Etykiety

środa, 21 grudnia 2022

Małgorzata J. Kursa "Wiedźmy na gigancie"


Małgorzata J. Kursa słynie z komedii kryminalnych. Jej połączenie ironii, groteski i karykatury z tragicznymi wydarzeniami sprawiają, że mamy bardzo życiowe opowieści o codzienności, która jest nam bliska. W jej książkach zachowania bohaterów wydają się przerysowane. Wiele jednak jest tak dosadnie prawdziwych, że wywołują oburzenie. A wszystko to wplecione w fikcję literacką. I tak jest w przypadku cyklu „Wiedźmy”.
Do pierwszego tomu wprowadza nas specyficzne wydarzenie. Uczestniczymy w zjeździe pisarzy, wydawców i blogerów. Po światku związanym z literaturą oczekiwałoby się wyżyn. Proza życia wygląda niestety inaczej: liczą się zyski i koneksje. Sama umiejętność pisania to za mało. Czasami nawet wystarczą dobre układy, aby książka trafiła na rynek i zyskała grono fanów
 „Wiesz, zanim zaczęłam tu pracować, zupełnie inaczej wyobrażałam sobie ten autorski światek – w głosie Idy dźwięczało coś, jakby rozżalenie. – A teraz patrzę zza kulis i wcale i nie podoba mi się to, co widzę”.
Afera goni aferę – tak w skrócie można powiedzieć o literackim światku ukazanym przez Małgorzatę J. Kursę. Wszystkiemu pikanterii dodaje to, że od czasu do czasu jego członkowie – mniej lub trafniej – opisują bolączki trawiące środowisko. Coraz częściej doprawione jest to trupem. Wypadający ze stron denat pomaga obnażyć wiele charakterów i lepiej pokazać ułomność uczestników wydarzeń. Tak jest i w przypadku powieści Małgorzaty J. Kursy wprowadzającej nas w tajniki pracy niesamowicie dobrej Agencji Literackiej TERCET (wyidealizowanej do granic możliwości) zajmujące się promocją książek. Już po pierwszej (zapowiadającej zawartość) stronie możemy domyślić się, że bohaterki „fikcyjnego” portalu będą pokazane jako zbawczynie literackiego światka i na pewno w tej kwestii się nie zawiedziemy. Nie znaczy to, że są one pokazane jako osoby bez wad. Oj, co to to nie. Każda ma jakieś tam przywary. W kolejnych tomach będą one bardziej widoczne. Wszystko oczywiście tłumaczone tym, że działają w słusznej sprawie. Z tego powodu sporo w nich pogardy i poczucia wyższości, którymi niejednej osobie wchodzą za skórę. A że to światek literacki, to wiadomo, że nieraz pewnie są uśmiercane.
W końcu nie bez przyczyny funkcjonuje w nim żartobliwe powiedzenie: „Wejdź za skórę pisarzowi, a on Cię uśmierci”. Może nie naprawdę, ale w powieści. A jeśli nie uśmierci to zrobi z Ciebie mordercę lub karykaturę, a to czasami jest gorsze od literackiej zbrodni. Zwłaszcza dla osób bez dystansu i w przypadku nieżyczliwych pisarzy, o których wiemy, że wcale nie mieli dobrych intencji. Obok tej zasady funkcjonuje: przysłuż się pisarzowi, a zrobi z Ciebie superbohatera. Na takich chwytach powstało kilka książek. Wszystkie łączy opisywanie literackiego światka i zbrodnia, wokół której toczy się akcja. Może zbieg okoliczności, może publiczne pranie brudów, a może o prostu pisarze umówili się ze sobą, że zabawią się czytelnikami i ich skojarzeniami?  Wcale bym się jednak nie zdziwiła, gdyby chodziło o pierwszą opcję, bo z tego przywileju korzystało wielu literatów z Henrykiem Sienkiewiczem - rozprawiającym się z rodziną byłych teściów - na czele, więc nie ma się, co dziwić małym. Jednak ostatnia opcja podoba mi się najbardziej i zachęca do czekania na kolejne takie odsłony mniej lub bardziej życzliwych karykatur. Może i troszkę z małym dystansem, ale z ogólnie przebijającym ciepłem, dzięki któremu nawet postaci potraktowane jako ofiary i mordercy zostają nieco przypudrowane, pokazane ze zrozumiałą motywacją, a przez to stające nam się bliskie. Jedno jest pewne: jeśli zna się literacki światek to opisane osoby będą rozpoznawalne w książkach. Tak jest i w książce „Wiedźmy na gigancie” Małgorzaty J. Kursy.
Przygoda bohaterek z literatami zaczyna się od Majki Potoczek mającej po dziurki w nosie swojej dotychczasowej pracy. Gabinet psychologa pozwalający jej na spore zarobki przyprawia ją o ból głowy i coraz częściej ma wrażenie, że swoich klientów z warszawskiego światka korpoludków wizyty u niej dają poczucie pewnego awansu społecznego, podnoszenia pozycji towarzyskiej, a wszystko przez to, że chodzenie do psychologa stało się modne. Nikt nie chce uleczyć swojej duszy, rozwiązać problemy tylko mieć możliwość pochwalenia się znaną terapeutką. Takie podejście pacjentów sprawia, że bohaterka nie chce już pracować w zawodzie i zamierza oddać się słodkiemu nieróbstwu z książką w ręku. Szybko odkrywa, że o dobrą literaturę bardzo trudno. Zauważa, że polecane przez blogerów pozycje często są bardzo kiepskie, a pisarze uchodzący za gwiazdy to pozerzy. I to właśnie staje się motywem stworzenia Agencji Literackiej TERCET, do której szybko dołączają dwie poznane na fb autorki. Do zespoły trzech wiedźm i pana sekretarka (były policjant) dochodzi jeszcze młodziutka, znająca się na obsłudze stron internetowych i kochająca dobrą literaturę stażystka. Do literackiego światka jesteśmy wprowadzeni przez pryzmat działalności pracowniczek agencji mających poczucie misji. Oczywiście nie każdemu takie podejście się podoba. Zwłaszcza początkujący pisarze liczą na wielkie hołdy. Odrzucenie i krytyczne recenzje bolą. Wiedźmy mają jednak swoją złotą zasadę: nie wchodzimy dwa razy do tej samej wody. A co jeśli woda pcha się nam oknami i drzwiami? Wtedy zaczynają pojawiać się kłopoty.
Woda to oczywiście czterdziestoletni autor humorystycznych kryminałów, o którym wiedźmy bardzo szybko, by zapomniały, gdyby nie to, że on ciągle do nich wraca: a to za pomocą nieżyczliwych opinii o książkach jego konkurencji, a to przez niedopracowany kryminał napisany z gwiazdą obyczajówek, a później przez wygrażanie się, przeprosiny i tak w kółko coś. Wszystko przez to, że Adam (aż korci, żeby napisać Adaś) Grandzik to narcyz o mentalności nastolatka robiącego sobie kolejne selfie i śledzącego przybywające lajki i pochlebne opinie. Jednak, kiedy wychwyci jakąkolwiek krytyczną notkę wpada w szał porównywalny do paniki kilkulatka, któremu ktoś zabrał ulubioną zabawkę. Kto pracuje w środowisku literackim może wymienić takich postaci więcej niż ma palców… Adaś to skumulowanie tych przywar w jedne osobie. Nie zabraknie też gwiazd wypluwających co trzy miesiące kolejną nowość czy blogerek piszących nieskładnie, a także donosicieli, intrygantów. A wszyscy oni stanowią zaledwie plankton dla grubych ryb literatury, które faktycznie zapracowały na swój sukces i zasłużyły na miano najlepszych, a dzięki temu mogą skupić się na pisaniu i noszeniu garniturów oraz wyglądaniu tak jakby właśnie wyskoczyli z żurnala. Tych jednak naprawdę niewielu. Większość debiutantów z przerośniętym ego pragnie zająć ich miejsce i do takich właśnie należy nasz „ulubieniec” Adaś (którego pierwowzór także napisał książkę o zbrodni w literackim światku). Akcja toczy się wokół pomysłów na kolejne powieści i ich promocję. Problem bohatera polega na tym, że chce być uwielbiany za wszelką cenę. Nie jest w tym osamotniony, co każdego dnia przysparza pracownikom agencji sporej ilości pracy, a czasami czyni ich pracę bardzo niebezpieczną. Na pewno nie zabraknie tu trupów. Ofiarami nie zawsze będą osoby, na które polują urażeni pisarze.
Pomysł na fabułę nie jest oryginalny. W samym 2018 roku było takich książek wiele. Lektury o podobnej akcji z podobnymi bolączkami, opisujące zbyt dosłownie niedawne afery, które działy się w literackim światku, dzięki czemu bohaterzy są, aż nazbyt rozpoznawalni, przez co powieść może być krzywdząca dla wielu pisarzy. Trzeba jednak przyznać pisarce, że dobrze dobrała postaci, skomponowała akcję, dzięki czemu czytelnik nieznający literackiego światka będzie mógł mu się troszkę przyjrzeć, poznać słabości, niedomówienia, przepychanki i ostrą walkę o pozycję na rynku. Zostajemy wprowadzeni w tajniki literackich wojenek (a wszystkie prawdziwe) mających wynieść intrygantów na szczyty, a konkurencję zostawić, gdzieś w tyle. Do tego przekonamy się, że nie tylko nasza praca obfituje w problemy. Pisarze nie mają lepiej. Można odnieść wrażenie, że ta powieść (podobnie jak wszystkie innych pisarzy o tej tematyce) też jest taką potyczką mającą przypomnieć o pisarce, która dzięki aferze wokół jej książki chce stać się sławniejsza. Czy jej się to udało? Mnie trudno to ocenić, bo nie znam wyników sprzedaży. Ten wątek pojawi się w trzecim tomie „Wiedźmy w opałach”, którym autorka karykatury, chce zrezygnować z pracy w agencji. Na szczęście ma wiernych przyjaciół i współpracowników, którzy jej nie zostawią.
Książka zapewnia rozrywkę w postaci dużej dawki humoru oraz zapowiadanych trupów, a także napięcia związanego ze śledztwem. Na wszystko to trzeba tu czekać połowę książki. Nim ofiary zaczną słać się gęsto będziemy wprowadzeni w szereg zabawnych sytuacji, które osoby spoza środowiska na pewno rozbawi i skłoni do stwierdzenia, że mają „literackiego Smarzowskiego”, czyli dzieło przerysowane, uwypuklające wady i ze zbyt wyraźnie rozpoznawalnymi bohaterami oraz wydarzeniami. Myślę, że jest to kolejna książka, po którą powinny sięgnąć osoby zaczynające swoją przygodę z literackim światkiem, aby mogły dowiedzieć się, co je tak naprawdę czeka.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz