Etykiety

czwartek, 8 grudnia 2022

Natasza Socha "Kolęda na cztery ręce"


Zamknięci w kokonach tego, co wypada i czego nie wypada stajemy się niewolnikami zakładanych codziennie masek. One sprawiają, że czujemy się bezpiecznie i pewnie w swojej codziennej szarzyźnie i zabieganiu. Zapominamy zadbać o siebie, swoje emocje, poczucie, że zrobiliśmy coś fajnego i dobrego. Nawet jeśli uczestniczymy w ciekawych projektach to stają się one częścią codziennej rutyny i przestajemy odczuwać nastrój świętowania. Dni przelatują przez palce, godziny na zwykłych obowiązkach i weekendowej nudzie, której z powodu braku pomysłów na siebie brakuje wypełnienia.
„Po prostu jakoś żyję – stwierdziła Paulina, ale kiedy powiedziała to na głos, dotarło do niej, jak smutno to zabrzmiało. Zupełnie jakby nie miała żadnego planu nie tylko na życie, ale również na samą siebie. Jakby żyła od poniedziałku do poniedziałku, od jednej wypitej kawy do drugiej. A co było pomiędzy? Ludzie mieli jakieś hobby, fascynacje, coś, co wywoływało u nich szybsze bicie serca. Czy ona mogła powiedzieć to samo o sobie?”.
Paulina jest jedną z tych sfrustrowanych i nieszczęśliwych ludzi, którzy nie dostrzegają radości w prozie życia. Żyje po to, żeby przetrwać kolejny dzień. Skupiona na sobie, swoim poczuciu nieszczęścia i nijakości, przetrawianiu emocji, analizowaniu jak bardzo życie ją skrzywdziło. Jakby tych klęsk było mało zbliżają się święta, czyli czas spotkań z bliskimi, za którymi nie przepada, bo mają tak samo jak ona skwaszone miny tylko tej swojej nie dostrzega. Może dlatego tak bardzo razi ją to u innych? Do tego daje się wyciągnąć na imprezę urodzinową, którą próbuje przetrwać sącząc kolejne drinki. I właśnie upicie się wyzwala w niej to, co w sobie tłamsi: chęć wyróżniania się, eksperymentowania i podążania za głosem serca. Uleganie pragnieniom po pijaku zawsze kończy się katastrofalnie. Tak jest też i w jej przypadku. Pod wpływem impulsu wybija sklepową szybę, a później próbuje założyć ubrania eksponowane na manekinach.

„To zastanawiające, że o wiele łatwiej jest popełnić głupotę niż zrobić coś dobrego. Zupełnie jakby człowiek z założenia był zły i potrafił tylko psuć wszystko, czego się dotknie”.
Kończy się przewidywalnym zatrzymaniem przez policję. Paulina po wytrzeźwieniu i obejrzeniu nagrań z monitoringu zdaje sobie sprawę, że teraz jej życie bardzo się zmieni. Oczywiście na gorsze. Ku jej zaskoczeniu szef fundacji, w której pracuje wyciąga do niej pomocną dłoń, a sąd zasądza roboty społeczne i oczywiście odszkodowanie dla sklepu. To pierwsze przyniesie ciekawe doświadczenia i stanie się prawdziwą szkołą życia, bo nasza bohaterka będzie musiała adoptować „babcię” na święta, czyli całkowicie obcą samotną staruszkę.
Bohaterki podchodzą do siebie z nieufnością, badają swoje granice, obserwują się i sprawdzają jak daleko mogą się posunąć. Pani Maria od pierwszej chwili zaskakuje młodą kobietę, zmusza ją do spojrzenia na wiele spraw w swoim życiu z innej perspektywy, zachęca do eksperymentowania i doświadczania życia oraz uczy radości ze świąt.
„Otóż żyjemy w czasach zmian. Mimo to jest jedna rzecz, która pozostała w zasadzie niezmienna: obchodzenie świąt Bożego Narodzenia. Nawet gdy religia odgrywa coraz mniejszą rolę, a przez niektórych jest wręcz całkowicie pomijana, to jednak entuzjazm i radość związane ze świętami są niezmienne”.
„Kolęda na cztery ręce” to piękna, wielowątkowa opowieść o sile miłości, przeznaczeniu, magii świąt, radości z życia. Mamy tu poruszające i pouczające historie. Do tego dzięki pracującej w fundacji zajmującej się adopcją dziadków Paulinie pisarka w fabułę wplata ważny wątek społeczny: samotność osób starszych. Widzimy, że czasami to wynik straty bliskich, czasami złych decyzji w młodości. Bardzo mi się podoba społeczne, rodzinne podejście do tego zagadnienia. Mamy tu dwie strony, które dają coś od siebie i dzięki temu zyskują to, co potrzebują. Dostrzegamy, że świat nie musi toczyć się wokół transakcji finansowych, a spędzanie czasu z młodym pokoleniem nie musi być pokazane jako wyczerpująca harówa tylko zagospodarowanie wolnego czasu, zyskanie bliskości i możliwości dzielenia się z innymi własnymi doświadczeniami. Autorka uświadamia, że czasami w rodzinach brakuje dziadków, a starszym osobom czasami brakuje wnuków oraz poczucia przynależności do rodziny. I właśnie naprzeciw takim potrzebom wychodzi fundacja, w której pracuje Paulina. Oczywiście nie wszystkie adopcje są idealne, nie wszyscy chcący adoptować będą dobrze pasowali i mieli dobre relacje. Problemu różnicy poglądów czy odmiennego podejścia do wiary też tu nie zabraknie.
Szczególnym projektem jest tu adopcja osób starszych na święta, czyli zapraszanie ich do wigilijnego stołu. I to może zrobić każdy z nas. Wystarczy rozejrzeć się wokół i zaproponować wspólny wieczór. I nie musi być on koniecznie w kontekście religijnym tylko zwyczajnego spędzenia razem czasu, rozmów, dzielenia się doświadczeniami.
Natasza Socha po raz kolejny swoim czytelnikom podsuwa lekką, pełną humoru historię z dużą dawką wiedzy, życiowej mądrości. Nie jesteście przekonani? To przeczytajcie tylko kilka (a jest ich tam dużo więcej) cytatów z lektury:
„Zacytował słowa Barbary Bush, żony byłego amerykańskiego prezydenta, która powiedziała kiedyś, iż każdy człowiek, bez względu na stan swojego konta, ma coś, co może dać innym. Swój czas. Swoje zainteresowanie. Pomoc. To nieprawda, że małe rzeczy nie mają znaczenia, a drobne uczynki nie zbawią świata. Czasem zwykły gest może się okazać tym, czego potrzebowała druga osoba”.
„Tak naprawdę chodzi o to, żeby zrobić coś dla siebie. Nie dla męża, nie dla siostry, partnera, kuzynki po ciotecznym wujku ze strony ojca, nie po to, żeby coś komuś udowodnić ani pochwalić się swoją odwagą. Nie dla chomika, jeżyka, kotka, na przekór komuś albo pod wpływem złości. Powinniśmy to zrobić dla siebie, ponieważ akurat w tym momencie mamy ochotę na zmianę, po której poczujemy się lepiej”.
„W życiu chodzi o to, żeby czasem rozwalić od środka kokon, w którym się zamknęliśmy, i wyjść na świeże powietrze tylko po to, by zrozumieć, że niczego nie trzeba się wstydzić”.
„Mam na myśli to, że nawet najdrobniejsze, niepozorne zmiany potrafią tchnąć w naszą codzienność odrobinę nowej energii. To coś jak wyjście z rutyny i rozwinięcie skrzydeł. Jednym może się to wydać głupie, ale tak naprawdę nie chodzi o tych innych, tylko o nas. Nikt nie ma prawa odebrać nam chęci do zrobienia czegoś szalonego. Nikt nie ma prawa nas dołować, wysysać  energii i odmawiać radości, którą każdy z nas miał jako dziecko. Pozwoliliśmy ją sobie odebrać, bo nie wypada, bo jesteśmy dorośli. A ja ci mówię: załóż spódnicę z tiulu, a do tego czarną skórzaną kurtkę, wyjdź na ulicę, uśmiechnij się, zatańcz, odblokuj w sobie wszystko to, co cię dławi, i zacznij od nowa. Chodzi o to, żebyś w pierwszej kolejności pomyślała najpierw o sobie i o tym, że nie ma żadnej konieczności tłumaczenia komukolwiek, dlaczego tak, a nie inaczej się zachowujesz”.
„Jeśli w porę nie wybaczysz, nie weźmiesz się za bary z własną dumą i nie zrozumiesz, że nie można być obrażonym w nieskończoność, to w pewnym momencie okaże się, że już nie ma czego ratować. Bo nagle wszystko się zmieniło i każde poszło w swoją stronę”.
„Każdy z nas ma jakiś bagaż z przeszłości. Różnica między tymi, którzy są w stanie iść dalej i rozwijać się w kolejnych romantycznych związkach, a tymi, którzy się pogrążają, polega na przebaczeniu. Przebaczenie pozwala nam schować ten bagaż tam, gdzie jego miejsce. W końcu jak można rozpocząć nową przygodę, nie rozpakowując bagażu z poprzedniej?”.
„Trzymanie się pewnych rzeczy pozwala nam usprawiedliwić nasze wcześniejsze decyzje i daje poczucie, że postąpiliśmy słusznie, bo tak nakazywało nam sumienie. Faktem jest jednak, że czasem zaczynamy jeszcze bardziej wyolbrzymiać problem, a wtedy trudniej zawrócić. Nie dociera do nas, że dobrze jest nieraz odpuścić i ruszyć dalej, by stworzyć coś lepszego dziś i jutro. Ale do tego potrzeba odwagi i dużo wysiłku”.
„Jeśli zdarzyło ci się utknąć w czymś, o czym wolałabyś zapomnieć, spróbuj zmienić kontekst i otoczenie, w jakim myślisz o przeszłości. Nie patrz na to jak na jakąś tragedię, tylko zastanów się, czy twój upór ma sens. Przemyśl to na chłodno. Obiektywnie. Wyciągnij z tego doświadczenia wnioski, zwróć uwagę, jakie pozytywne elementy niesie ono ze sobą, i uwolnij się od bólu, poczucia krzywdy i winy. Te uczucia nie pomagają ani tobie, ani nikomu innemu. One tylko sprawiają, że cierpisz”.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz