Etykiety

wtorek, 4 marca 2014

krytyk o krytykach

Przypadkowo przeczytałam dziś narzekania pewnej piszącej osoby, której nazwisko nie jest mi znane (tak dużo debiutantów, że trudno nadążyć). Ów twórca o dziwo nie żalił się na dochody z pisania (co ostatnio bywa praktykowane przez pewną piszącą osóbkę), ale na krytyków. Tymi wymagającymi komentatorami sztuki mieli być naukowcy podchodzący chłodno i naukowo do sztuki.
Zaczęłam się zastanawiać, który ze starszego pokolenia znawców współczesnej twórczości negatywnie i chłodno wypowiada się na temat dzieł. Zastanawiałam się i zastanawiałam. W głowie przelatywały nazwiska. No to może emocjonalnie? Nadal nic. Pustka.
No to może z nieco młodszego pokolenia? Zero nazwisk naukowców, którzy sztuką zajmują się jako przejawem kultury czy tendencji społecznych. Myślę sobie: „pewnie któryś z młodych naukowców”. Pytam się jednego znajomego, drugiego, trzeciego. Słyszę: „dobrze, że ludzie piszą, bo to znaczy, że jeszcze ktoś czyta”.
Samo racjonalne podejście do pisania i czytania. Sama zawsze powtarzam, że ludzie nie muszą czytać wymagających książek. Ważne, że czytają. Naukowcy raczej oceniają, w jaki sposób coś napisane, do kogo skierowane, jaki cel dzieła, o czym świadczy. Często nie rozumieją społecznych zachwytów nad książkami debiutantów, ale nie wszystko człowiek musi rozumieć.
Jedynymi złośliwymi krytykami kreującymi wielkość i małość literatury okazują się zgryźliwi i nieszczęśliwi dziennikarze, którzy nie rozumieją, że w społeczeństwie, w którym 10% to osoby po studiach i ciągle jeszcze mamy więcej tych, którzy skończyli tylko szkołę podstawową (oczywiście mówię tu o pełnoletnich). Wymagania pismaków, by te osoby czytały dzieła tak skomplikowane, jak wywody Heideggera dziecinne. Zabawne jest też oczekiwanie, że w takim społeczeństwie znajdą się osoby, które będą pisały kontrowersyjnie jak Freud na początkach swej działalności i awangardowo jak Mickiewicz wyrosły na oświeceniowych kanonach.
Ja takim osobom z uporem powtarzam, że nie ma czegoś takiego jak „gniot”. Istnieje jedynie literatura/film/malarstwo/teatr skierowana do określonych grup ludzi. Harlekiny też są potrzebne, ponieważ spełniają swoje funkcje terapeutyczne (jak cała literatura), a kto tego nie rozumie to już jego problem wewnętrzny. Oczywiście to nie znaczy, że ja muszę czytać je w wolnym czasie. A jak muszę czytać w pracy to zachwalać czy ganić. Wystarczy, że wykażę cechy takiego dzieła i do kogo moim zdaniem jest skierowane. Jeśli faktycznie mamy do czynienia z innowacyjną sztuką można opisać, co w niej niezwykłego, ale zawsze należy pokazać, komu owa innowacja się spodoba, a komu nie.

2 komentarze:

  1. a ja czasami mam wrażenie, że interpretacje krytyków typu "co autor miał na myśli" najbardziej zdumiewają samych autorów, którzy do czasu ukazania się recenzji nie mieli pojęcia, o czym napisali :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mylisz krytykę ze szkolna interpretacją :-)

    OdpowiedzUsuń