinają. Podchwycą jakieś jedne mało
inteligentne hasło i powtarzają je przez lata jak swoistą mantrę. Jednym
z cudownych haseł wylansowanych w latach 90-tych XX wieku i do dziś
powtarzanych przez polityków jak mantra było i jest hasło: "zrównoważony
rozwój".
Jeśli
spytalibyśmy się przeciętnego człowieka, co to hasło oznacza. Pewnie
niewielu zwykłych zjadaczy chleba powiedziałoby cokolwiek, polityk
zalałby nas wodolejstwem, a naukowiec uśpił teoretycznym rozważaniem na
ten temat. Czym więc jest tak naprawdę zrównoważony rozwój?
Dla
mnie osobiście hasło "zrównoważony rozwój" to nic innego jak synonim
życia na kredyt. W praktyce większość polityków w Polsce - szczególnie
samorządowców - uznało, że aby rozwijać swoją gminę, powiat, województwo
należy inwestować w każdy sektor gospodarki reprezentowanego przez
siebie regionu, nie zważając na lokalne uwarunkowania i specyfikę swoich
wsi i miasteczek. Oczywiście jednak na tak szeroko pojęte inwestycje
nigdy nie było dość pieniędzy. Co w związku z tym robiono? Ano brano
kredyt naiwnie licząc, że dochody lub korzyści wynikające z powstałej na
kredyt inwestycji się zwrócą i pozwolą na spłatę zobowiązań wobec
banku. Wszystko może by było i dobrze (faktycznie gminy, powiaty,
województwa z roku na rok powiększały swoje dochody i mogły spłacać
zobowiązania), gdyby nie przyszedł kryzys gospodarczy. Kiedy pojawiło
się załamanie gospodarcze nagle okazało się, w kasie gminnej, miejskiej
brakuje pieniędzy.
Cóż
począć? Trzeba ciąć wydatki, likwidować szkoły, redukować budżety na
walkę z bezrobociem. A dlaczego? Bo kilka lat wcześniej gmina, powiat za
grube pieniądze wybudował jakąś "sztandarową inwestycję" (np. aquapark,
drugi orlik itp.), z której obecnie tak naprawdę korzysta niewiele
osób, a które przecież trzeba spłacić...
Swoją
drogą - nigdy nie będę potrafił zrozumieć tego mitu (tej głupoty) i
przekonania samorzadowców, że każda kadencja musi po sobie coś zostawić.
Czy to będzie ładny park czy boisko czy hotel To nieistotne. Ważne żeby
móc powiedzieć, że za moich czasów w mieście wybudowano to i to. Ten
owczy pęd do zbudowania sobie trwalszego pomnika niż ze spiżu powodował,
że w wielu wsiach i miastach w Polsce po 1989 roku powstało wiele
inwestycji, które są zbędne i obecnie stoją nieużytkowane lub są
użytkowane w znikomym stopniu (a kredyt trzeba spłacać).
Konia
z rzędem temu, kto mi wytłumaczy sens takiej polityki? Mnie rodzice
zawsze uczyli i mówili "córko jak tylko możesz to nie żyj na kredyt, bo
to zguba i marnotrawstwo". A nasi politycy? Nasi politycy chyba
zapomnieli o zdrowym rozsądku i racjonalnym gospodarowaniu albo mieli
troszkę mniej rozgarniętych rodziców niż moi. Chcieli coś po sobie
pozostawić, a pozostawili po sobie tylko długi i nietrafione
inwestycje...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz