Andy Griffiths, 39-piętrowy
domek na drzewie, il. Terry Denton, tł. Maciejka Mazan, Warszawa „Nasza
Księgarnia” 2016
Chyba każdy z nas w dzieciństwie marzył o domku na
drzewie. Wiele osób nawet rysowało skompilowane plany, które trudno było
zrealizować. Gdybyśmy posiadali o wiele większe drzewa, dużo lepsze materiały i
zdecydowanie więcej siły pewnie skończylibyśmy jak bohaterzy serii książek
o domku na drzewie Andego Griffithsa i Terrego Dentona. W każdym kolejnym tomie
przybywa w ich domku pięter. „13- piętrowy domek na drzewie” wydawał nam się
drzewnym wieżowcem z wieloma atrakcjami, dzięki którym Andy i Terry nigdy się nie
nudzą. Ich życie toczy się tu beztrosko. Oczywiście zawsze do czasu, kiedy wydawca
przypomina o kolejnym terminie oddania książki do wydania. Nagle okazuje się,
że już nie mają tak wiele czasu jak im się wydawało, ale jedynie całą dobę, a w
takim czasie trudno cokolwiek mądrego napisać. Kiedy już nie mają pomysłów, co
oddać wydawcy stwierdzają, że opis zajęć oraz rysunki uzupełniające go
doskonale się sprawdzą. Podobnie jest w przypadku kolejnego tomu.
Z czasem jednak bohaterowie postanawiają zrobić coś,
dzięki czemu nigdy, ale to nigdy nie będą musieli zawracać sobie głowy
pisaniem. Terry na trzydziestym dziewiątym piętrze konstruuje niezwykłą
maszynę, którą nazywa „Dawno, dawno temu”. Jej zadanie
polega na pisaniu interesujących, zabawnych książek wg wymyślonych przez nich
wzorców. Andy na samą myśl o czekającym ich odpoczynku, licznych zabawach bardzo się cieszy. Wspólnie ustawiają parametry, których ma się trzymać maszyna i cieszą
się wolnym czasem. Później jednak zmieniają zdanie i postanawiają sami
stworzyć książkę, ale drzwi domku są zamknięte. Okazuje się, że
maszyna „Dawno, dawno temu” zbuntowała się i nie pozwoli na przerwanie jej
twórczości. Niezwykle krytyczny mechanizm wytyka wady wcześniejszych prac
Andego i Terrego i postanawia zrobić wszystko, aby tym razem do rąk czytelników
trafiła naprawdę bardzo dobra lektura. Chłopcy nie są zachwyceni, ale jednocześnie
nie mogą nic zrobić, ponieważ maszyna wyrzuciła ich do lasu, w którym jest
domek Jill. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że jest to dom pełen
zwierząt, które wcale nie przejmują się gośćmi. Nieudana noc, przypomnienie
profesora Debillo będącego mistrzem odmyślania wszystkiego skłania bohaterów do
wybrania się na ciemną stronę Księżyca w celu odnalezienia i sprowadzenia na Ziemie wygnanego naukowca. Lecą tam pojazdem bardzo dziwnym, bo
jest to narysowana rakieta typu połącz kropki narysowaną przez Andego, który
rysować nie potrafi…
Sprowadzenie profesora okazuje się dość łatwe. Gorzej
jest z opanowaniem jego chęci odmyślania wszystkiego. W ten sposób znika coraz
więcej rzeczy ze świata do czasu, kiedy zostają bohaterzy i profesor. Istnieje
zagrożenie, że i oni mogą zostać odmyśleni. Wpadają jednak na sprytny pomysł
uratowania się z opresji. Jak uda im się przechytrzyć odmyślającego geniusza?
Czy Wszechświat po katastrofie odmyślania ma szanse jeszcze istnieć?
Mam wrażenie, że z każdym tomem autorzy serwują swoim
czytelnikom nie tylko coraz większą dawkę absurdalności i humoru, który pewnie
trudno będzie zrozumieć wielu dorosłym czytelnikom, ale i coraz więcej
przemycają systemów filozoficznych ukrytych pod płaszczykiem zabawnych historii.
Odmyślanie można tu porównać z wieloma spojrzeniami na świat słów. Począwszy od
wittgensteinowskiego spojrzenia na język jako na granice naszego świata, po
ciągłe dążenia do falsyfikacji, podważania praw, a nawet Putnama, kiedy cały
świat może być tylko kreację wynikającą poddawania mózgu odpowiednim bodźcom. Z
tego powodu książka będzie nie tylko interesującą i zabawną lekturą dla
najmłodszych, ale i pouczającym materiałem do szukania filozoficznych
inspiracji oraz prowadzenia dyskusji z dziećmi.
Serię polecam zarówno małym, jak i dużym czytelnikom.
Szybka akcja, doskonale pasujące do tego ilustracje sprawiają, że książka staje
się doskonałą rozrywka w czasie podróży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz