„Róża” reż. Wojciech
Smarzowski (2011)
Doskonały film o „bandytach”
i „zwycięzcach”. Miejsce akcji: Mazury. Na odzyskane ziemie polskie
przyjeżdżają „zwycięzcy”. Nie mają tu łatwego życia, ponieważ „niemieckie bydło”
(czyt. miejscowa polska ludność) nie chce współpracować i wyjeżdżać z kraju.
Ich udział w plebiscycie (nie głosowali tak, jak partia sobie życzyła) świadczy
o braku patriotyzmu. Do tego żądają pomocy w odminowaniu pól czy wsparcia
zbożem. W tych warunkach „zwycięzcom” trudno żyć, ale jakoś sobie radzą. Swoje
męskie potrzeby realizują na znienawidzonych „Niemkach”, a ujściem emocji są
walki z mężami przyjezdnych ze wschodu. Gwałtów i bicia jest sporo, ale takie
były czasy.
„Bandyci” utrudniali
władzy pracę: nie zmuszali „Niemek” do wyjazdu z Polski, odminowywali pole, nie
chcieli zapisać się do partii, nie chcieli brać udziału w nowych strukturach
państwa i zmuszali do poświęcania im czasu we więzieniach. Istni dzikusi.
Film Wojciecha
Smarzowskiego jest tak dobry, że brakuje słów. Robi niesamowite wrażenie, a do
tego pokazuje potomkom „zwycięzców”, jakimi „wspaniałymi” ludźmi byli ich
rodzice z klubu samouwielbienia zwanego Partią. W „Róży” zawarto doskonały
obraz tamtych czasów: walki o przetrwanie, walki z władzą, innymi ludźmi,
którzy patrzyli na innych nieufnie. Dla wielu ludzi był to test na
wytrzymałość. Dlaczego inni na to pozwolili? Głupota stadna?
Najbardziej podoba mi
się zobrazowanie „Żołnierza Wyklętego” i pokazanie przez jego pryzmat „patriotów”
z Armii Czerwonej. Prostota, cierpliwość i skromność przeciwko przemocy i
samozadowoleniu oraz pysze. Terror siany wśród ludności sprawia wrażenie
trwania wojny, okupacji, a przecież to była nowa, wolna Polska, którą
sprzedawano.
Film należy spożywać z „Oddziałami Wyklętych”, „Listą oprawców”, „Tam i z powrotem”, „Zośkowcem”, „Polską Partią Robotniczą”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz