Salon
prof. Dudka (obecnie Salon im. prof. Dudka) jest specyficznym „ruchem”
ludzi wykształconych, prezentujących różnorodne poglądy i chęć ciągłego
poznawania świata. Jest w nim wiele z dziecięcych instynktów
odkrywczych, ale jednocześnie można zaobserwować „zastyganie”
określonych nurtów myślowych, idei w poszczególnych „salonowiczach”.
Wspólne spotkania, rozmowy, dyskusje na różnorodne tematy (od polityki
przez kulturę, medycynę po nauki paranormalne, jaką np. jest astrologia)
uczeni mają okazję podzielić się swoimi poglądami, zweryfikować je. Nie
zamykają się w swoim własnym świadku wyobrażenia o odkrytej „prawdzie
absolutnej”. Podczas piątkowych spotkań stwierdzają, że ich prawda jest
zaledwie prawdą pragmatyczną, i że inne są równie prawomocne.
Salon z czasem obrósł lepszą lub gorszą legendą. Powstało wokół niego wiele mitów, które przyczyniły się do powstania wielu prac na temat jego funkcjonowania. Ponieważ żyjemy w świecie nowoczesnych mediów i one w znacznym stopniu decydują o tym co wiemy, a czego nie wiemy, również i one przyczyniają się do kształtowania wizerunku „Salonu”
Gościem specjalnym spotkania nr 477 w „Salnie im. prof. Dudka” był Łukasz Ciona (dziennikarzem, reporterem i prezenterem TVP Wrocław). Młody dziennikarz-dokumentalista przed zaprezentowaniem swojego dzieła został niezbyt skromnie (ja odniosłam wrażenie, że jest to młody narcystyczny jedynak wychowany w kulturze samouwielbienia) zapewniał uczestników, że film jest dokumentem o „Salonie prof. Dudka” ("Salon III Rzeczpospolitej? Fenomen wrocławskiego Salonu na tle życia salonowego we współczesnej Polsce"). Później, podczas początkowej ostrej krytyki filmu, bardzo szybko wycofał się z twierdzenia, że jest to film dokumentalny i poszedł w kierunku określenia gatunku, jako: „dokument z elementami fabuły”. Dla mnie film ten był bardziej fabularny z elementami dokumentu… Ustawieni aktorzy, czasami ludzie, których widziałam na „Salonie” dwa, trzy razy.
Z powodu braku profesjonalizmu reżysera zabrakło wypowiedzi prof. dr hab. Bożena Klimczak. Młody człowiek jeszcze miał czelność oskarżyć cenioną przeze mnie panią profesor o niewyrażenie zgody na współpracę przy filmie. Jak mogła zareagować kobieta szanująca swoją prywatność, kiedy podszedł do niej nieznany jej mężczyzna i spytał się, czy chciałaby się wypowiedzieć do kamery? Wszystko bez wyjaśnienia tematyki, przyczyny. Ja tez bym się nie zgodziłam i nigdy się nie zgadzałam. Kamer nie lubię.
Kolejnym minusem filmu jest jego przekombinowanie i pokazanie zupełnie absurdalnych elementów: jakieś postaci we mgle wymachujące rękoma (można się tylko domyślić, że podczas zadawania pytań, wygłaszania swoich poglądów), ciągłe pokazywanie miasta, jeżdżącego profesora (a zarazem promotora sławetnego reżysera), parę uwag krytycznych dotyczących funkcjonowania „Salonu” bez wyjaśnienia kontekstu i do tego sceny „żarcia” podczas przerwy, która miała niby służyć wymianie poglądów, co spowodowało, że „Salon” naukowy osoby z zewnątrz mogą spostrzegać, jako zwierzęce spotkanie dla nażarcia się (odpowiednim ujęciem kamery z najlepiej wychowanego człowieka można zrobić wieprza i reżyserowi doskonale się to udało).
Odniosłam wrażenie, że film ten nie był o „Salonie”, ale bardziej o jego twórcach, którzy znaleźli się w „Salonie” i ich promocja na tle tego słynnego na całą Polskę miejsca spotkań dla wybrańców.
Moim zdaniem można było zrobić bardziej realistyczny i bardziej dokumentalny film mniejszym kosztem. Być może to wiek i niedoświadczenie reżysera sprawiły, że jest on przekombinowany. Mam nadzieję, że nie popadnie on w jeszcze większy narcyzm po premierze filmu i będzie uczył się na błędach.
Jeśli jesteście zainteresowani filmem to już wkrótce będzie on emitowany w listopadzie we Wrocławskiej telewizji.
Ja chciałabym poświęcić troszkę miejsca pominiętej prof. Bożenie Klimczak (nie jestem z nią w jakikolwiek sposób związana zawodowo; nigdy nie studiowałam ekonomii), która zawodowo zajmuje się nauczaniem na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Ta starsza pani posiadająca niezwykłą klasę, wyczucie estetyczne (etyka też jest kwestią smaku) nie ogranicza się do swojej dziedziny (co jest cechą charakterystyczną „salonowiczów”). Zawsze, kiedy miałam okazję słyszeć jej wypowiedzi dotyczące kwestii filozoficznych, pedagogicznych, filologicznych byłam pod wielkim wrażeniem. Zawsze wypowiadała się rzeczowo, posiadała rozległą wiedzę, nabytą przez przeczytane książki, życie i własną refleksję. Te trzy aspekty połączone w spójną całość sprawiają, że jej wypowiedzi były bardzo życiowe oraz prezentowały dystans do swojej małości i podkreślały ciągłe poszukiwania (takiej skromności zabrakło na pewno młodemu reżyserowi, którego niezwykłym osiągnięciem było „wylecenie” z jednych studiów i skończenie drugich, co ze względu na ilość magistrów nie jest niesamowitym osiągnięciem).
Salon z czasem obrósł lepszą lub gorszą legendą. Powstało wokół niego wiele mitów, które przyczyniły się do powstania wielu prac na temat jego funkcjonowania. Ponieważ żyjemy w świecie nowoczesnych mediów i one w znacznym stopniu decydują o tym co wiemy, a czego nie wiemy, również i one przyczyniają się do kształtowania wizerunku „Salonu”
Gościem specjalnym spotkania nr 477 w „Salnie im. prof. Dudka” był Łukasz Ciona (dziennikarzem, reporterem i prezenterem TVP Wrocław). Młody dziennikarz-dokumentalista przed zaprezentowaniem swojego dzieła został niezbyt skromnie (ja odniosłam wrażenie, że jest to młody narcystyczny jedynak wychowany w kulturze samouwielbienia) zapewniał uczestników, że film jest dokumentem o „Salonie prof. Dudka” ("Salon III Rzeczpospolitej? Fenomen wrocławskiego Salonu na tle życia salonowego we współczesnej Polsce"). Później, podczas początkowej ostrej krytyki filmu, bardzo szybko wycofał się z twierdzenia, że jest to film dokumentalny i poszedł w kierunku określenia gatunku, jako: „dokument z elementami fabuły”. Dla mnie film ten był bardziej fabularny z elementami dokumentu… Ustawieni aktorzy, czasami ludzie, których widziałam na „Salonie” dwa, trzy razy.
Z powodu braku profesjonalizmu reżysera zabrakło wypowiedzi prof. dr hab. Bożena Klimczak. Młody człowiek jeszcze miał czelność oskarżyć cenioną przeze mnie panią profesor o niewyrażenie zgody na współpracę przy filmie. Jak mogła zareagować kobieta szanująca swoją prywatność, kiedy podszedł do niej nieznany jej mężczyzna i spytał się, czy chciałaby się wypowiedzieć do kamery? Wszystko bez wyjaśnienia tematyki, przyczyny. Ja tez bym się nie zgodziłam i nigdy się nie zgadzałam. Kamer nie lubię.
Kolejnym minusem filmu jest jego przekombinowanie i pokazanie zupełnie absurdalnych elementów: jakieś postaci we mgle wymachujące rękoma (można się tylko domyślić, że podczas zadawania pytań, wygłaszania swoich poglądów), ciągłe pokazywanie miasta, jeżdżącego profesora (a zarazem promotora sławetnego reżysera), parę uwag krytycznych dotyczących funkcjonowania „Salonu” bez wyjaśnienia kontekstu i do tego sceny „żarcia” podczas przerwy, która miała niby służyć wymianie poglądów, co spowodowało, że „Salon” naukowy osoby z zewnątrz mogą spostrzegać, jako zwierzęce spotkanie dla nażarcia się (odpowiednim ujęciem kamery z najlepiej wychowanego człowieka można zrobić wieprza i reżyserowi doskonale się to udało).
Odniosłam wrażenie, że film ten nie był o „Salonie”, ale bardziej o jego twórcach, którzy znaleźli się w „Salonie” i ich promocja na tle tego słynnego na całą Polskę miejsca spotkań dla wybrańców.
Moim zdaniem można było zrobić bardziej realistyczny i bardziej dokumentalny film mniejszym kosztem. Być może to wiek i niedoświadczenie reżysera sprawiły, że jest on przekombinowany. Mam nadzieję, że nie popadnie on w jeszcze większy narcyzm po premierze filmu i będzie uczył się na błędach.
Jeśli jesteście zainteresowani filmem to już wkrótce będzie on emitowany w listopadzie we Wrocławskiej telewizji.
Ja chciałabym poświęcić troszkę miejsca pominiętej prof. Bożenie Klimczak (nie jestem z nią w jakikolwiek sposób związana zawodowo; nigdy nie studiowałam ekonomii), która zawodowo zajmuje się nauczaniem na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Ta starsza pani posiadająca niezwykłą klasę, wyczucie estetyczne (etyka też jest kwestią smaku) nie ogranicza się do swojej dziedziny (co jest cechą charakterystyczną „salonowiczów”). Zawsze, kiedy miałam okazję słyszeć jej wypowiedzi dotyczące kwestii filozoficznych, pedagogicznych, filologicznych byłam pod wielkim wrażeniem. Zawsze wypowiadała się rzeczowo, posiadała rozległą wiedzę, nabytą przez przeczytane książki, życie i własną refleksję. Te trzy aspekty połączone w spójną całość sprawiają, że jej wypowiedzi były bardzo życiowe oraz prezentowały dystans do swojej małości i podkreślały ciągłe poszukiwania (takiej skromności zabrakło na pewno młodemu reżyserowi, którego niezwykłym osiągnięciem było „wylecenie” z jednych studiów i skończenie drugich, co ze względu na ilość magistrów nie jest niesamowitym osiągnięciem).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz