Paweł
Orzeł, Cudzesłowa, Szczecin, Bezrzecze "Forma" 2010
Zawsze boję się brać do ręki i oceniać książki ludzi w
moim wieku. Młodszych można skrytykować, kazać im się douczyć, starszym można
wytknąć stetryczenie intelektualne, demencję starczą, zdziecinnienie. A co z
ludźmi w moim wieku? Jeszcze większy strach jest, kiedy ta osoba ma podobne
wykształcenie. Strach się bać. Jednak podniosłam rękawicę i czas na relacje z
walki. Było ciężko. Książka jest kpiną z czytelnika – takie odnosimy pierwsze
wrażenie. Zlepek słów, sensów, obrazów, nadawanie nowych znaczeń, gubienie się
w labiryntach tego, co dane było nam przeczytać.
Brnęłam przez tydzień. Miejscami płynęłam, miejscami
przecierałam szlaki mojego intelektu. Tak, mojego, bo ta książka zmusza
czytelnika do wysiłku i nie daje prostych rozwiązań, sposobów odczytu, przepisu
na czytanie. Za każdym razem, kiedy sięgałam po książkę w mojej świadomości
głos powtarzał: „Już nie ma nic nowego. Już nic nowego nie może powstać.
Wszystko to cudze słowa. Wszystko już było”. Wszystko jest zlepkiem cudzych
słów. Już nikt nie może pochwalić się oryginalnością. W „Cudzychsłowach” Paweł
Orzeł pisze o tym: „…nie ma tekstów oryginalnych (są jedynie teksty obsesyjne)…”.
Zbiór „Cudzychsłów” jest prawdziwym wyzwaniem, ale posiada
wielką zaletę: nie potrzebna nam zakładka. Można czytać od dowolnego miejsca,
kończyć w dowolnym, przerywać, wracać po dniach, tygodniach, miesiącach i znowu
starać się odnaleźć znane słowa. Prawdziwe ćwiczenie mózgu. Do tego niesamowita
podróż. „Każda podróż czy inna wizyta jest traumatyczna. Tkwi to w jej
najgłębszej podświadomości” – można tymi słowami nie tylko podsumować wyjazdy,
proces twórczy, ale i próbę wejścia w dzieło. Każde zetknięcie się z książką
(jakąkolwiek) jest nieco traumatyczne, budzi strach przed nieznanym, ciekawość
świata.
Przez „Cudzesłowa” wydaje się pobrzmiewać nuta
Postmanowskiej apokalipsy intelektualnej: strzępkowości wiedzy, natłoku
informacji. Całość doskonale podsumowuje wstęp zaczerpnięty z „Występku. Esejów o pisaniu
i czytaniu” Michała Pawła Markowskiego: „Od razu na wstępie zapowiadam, że
w książce niniejszej, która jest zbiorem esejów, a nie naukową
dysercją, świadomie zrezygnowałem z przypisów [...]. Cytuję w niej –
jak zawsze – bardzo dużo, tym razem jednak nie podaję żadnych odsyłaczy
i nawet nie wyjawiam źródeł bibliograficznych drukowanych już tekstów
(choć stanowią one połowę książki)”.
Książka nie
jest do czytania. Jest do delektowania się. Myślenia. Analizowania. Powracania.
Książka nie ma fabuły. Ona ma zmuszać nasze rozleniwione szare komórki do
wysiłku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz