Etykiety

czwartek, 19 grudnia 2024

Kasper Lapp i Marc Armbruster "Ding! ... i pozamiatane" - gra

 


„Ding! …i pozamiatane” Kaspera Lappy z ilustracjami Marca Armbrustera to kieszonkowa gra karciana dla 2-7 uczestników w wieku od 7 lat. Rozgrywka jest szybka i prosta. Czas partii zajmuje około 10 minut. Autor gry słynie z  nagradzanej i lubianej „Magic Maze” i cieszącej się dużym powodzeniem  „That’s Not a Hat”. Marco Armbruster znany jest z gry „Załoga: W poszukiwaniu dziewiątej planety”.

Słowo „ding!” pochodzi z języka angielskiego, w którym jest onomatopeją naśladującą  dzwonek. Potocznie jest oznacza też uszkodzenie czy na odzwierciedlać zaskoczenie. W grze jest sygnałem dzwonka zatrzymującego grę i wykonaniem alternatywnej akcji do standardowej, którą jest kolejne odrzucanie kart. "Pozamiatane" z kolei odnosi się do zakończenia wygraną, czyli pozbyciem się wszystkich kart.


„Ding” należy do numerycznych gier karcianych, której rozgrywka polega na pozbywaniu się kart. Dużym urozmaiceniem jest tu modyfikacja kart w czasie każdej rozgrywki. Dodatkowe zasady znajdują się na kartach i przynoszą spore zaskoczenie, pozwalają na dodatkowe obserwacje reakcji graczy i modyfikowanie strategii gry, którą zaczynamy od ośmiu kart dla każdego gracza.


Karty są proste, czytelne, oznaczone symbolami pomagającymi odczytanie. Schematyczność wyglądu ułatwia rozgrywkę i pozwala szybciej zapamiętać zasady młodym graczom. Wielkim plusem moim zdaniem jest tu uczenie młodych graczy konieczności obserwowania reakcji innych graczy na karty.



Haim Shafir "Halli Galli": "Halli Galli Junior", "Halli Galli" i "Halli Galli Twist


Jeśli lubicie proste gry karciane ćwiczące refleks i spostrzegawczość to różne odsłony "Halli Galli" zapewnią Wam ciekawą rozrywkę z prostymi zasadami, które zrozumieją też najmłodsi. 


"Halli Galli" jest prostą grą karcianą, która pojawiła się na rynku w 1990 i od tamtej pory cieszy się dużym powodzeniem oraz rozrosła się do różnych wersji. Wydawnictwo Egmont przygotowało podstawową wersję oraz dwóch dodatkowych: Junior i Twist.

Każde pudełko zawiera 56 kart, dzwonek i instrukcję. Wszystkie wersje mają bardzo podobne zasady, co ułatwia granie i minimalizuje czas poświęcony na czytanie kolejnych instrukcji. Zawsze rozdajemy taka samą ilość kart między graczy. W czasie rozgrywki odsłaniamy po kolei po jednej karcie ze swojego stosu. Kiedy pojawia się wymagana para trzeba bardzo szybko nacisnąć dzwoneczek. Osoba, która zrobi to pierwsza oczywiście zdobywa stos kart wszystkich graczy. Celem jest zdobycie jak największej ilości. Wersje różnią się od siebie poziomem trudności. 





Halli Galli Junior skierowana jest dla najmłodszych. W rozgrywkach mogą brać dzieci od 4 roku życia. W pudełku znajdziemy karty z różnymi minkami klaunów w różnych kolorach. Trzeba dopasować dwie identyczne. Dzwoneczek dopełnia karty (też z wizerunkiem klauna)




Podstawowa gra Halli Galli jest nieco trudniejsza i można po nią sięgnąć z dziećmi od 6 roku życia. Na kartach znajdziemy ilustracje owoców. Znaczenie ma rodzaj owocu oraz ilość, więc dziecko musi potrafić liczyć. Ja ten zestaw wykorzystywałam też do nauki liczenia.




Halli Galli Twist jest najtrudniejszą wersją i mogą sięgnąć po nie dzieci od siódmego roku życia. Tym razem dużo operowania na kolorach i symbolach, co jest dość trudne dla młodych graczy.

Cała seria bazuje na prostym zadaniu: szukaniu par. Poziom trudności zależy od elementów znajdujących się na kartach, ich różnorodności. Każda rozgrywka pozwala na ćwiczenie refleksu i spostrzegawczości. Wielkim plusem jest duża rozgrywalność. 

Cechą charakterystyczną całej serii jest prostota zasad, dzięki której do gry możemy zaprosić dosłownie każdego. Sukces w rozgrywkach gwarantuje dobra spostrzegawczość i refleks, co sprawia że równe szanse w grze mają zarówno dzieci, jak i dorośli. Rozgrywki przynoszą sporo emocji, bo wymagają zaangażowania. Grafiki są dość proste, minimalistyczne, co ułatwia granie, ale szybko okaże się, że wcale ta prostota nie sprawi, że będziemy się nudzić. Dużą atrakcją dla dzieci jest tu dzwoneczek. Wielkim plusem jest tu też cena gier.




Reiner Knizia, Maciej Kur, Magdalena 'Meago' Kania "Delisie. Wielka imprezka"

 


Za każdym razem, kiedy biorę do ręki kolejny tom „Delisie” mówię do siebie: „Ależ ten komiks jest uroczy”. Sięgając po niego cieszę się jak dziecko. Fantastyczny świat kulinarnych postaci wciąga od pierwszej strony. Mało tego: te historie są pouczające. I właśnie z tego powodu wypatruję kolejnych. Zwłaszcza, że jest to komiks nie tylko ciekawy, estetyczny, ale też podbijający zagraniczny rynek. Seria Delisie, której pierwszy tom ukazał się w marcu 2022 roku w pierwszej kolejności wydano Kanadzie. To sprawiło, że byłam bardzo ciekawa, co przykuło uwagę młodych czytelników. Zwłaszcza, że kanadyjskie studio zainteresowało się nie tylko komiksem, ale też możliwością wypuszczenia różnorodnych gadżetów. Po lekturze muszę przyznać, że ten komiks jest fantastyczny i daje duże możliwości pracy i szkoda, że nie od Polski zaczyna podbój świata, ale w sumie nie ma to większego znaczenia. Ważne, że ciekawa rzecz trafi do młodych czytelników i być może niedługo doczekamy się różnorodnych maskotek, figurek, plakatów, kolorowanek (oj na te bardzo czekamy). Grę też już mamy z motywami z komiksu. Przydałyby się jeszcze puzzle. Postaci ponoć jest koło 200, więc może czekać nas niezła kolekcja laleczek, bluzeczek i innych gadżetów. To ma naprawdę duże zalety, bo można dobrać sobie taką, która reprezentuje ulubioną bohaterkę. Cieszy mnie to, że w zagranicznych mediach można znaleźć spore zainteresowanie tą serią. A to przecież dopiero początek. W Polsce właśnie do czytelników trafił czwarty tom i gra. Wszystkie fantastyczne. Maciej Kur z niesamowitą swobodą sięga po motywy z różnych baśni, legend i wplata je w akcję, więc obyty literacko czytelnik zdecydowanie nie będzie się nudził. Wyszukiwanie intertekstualnych tropów jest świetną zabawą. Zwłaszcza, kiedy tak jak ja po raz któryś z rzędu czyta się komiks z dzieckiem. Dziś opowiem Wam o grze.


"Delisie. Wielka imprezka" to gra planszowo-karciana w komiksowym uniwersum stworzonym przez wspomniany duet, czyli Macieja Kura (scenariusz) i Magdalenę „Meago” Kanię (ilustracje). Wielkim plusem jest autonomiczność gry, czyli nie trzeba znać żadnego tomu komiksu, aby po nią sięgnąć. Znajomość jednak sprawia, że czujemy się bardziej osadzeni w tym świecie. Sama rozgrywka przybliżona jest w bardzo ciekawy sposób, bo przez mini-komiks, z którego dowiadujemy się, że w Delilandzie odbywa się Święto Dobrego Smaku. Główne uroczystości są w trzech lokalizacjach: w Podniebnej Łakoci, Kurorcie Owoców oraz Herbaciarni Herbat na ulicy O’clock 5. Potrzebna jest koordynacja wszystkich działań, aby wydarzenie mogło się udać. Szefową tradycyjnie jest niezawodna Spaghetti (kto zna komiks to wie, że to właśnie ona nadzoruje prace w rodzinnej knajpie makaronów). W czasie rozgrywki można zdobywać jej przepisy, które dadzą dodatkowe punkty. Zadaniem graczy jest zatrudnianie kurierek dla Delisie. Znaczenie ma tu szybkość, ilość zdobytych przepisów, dostarczone produkty i promocje. W organizacji wydarzenia wszystkie te elementy mają duże znaczenie.


Całość jest bardzo estetyczna, w ciepłych, cukierkowych kolorach, z których słynie seria komiksów, w których króluje pastelowy różowy kojarzący mi się z malinami zmiksowanymi zsiadłym mlekiem (ach te smaki dzieciństwa). Ilustracje tak jak w historiach o Delisie mamy w stylu cartonowo-mangowym: postacie nakreślone prostą kreską mają duże, piękne oczy. W pudełku znajdziemy ciekawe żetony, drewniane znaczniki. Dla nas dużym plusem są możliwości dwóch sposobów rozgrywek opartych na pomyśle Reinera Knizia słynącego z gier logicznych. Na początku trzeba sobie przyswoić sporo zasad, ale ćwiczenie czyni mistrza i częste sięganie po grę pozwala na opanowanie ich.


Gra przewidziana jest dla minimum trzech osób, co jest sporym minusem, bo zwykle to ja gram z córką, ale jakoś dałyśmy radę. Za do dużym plusem jest duża rozgrywalność. Przy wyborze losowych kart z 29 i zmiennej ilości rozgrywających powtarzalność rozgrywek jest mało prawdopodobna. Do tego znaczenie mają wybory poszczególnych graczy. Punkty zdobywa się tu nie tylko za szybkość, więc osoby mające wolniejszy refleks też mają szanse.


"Delisie. Wielka imprezka" to ciekawa, estetyczna i bardzo przyjemna gra, która spodoba się miłośnikom komiksów oraz strategicznych.

Wydawca: Egmont

Ilustracje: Magdalena „Meago” Kania

Autor gry: Dr. Reiner Knizia

Autor scenariusza komiksu: Maciej Kur

Koloryzacja komiksu: Luninita Leonard

Liczba graczy: 3-6

Wiek: 10-110

Czas rozgrywki: 60 minut

Zasady gry:









środa, 18 grudnia 2024

Mariusz Brzezina "Bezdomny z wyboru"

 


Bezdomność jest wielkim problemem społecznym, który obrósł w liczne stereotypy i uprzedzenia. Poruszanie tego ważnego tematu pozwala na spojrzenie z większym zrozumieniem na osoby borykające się z kryzysem bezdomności, uświadomienie, że zagraża ona nie tylko niezaradnym. Można pokusić się o stwierdzenie, że każdy z nas jest potencjalnym bezdomnym. To, że nadal mamy dach nad głową to w dużej mierze kwestia zdrowia, szczęścia, korzystania z danych szans, wsparcia otoczenia. Co by było, gdyby tego zabrakło? Na to pytanie stara się odpowiedzieć Mariusz Brzezina w książce "Bezdomny z wyboru".
Bohaterem jest tu Adam Studnicki, wybitny lekarz zarabiający duże pieniądze na poprawianiu urody celebrytom. Jego żona prowadzi bardzo dochodowe salony kosmetyczne. Brak dzieci, liczne podróże i dużo pracy - wokół tych rzeczy toczy się ich wygodna codzienność, w której nie brakuje też spotkań ze znajomymi. To właśnie w czasie jednej z kolacji z przyjaciółmi Adam dowiaduje się o ciekawym projekcie znanego polskiego badacza pochylającego się nad różnymi bolączkami społecznymi. Światowej sławy socjolog zamierza przyjrzeć się, w jaki sposób poradzą sobie z bezdomnością osoby bardzo bogate. Wstępnie do projektu werbuje pięćdziesiąt z czego de facto zostaje ósemka. Każdy z nich ma swój powód, dla którego jest gotowy poświęcić obecne życie, aby coś zmienić. Nikt nie przewiduje jak niesamowicie bardzo doświadczenie bezdomności wywróci ich życie do góry nogami. Nudne, wygodne życie pełne kontroli bliskich z perspektywy ulicy wydaje się rajem. Czy każdy będzie miał szansę go docenić? Jak po powrocie będzie wyglądało ich życie? Jaką role odegrają rodziny uczestników eksperymentów.
Pomysł na powieść jest bardzo ciekawy. Mamy tu świetnie pokazane dotychczasowe wygodne i nudne życie klasy wyższej. Widzimy, w jaki sposób reagują na informacje o eksperymencie, jak bardzo zależy im na wyrwaniu się z aktualnej codzienności, która przestała dawać im satysfakcję i motywować do działania. Szybko przekonują się jak trudnym doświadczeniem jest bezdomność, w jaki sposób w różnych miejscach traktowane są takie osoby. Poznają smak rywalizacji między najbiedniejszymi, zobaczą jak wyglądają ucieczki w używki, jak wiele niebezpieczeństw może czekać na uczestników. Mamy tu akcję pełną niespodzianek pozwalających na uświadomienie sobie, że sama inteligencja i wykształcenie na niewiele się zdaje, kiedy człowiek pozostaje sam na ulicy. Na własnej skórze przekonają się jak bliscy i znajomi wpływają na postrzeganie ich, w jaki sposób pomagają w budowaniu prestiżu. Sama praca to za mało. Potrzebne jest też zaplecze społeczne i finansowe, czyli kapitał społeczny i ekonomiczny. Bez tego są nikim i muszą mierzyć się z najgorszymi doświadczeniami, walczyć o przetrwanie każdego dnia w świecie, w którym królują prawa dżungli. Zdarzenia są tu bardzo prawdopodobne, opisane prosto i zwyczajnie.
"Bezdomny z wyboru" Mariusza Brzeziny podsuwa wiele ważnych tematów, uświadamia, jakim złem jest znalezienie się poza marginesem życia społecznego, jak bardzo każdy z nas może być narażony na utratę dachu nad głową. Ciekawa książka skłaniająca do przemyśleń. Warto po nią sięgnąć.










Konrad Szantula "Utrata pamięci. Opium"


Machina systemu i układów wciąga i mieli osoby niedecyzyjne lub mogące mu zagrażać. Wówczas muszą być wyeliminowani lub pozbawieni pamięci. I to właśnie spotyka bohaterów książki "Utrata pamięci. Opium" Konrada Szantuly.
Do wydarzeń wprowadza nas pierwszoosobowy narrator będący tu kilkunastoletnim bohaterem budzącym się w szpitalu. Niestety nie pamięta niczego sprzed wypadku, nie może przypomnieć sobie, w jaki sposób i dlaczego wylądował na oddziale psychiatrycznym. Chłopak czuje się zagubiony i po kilku tygodniach pobytu w placówce medycznej z wytęsknieniem czeka na "wolność", która ma nadejść wraz z opiekunką socjalną mającą przetransportować go do domu dziecka, ponieważ w wypadku stracił rodziców. Szybko okazuje się, że nie jest jedyny. Kilku innych rówieśników ma podobną przeszłość: po wypadku budzą się w szpitalu, niczego nie pamiętają i nie maja rodziców. To sprawia, że postanawiają przeprowadzić śledztwo na temat osób zajmujących się nimi, okoliczności, w których zginęli ich bliscy. Narracja prowadzona jest z perspektywy religijnego nastolatka szukającego wyjaśnień. Amnezja utrudnia poszukiwania, powoduje zagubienie, ale też motywuje młode osoby do działania i wyjaśnienia, z czym mają do czynienia, jakiemu złu muszą stawić czoło.
Od pierwszych stron trafiamy do zaburzonego świata Konrada, którego brak pamięci uniemożliwia zrozumienie wydarzeń. Kolejne odkrycia, podejrzenia oraz wnioski sprawiają, że bohater ciągle zmienia swoje nastawienie i spojrzenie na osoby, z którymi ma kontakt. Akcję przeplata refleksja pierwszoosobowego narratora nad tożsamością, wpływem pamięci na nasze działania, śnienie i wpływ otoczenia na podejmowane decyzje.
Początkowo powolna akcja podkreślająca zagubienie Konrada, nakreślająca sytuację, w której się znalazł po dotarciu do domu dziecka i poznaniu rówieśników mających podobne doświadczenia przyspiesza. To tu nastolatki dostrzegają dziwne wydarzenia, próbują zrozumieć, w czym biorą udział oraz jakie są realia. Odkryją, że otaczający ich świat jest inny niż się wydaje. Zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a codzienność wydaje się zacierać granice między jawą a snem, możliwym i niemożliwym podsycając poczucie zagubienia bohaterów.
W książce mamy nastoletnich bohaterów i to z ich perspektywy pokazany jest świat. Infantylne spojrzenie, brak stabilności z powodu utraty pamięci i jednocześnie duża niekonsekwencja w tym, co pamięta się z przeszłości, a czego nie. Konradowi np. zostaje nawyk modlenia się. Jest nastolatkiem religijnym i przez ten pryzmat patrzy na świat. Pojawia się kluczowe pytanie: skoro niczego nie pamięta to skąd może wiedzieć, że jest religijny?
Każdy z bohaterów wzbogaca jego życie swoją historią, doświadczeniami, powoli odkrywanymi faktami oraz postawą wobec bycia "tu i teraz", które tu polega na braku znajomości takim samym braku przeszłości, jak i przyszłości. Pojawiające się przebłyski pamięci w postaci snów i wizji wprowadzają dezorientację w labiryncie tajemnic, z którego wyjście mają zapewnić narażające na różnorodne niebezpieczeństwa działania nastolatków. Pojawi się tu sporo wyzwań, prób zarówno fizycznych, jak i psychicznych. Nastolatki będą musiały stawić czoła swoim lękom, fobiom oraz pragnieniom.
Ciekawym pomysłem jest tu akcja tocząca się wokół utraty pamięci. Bardzo dobrze oddano nastoletnie podejście do życia, ale moim zdaniem zabrakło tu solidnej kwerendy wokół zjawiska utraty pamięci. Autor oparł się na swojej fantazji i niewiele ma ona wspólnego z realnym problemem amnezji. Plusem jest pokazanie jak niesamowicie ważna jest świadomość przeszłości, w jaki sposób kształtują nas rzeczy, które pamiętamy, jak to wpływa na nasze postrzeganie rzeczywistości. Wykreowany przez Szatulę świat jest surrealistyczny z elementami thrillera.






Naciąganie


-Naciągnęłam męża na kupno butów.
-A ja mojego na torebkę. -Mój mi zasponsorował fryzjerkę i kosmetyczkę Usłyszałam przechwałki w sklepie.

Zaczęłam się zastanawiać: "Jakim cudem?". I nie chodzi mi tu jakim cudem naciągnęły, ale jakim cudem są z kimś, z kim związek nie jest graniem do jednej bramki. Jeśli mamy zdrowe relacje to mamy wspólny majątek, wspólne konto, wspólnie dysponujemy zasobami, nie musimy pytać się drugiej osoby przy zwyczajnych zakupach, czy możemy coś kupić, nie musimy wykłócać się o opłaty, bo są ze wspólnego konta, na które wspólnie gromadzi się środki. Bycie w związku to granie do jednej bramki. Bycie w dobrych relacjach rodzinnych to też granie do wspólnej bramki. jeśli tego nie ma warto sobie odpuścić, bo na samym seksie łączącym dwoje ludzi daleko się nie zajedzie.

wtorek, 17 grudnia 2024

Ferdynand Tadeusz Wróbel "Jak hartował się biznes. Art-B i inni"

 

Należę do osób, które z jednej strony urodziły się za późno, żeby mieć szansę na wykorzystanie zmian ustrojowych, a z drugiej za wcześnie, aby w pełni korzystać w czasie wchodzenia w dorosłość z owych przemian. Dzieciństwo zawieszone między drugą połową lat 80 i pierwszą 90 dało dużą świadomość na temat tego jak bardzo komunizm różni się od kapitalizmu. Pierwszy biedny, upadający i przejedzony przez narzucone równanie w dół, a drugi w wersji drapieżnej, dzikiej, co skutkuje nieufnością zarówno do jednego jak i drugiego, ale też zainteresowaniem zmianami. Właśnie z tego powodu sięgnęłam po książkę "Jak hartował się biznes. (ART-B i inni)" Ferdynanda Tadeusza Wróbla.
Autor zabiera nas do lat 80. XX wieku. Poznajemy osobistą historię edukacji, w której dużą rolę odgrywają studia, staże oraz pierwsze doświadczenia zawodowe, a także erotyczne. Świetne opisano tu realia powszechnego alkoholizmu i nacisku na picie w pracy, ciągłego szukania okazji do uchlania się. Mamy tu też typowo patriarchalne spojrzenie na kobiety, przekonanie, że są gorsze, bo albo polują na mężów albo są łatwe, a jak nie jedno i nie drugie to wymawiają, wynajmu pokoju, bo "Po ponad dwóch latach gospodyni chyba miała dość zmieniających się panienek, bo delikatnie wypowiedziała mi umowę". Ciężar konsekwencji różnych czynów i wyborów przeniesiony na kobiety. Takie spojrzenie świetnie oddaje sposób patrzenia na kobietę w PRL-u: ma być taka jak mężczyzna, żeby była coś warta, dlatego tak ważne było hasło "Kobiety na traktory". Będąca pokłosiem wieków patriarchatu perspektywa staje się tłem do narodzin biznesu, czyli powołania do życia Art-B (skrót od artyści biznesu). Autor opowiada o powstawaniu nowych form sprzedaży, twórczym podejściu, wykorzystywaniu luk prawnych przez Bogusława Bagsika (z wykształcenia muzyka) i Andrzeja Gąsiorowskiego (lekarza ze szpitala górniczego w Wałbrzychu). Pierwszy handel towarami przynosi spore zyski i motywuje do rozbudowy biznesu, w który angażuje osoby przedsiębiorcze i marzące o dużych pieniądzach. Pomysłowość w ich działaniach jest kluczowym elementem. Szybka sprzedaż szerokiego asortymentu staje się ważnym elementem pozwalającym na szybkie rozrastanie się firmy wykupującej upadające państwowe spółki. A wszystko od inwestycji zadziwiająco małej kwoty, czyli 100 tys. zł (na dzisiejsze 10 zł). Ferdynand Tadeusz Wróbel pokazuje, w jaki sposób obracano bardzo wieloma różnorodnymi towarami: od mleka przez ubrania po złoto. Ludzie po latach braków na rynku z wielkim zaangażowaniem rzucają się na dostępny towar. Rynek na początku lat 90. jest prawdziwym El Dorado dla sprzedawców. To sprawia, że holding szybko się rozrasta i w jego skład wchodzi 200 spółek zatrudniających 15. tys. pracowników. Bohater opowieści jest jedną z kluczowych osób odpowiedzialnych za jedną z odnóg giganta. Śledzimy różnorodne zachowania, pomysły na szybka sprzedaż oraz zabiegi pozwalające na duże zyski dzięki wymyśleniu oscylatora polegającego na manipulacji lokatami i czekami. Funkcjonujący przez dwa lata Art-B staje się pretekstem do pokazania specyfiki przełomu lat 80. i 90. Dzięki pokazania osobistej historii nie jest to nudne sprawozdanie tylko historia o ludziach z całym bagażem ich zalet i wad.
"Jak hartował się biznes" to barwna opowieść o drapieżnym kapitalizmie i wykorzystywaniu luk prawnych przez ludzi inteligentnych. Dużo tu dzielenia się doświadczeniami z życia osobistego, specyficznego spojrzenia na świat. Całość ciekawa i wciągająca oraz pozwalająca zrozumieć jak zmieniały się w tamtych czasach realia.






Barbara Malawska "Zaprowadź mnie do domu"


 Traumy przekazywane są z pokolenia na pokolenie w postaci rodzinnych opowieści, które potrafią ciążyć niczym kamień przygniatający kolejne osoby. Taką historię opowiada nam Barbara Malawska w książce "Zaprowadź mnie do domu", w której znajdziemy losy czterech pokoleń żydowskiej rodziny.
Opowieść zaczyna się od Anieli, która w niewyjaśnionych okolicznościach zostaje znaleziona na plaży. Kobieta do szpitala psychiatrycznego trafia w ciężkim stanie. Tam, dzięki pomocy świetnego specjalisty może odzyskać siły, przepracować swoją przeszłość. Barbara Malawska podsuwa nam pouczającą i poruszającą opowieść o rodzinie Zusselów, ukraińskich Żydów, którzy uciekając przed bolszewizmem skryli się w Wolnym Mieście Gdańsku. Niestety bardzo szybko okazuje się, że i tu nie mogą żyć spokojnie i szczęśliwie. Muszą zmierzyć się z kolejnym totalitaryzmem, który przynosi wojnę, rozłąkę i cierpienie. Te doświadczenia odciskają piętno na kolejnych pokoleniach. Także Anieli obwiniającej się za niepowodzenia w życiu.
Uważam, że powieść Barbary Malawskiej to wzruszająca i pouczająca lektura, ale zdecydowanie za krótka. Książka może być punktem wyjścia do kolejnych tomów, w których losy Zisselów będą dokładniej opowiedziane. Szczątkowe obrazy, pojedyncze wspomnienia mogą być wówczas pięknie dopełnione.
"Zaprowadź mnie do domu" zabiera nas do świata lęków, uświadomienia jak zachowania i doświadczenia bliskich potrafią na nas bardzo wpływać. Ludzie nie żyją w próżni. Ich los jest zależny od kaprysów innych, decyzje determinowane przez zachowania innych, warunki, w których żyją. Barbara Malawska doskonale to pokazuje. Dużo miejsca poświęca tu Adamowi, psychiatrze poświęcającego się dla pacjentów, wierzącego, że odpowiednią terapią może pomóc osobom znajdującym się na oddziale psychiatrycznym. Kolejnym ważnym tematem jest tu pokazanie jak szufladkowanie ludzi bardzo negatywnie wpływa na relacje społeczne, zniechęca do działania, sprawia, że ludzie czują nieufność i mniejsza więź z innymi. Trudne losy rodziny są świetnym pretekstem do pokazania także aktualnych bolączek.