Pisanie powieści historycznej zawsze jest wyzwaniem. Zwłaszcza takiej, o której bohaterach wiemy bardzo mało, bo z nielicznych zachowanych dokumentów i zapisków. Życiorysy powstałe w czasach początków druku mają dużo luk i znaczone są kolejnymi wojnami, traktatami, podróżami oraz narodzinami dzieci. I tak właśnie jest w przypadku Elżbiety Rakuszanki, żony Kazimierza Jagiellończyka nazywanej matką królów, bo jej potomkowie znaleźli się na wszystkich dworach Europy. Nim jednak do tego doszło jej los był niepewny, a ona sama pełna wątpliwości, złych przeczuć. Przyjazd do Krakowa wiązał się ze strachem. Była młoda i świadoma deficytów swojej urody: krzywych zębów, garbu i sporego brzucha nie dało się ukryć pod żadną suknią. Modne stroje wręcz podkreślały jej deficyty. Do tego długa, wyczerpująca podróż w chłodzie i prześladująca ją wizja tego, że zostanie odesłana przez króla Polski do domu. Naprzeciw niej wyjechała królowa Zofia, matka jej przyszłego małżonka. Jej ciepłe przywitanie kontrastowało z chłodem Kazimierza, który nawet nie spojrzał na przyszłą małżonkę. Do tego doszło odwlekanie daty ślubu. Osiemnastoletnia kobieta świadoma swojej cielesnej szpetoty spędziła w swoich komnatach czas pełen niepewności. W końcu nastał ten dzień: zawarła ślub, by poczuć kolejne rozczarowanie. I wydaje się już, że tak będzie wyglądało jej życie: pełne smutku i walki z kompleksami, znoszeniem nieprzychylnych spojrzeń. Jednak z historii wiemy, że była bardzo dobrą żoną, z której zdaniem liczył się król. Do tego urodziła trzynaścioro dzieci. Mimo tego razem z bohaterkę przeżywamy jej strach, niepewność, poznajemy wątpliwości, a wszystko przez to, że książka napisana jest jakby była relacją samej królowej. Jej oczami widzimy życie na dworze, układy, spiski. Jej siła polegała na otwartości i chęci nauki oraz lojalności wobec męża i jego domu. W duchu myślenia o interesach dynastii Jagiellonów i dbania o kraj wychowała dzieci. Z uporem od pierwszych chwil uczyła się języka polskiego, aby móc porozumieć się z każdym. Dobrze wykształcona swoimi umiejętnościami przewyższała małżonka, a mimo tego miała w sobie dużo skromności i wiedziała, w jaki sposób może być jego wsparciem w rządach.
Życie Elżbiety (jak większości ówczesnych kobiet) nie było łatwe. Usiane
porodami, dyskryminacją, koniecznością wysłuchiwania seksistowskich tekstów
kapłanów. Cięta riposta, miłość męża i liczne potomstwo powoli i systematycznie
pozwalały jej na rozwijanie swojej siły. Dorota Pająk-Puda pozwala nam
obserwować jak niesamowitej metamorfozy doznała bohaterka, która do Krakowa
przybyła z poczuciem małości, brzydoty i bardzo niepewna, a umierała mając
poczucie siły i potęgi stworzonego rodu.
Elżbieta pochodząca z Habsburgów na początku władała niemieckim, francuskim,
łaciną. Polski był jej obcy mimo, że w jej żyłach płynęła piastowska krew, bo
była córką Zygmunta Luksemburskiego będącego synem cesarza Karola IV i Elżbiety
Pomorskiej, wnuczki Kazimierza Wielkiego.
Niby poznajemy tylko losy królowej od 1454 roku, ale z rozmów i jej wspomnień
możemy dowiedzieć się troszkę o jej trudnym dzieciństwie.
Prosta kompozycja oparta na chronologii pozwala na dobre umiejscowienie w
czasie. Daty i ważne wydarzenia sprawiają, że przy okazji osoby, które z lekcji
historii nie potrafiły zapamiętać przełomowych wojen, umów oraz relacji łatwiej
się odnajdą i będą miały szansę na zapamiętanie, lepsze rozeznanie w historii
naszego kraju. Poza dobrze napisaną biografią stylizowaną na autobiografię jest
to opowieść pełna emocji, pozytywnych wzorców, pokazania, że uroda przemija, a
wiedza i umiejętności dyplomatyczne zawsze się przydają. Pierwszoosobowa
narracja sprawia, że mamy wrażenie bliskości bohaterki. Wchodzimy w świat jej
emocji. Nie jest tu posągową królową tylko kobietą z całą gamą dylematów,
wątpliwości, z niepokojem patrzącą na swoje ciało i przeżywającą kolejne ciąże,
a później rozstania z dorastającymi i umierającymi dziećmi. Każdy rozdział to
kolejny rok, przez co ich długość zależy od tego, ile ważnych wydarzeń w kolejnych
latach było, w jak wiele spraw królowa była zaangażowana. Autorka nie rozwleka
tu opowieści. Mamy minimum z całym mnóstwem niedopowiedzeń, sugestiami, czyli
tyle, ile wiemy o samej postaci. Myślę, że warto sięgnąć po tę książkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz