Karolina Wojtaszek, Ogniste
skrzydła, Brzezia Łąka 2013 (tom I z serii „Miasto Aniołów”)
Shakespeare powiedział: „Są rzeczy na niebie i na ziemi, o których
się filozofom nie śniło”. „Nierealny” świat istnieje obok tego, w którym żyje
bohaterka. Jest do niego konkretne przejście jak we „Władcy Lewawu”
Terakowskiej. Wszystko w nim jest bardziej skomplikowane niż w zwykłym ludzkim
świecie. Od pierwszych stron dowiadujemy się o niezwykłościach, które zaczęły
towarzyszyć jej codzienności. Czy nowy znajomy wplącze ją w kłopoty? Czy
największy przyjaciel to największy wróg? Kto jest tak naprawdę dobry, a kto
zły? Kto zdradzi? Kim tak naprawdę są członkowie jej rodziny i po której
stronie stoją?
Książka jest interesująca, język łatwy i opisowy. Nawet nie
zauważyłam, kiedy przeczytałam ze względu na prostotę języka. Krótkie rozdziały
pozwalają przemykać się łatwo przez następne odkrycia i doświadczenia
bohaterki. Mimo tego mam mieszane uczucia, co do książki. Zabrakło mi opisów
wielu rzeczy, dość znaczącego zakończenia. Miałam wrażenie, że bohaterka nic
nie robi oprócz obserwowania akcji innych. Jej aktywność jest niewielka i gdyby
nie wątek miłosny (w stylu dla nastolatków) to nie działoby się nic, a Victoria
nie wiedziałaby niczego o wydarzeniach poza miejscem, w którym ma odzyskać siły
i zdobyć umiejętności. Całość rozkręca się dopiero pod koniec i nagle zdajemy
sobie sprawę, że to już koniec książki.
Ma to być cykl. Może i dobrze, ale z drugiej strony, ja wolę
opasłe tomiszcza, w których znajdziemy ostateczne rozwiązania. Tu raczej go nie
będzie, jak i w kolejnych tomach, ponieważ dobro walczy ze złem o równowagę.
Wygranie którejkolwiek ze stron oznacza zagładę świata. A może ona nastąpi?
Zamiast szczęśliwego zakończenia staniemy się świadkami zawładnięcia świata „Piekłem”?
O tym dowiemy się w kolejnych tomach, które zapewne wkrótce się pojawią.
Podejrzenia wysnułam na podstawie grubości książki (około 170 str.), które
miały prawdopodobnie zachęcić do dalszej lektury i być chwytem ekonomicznym,
który w razie niepowodzenia książki zatrzymuje wydawanie kolejnych części. Jak
powiedzie się życie osobiste Viktorii?
Powodzenie książek z elementami magii, walk dobra ze złem,
smoków i innych mniej lub bardziej realnych elementów zależy od tego, czy jak
Rowling (autorka Harrego Pottera dla niewtajemniczonych) lub Meyer („Zmierzch)
trafi na zagorzałych czytelników, czy media wywołają szum, czy znajdzie się
chętny reżyser. Zastanawiałam się dość długo nad wiekiem bohaterów. Studenci,
więc i pełnoletni (mogą chodzić do nocnych klubów na imprezy). Dlaczego akurat
studenci? Zwykle cykle zaczyna się od dziecięcych czy nastoletnich bohaterów.
Harry Potter był w wieku szkolnym, szedł do pierwszej klasy. Bella Swan miała
siedemnaście lat. W „Gildii magów” też była dziewczynka, a nie kobieta. Hobbici
(Tolkien „Władca Pierścieni”) natomiast byli starsi, ale to dziwne plemię, więc
i przygody zaczynało późno.
Jest to książka zdecydowanie dla nastolatków. W jakim wieku
po nią sięgną zależy od tego, kiedy o niej usłyszą. Dla starszych, wymagających
i obytych czytelników będzie to miła lektura, którą da się czytać w każdym
miejscu (nawet w piaskownicy czy tramwaju).
Przy okazji pisania o książce na pochwałę zasługują Izabela Surdykowska-Jurek i Magdalena Muszyńska, które zaprojektowały okładkę przyciągającą uwagę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz