Etykiety

wtorek, 29 marca 2016

Dorota Bartyzel – Dukaczewska: sukces to nie wyścig szczurów


Niezwykłe kobiety mają w sobie dużo energii, pomysłów, siłę przebicia i potrafią godzić wszystkie sfery życia tak, aby odczuwać równowagę, spełniać się w różnych rolach. Dziś zapraszam na spotkanie z Dorotą Bartyzel - Dukaczewską, korespondentką Bloomberg News, największej na świecie agencji informacyjnej i telewizji specjalizującej się w tematyce ekonomicznej, pierwsza szefowa Bloomberga w Polsce. Z mężem i synem zwiedziła niemal cały świat. Autorka "Siedmiu kręgów".

Jaka jest bohaterka „Siedmiu kręgów”?

Dorota Bartyzel – Dukaczewska: Moja bohaterka jest pewna siebie tylko na tyle, na ile tak postrzega ją świat. Przyjmuje na siebie rolę aktywną i sprawczą, idzie, jak burza, w którymś momencie jednak trudno odróżnić, kiedy w dalszym ciągu jest w roli, a kiedy - cokolwiek by nie zrobiła - dla świata taka już pozostaje - silna i skuteczna. Ale ona jest bardzo osłabiona i pozbawiona wiary w siebie. W życiu, tak to widzę, razem się swoim otoczeniem tworzymy pewną koncepcję siebie, np, nieudacznika lub "udacznika.'' Aż któregoś dnia czujemy, że ta rola - ona nie jest najlepiej dobrana. Moja bohaterka, wbrew wszystkim, chce wrócić do siebie, wręcz desperacko. A desperacko - niemal nikt jej w tym nie wspiera, wręcz odwrotnie.

Czy można pogodzić sukces w życiu zawodowym i osobistym?

Dorota Bartyzel – Dukaczewska: Nawet, jeśli przyjąć, że jest to „albo-albo'' to przecież w życiu ciągle godzimy sprzeczności, każdego dnia stawiamy tezy, żeby je obalać antytezami i szukać syntez. Jeśli oczywiście nie chcemy żyć w rzeczywistości jednowymiarowej, w jakiejś paranoi, że wszystko jest „łe'' albo wręcz odwrotnie - że jest idealnie. 

Sukces, wg mnie, jest w nas - w naszym poczuciu zgody ze sobą, bycia w porządku, w pomyśle na życie, w którym stąpając po ziemi, potrafimy się też nad nią unosić, jesteśmy duchem i ciałem, sercem i rozumem. Jestem absolutnie przekonana, że takie poczucie sukcesu jest możliwe - wtedy to, co robię idzie w parze z tym, jak żyję, i obie sfery - praca i dom po prostu się uzupełniają. 

Natomiast nie wypowiadam się na temat sukcesu mierzonego na czas, w szczeblach drabiny kariery, liczbą cyfr na koncie bankowym, i trupem, którym kładziemy rywali na naszej drodze sukcesu. Wiem, że ludzie pojmują sukces zawodowy jako zwycięstwo nad innymi. Czy taki sukces może przynieść szczęście osobiste? Z mojego punktu widzenia oczywiście nie, ale mówię tylko za siebie.

Metaforyczne i dosłowne „podcięcie gardła” potrafi przewrócić świat. W praktyce całe nasze życie jest takim widmem „podcięcia gardła”, ponieważ każdego dnia umieramy. Jak myśli Pani, dlaczego choroby i to poważne choroby zmuszają ludzi do przyglądaniu się życiu?

Dorota Bartyzel – Dukaczewska: Choroba czy traumatyczne doświadczenie to bardzo często przebudzenie. Najpierw wybudzany się ze snu, z życia w rutynie, nawyku, wygodzie, bo nawet, jeśli to życie. Choroby i doświadczenia traumatyczne to stop-klatki. Wszystko się zatrzymuje. Pojawia się nowe światło. W nowym świetle to, co było, nabiera nowych kształtów, ustawia się pod nowym kątem, przybiera nowe rozmiary, a z tego wyłania się nowy wymiar, a raczej wielość wymiarów. I już nic nie jest, jak było. Dekonstrukcje, z której stoicy, Jung, Fromm czy filozofia Wschodu, ale też wielu innych potrafią układać życie pełne. Ale pełne, nie znaczy ani lepsze ani gorsze. Znaczy takie jakie jest, bez zafałszowanych koncepcji, że będę zawsze młody, piękny i bogaty, bez kłamliwych autoafirmacji, bez płaskiej pozytywnej psychologii, która nie daje wsparcia w chwili tragedii, bez ślepej gonitwy za celem wyznaczonym przez rodziców, innych, czy tzw. zewnętrzna presję. Zatrzymujesz się i jesteś. Ze swoim bólem, ze swoja samotnością, ale też ze świadomością, że tak samo, jak ty - cierpią inni. To moment, w którym ego przestaje grać główne skrzypce i zaczyna się przejście do tego, co ważne, wartościowe, głębokie. Słowa zaczynają nabierać prawdziwego znaczenia o nie przejmujesz się tym, że może brzmią pompatycznie albo pretensjonalnie. Ja mam ten kłopot z językiem polskim, bo tutaj wiele słów jest albo zaanektowanych przez religię albo nawet politykę tudzież obśmianych w oficjalnej narracji sarkazmu, ironii i mody na cynizm. Więc miłość, wdzięczność, solidarność, równość, dobro, miłosierdzie, nawet współczucie, zwykłe „serce'' - tak, serdeczność, uprzejmość, bycie miłym - bywają tutaj traktowane podejrzliwie. A w momencie, w którym się zatrzymujesz - czy to choroba, czy nieszczęście, czy wstrząs (na przykład film czy książka) - budzimy się, bo budzi się w nas potrzeba bycia sobą - potrzeba kochania i bycia kochanym, potrzeba samotności, ale i obecności innych, potrzeba związku ze światem. Każdego dnia umieramy i każdego dnia się rodzimy, każdy koniec jest początkiem, a nawet tysiąc milowa droga zaczyna się od jednego kroku, itd., itd., itd..

Posiada pani wiele osiągnięć zawodowych, jest pani ceniona w swoim zawodowym światku, a mimo tego postanowiła pani zaistnieć w literackim światku. Co do tego panią skłoniło?

Dorota Bartyzel – Dukaczewska: Ja funkcjonuję w wielu „światkach''; pracuję wśród ekonomistów, którzy podśmiewają się z psychologów; wśród psychiatrów i psychologów, z którymi też pracuję, w dobrym duchu jest z kolei wytknąć palcem świat biznesu, mówiąc, co też on wyprawia z ludźmi, szeroko rozumiani humaniści, z którymi stykam się także przy różnych okazjach, za punkt honoru stawiają sobie nieznajomość elementarnych zasad gospodarki. Życie w wieżach z kości słoniowej - to przypominają mi rozmaite środowiska, nawet psychologów społecznych czy socjologów - trzy małpki - nie widzę, nie słyszę, nie mówię. Może, dlatego, że ja sama nie umiem się odseparować i jestem absolutnie przekonana, że, jak mówił Einstein, wszystko wiąże się ze wszystkim i jesteśmy od siebie współzależni - ja sama nie żyję w żadnym konkretnym ``światku.''

A, że pisanie książki miałoby mnie przenieść do świata literatury? Jakikolwiek on jest - nie po to piszę. Piszę, bo przychodzi moment, w którym robię to, w czym jestem obecna stuprocentowo; Mihaly Csikszentmihalyj określa ten stan jako "flow,'' stan, w którym jesteś "autotelic'' - samosterownie realizujący cel, który jest w tobie - nigdy nawet nie próbowałam tłumaczyć inaczej niż: bycie w tym, co kocham. Są sytuacje, kiedy nie potrzebujemy niczego poza tym, co jest - to pewnie jest miłość, macierzyństwo, sztuka - tworzenie jej, ale też odbieranie, wrażliwa obecność - mindfulness - gdzie umysł jest wszechzmysłem. W tym kontekście pytanie o "światek literacki'' zupełnie się do mnie nie odnosi.

Po jaka literaturę sięga pani najchętniej?

Dorota Bartyzel – Dukaczewska: G. Flaubert, M. Proust, Virginia Woolf ( w tym także jej esej o chorowaniu)), Albert Camus, Astrid Lidgren, John O'Donohue, Amos Oz,

Jak literaturę czytam Carola G. Yunga, Ernesta Fromma, Martina Bubera, E. P. Clarissę.

Co panią denerwuje w literaturze?

Dorota Bartyzel – Dukaczewska: Wszystko, co nie jest literaturą - masowe produkcyjniaki i tłukoksiążki, w tym także desperackie próby przypodobania się czytelnikom poprzez najcieńsze chwyty marketingowe i skomercjalizowane mutacje książek, taka książka genetycznie modyfikowana. (Po chwili namysłu) Żeby było jasne - ja się nie denerwuje takimi drobiazgami. Ja w ogóle niespecjalnie denerwuje w taki sposób typowy: nie złoszczę się, nie irytuję, nie używam słów nieparlamentarnych, odstręcza mnie chamstwo, agresja i wybuchowość innych, więc trzymam się od tego z daleka, np. od takiej nie-literatury.

Co robi pani poza pracą?

Dorota Bartyzel – Dukaczewska: Przede wszystkim, jak wyżej w części o „światach'' - ``pracuję w informacji'', a tu praca nie ma końca i początku… Do tego pasjonuję się mindfulnessem i prowadzę warsztaty oraz konsultacje indywidualne, a także piszę - więc tu także nie ma początku i końca. Z tym, że to nie znaczy, że ja jestem taka zaharowana, owszem, jestem zajęta, ale wszystko to robię niezbyt traktując to jako „pracę'' Poza tym jestem człowiekiem lasu - w lesie czuje się najlepiej, podróżuję dużo (tez pracuję za granicą) - z moim mężem i synem ciągle kombinujemy „gdzie by tu jeszcze?'', uwielbiam patrzeć na ludzi, obserwować świat, uwielbiam nic nie robić, z tym, że to nie znaczy: nie robić nic. Po angielsku jest takie rozróżnienie: doing vs being, robienie (działanie) vs istnienie (bycie), więc ja uwielbiam być.

Widziała pani film „Sufrażystki”? Jakie wywołał w pani emocje?

Dorota Bartyzel – Dukaczewska: OCZYWIŚCIE. PORUSZENIE. ŻAL, ŻE NIE JESTEM TAKA ODWAŻNA. TĘSKNOTA, ZA OSOBĄ, KTÓRĄ NIGDY NIE BYŁAM - DZIAŁACZKĄ. PODZIW DLA LUDZI, KTÓRZY POTRAFIĄ POŚWIĘCIĆ SIĘ TZW. SPRAWIE. ZŁOŚĆ NA LUDZKĄ GŁUPOTĘ I NIESPRAWIEDLIWOŚĆ.

Dziękuję za rozmowę

Dorota Bartyzel – Dukaczewska: Dziękuję Pani Anno.





3 komentarze: