Irena Jurgielewiczowa, O chłopcu, który szukał domu, il. Anita Graboś, Warszawa „Nasza Księgarnia”
2018
Samotność i poszukiwanie domu to tematy przewodnie wielu książek.
Irena Jurgielewiczowa zabierając nas do baśniowego świata, którego bohaterzy
borykają się z realnymi i poważnymi problemami, do których należy także wojna
wojna. Na początku książki poznajemy wędrującego przez
las Piotrusia, który stracił rodziców i dom. Wojna zniszczyła jego beztroskie
dzieciństwo i zmusiła do wyruszenia w świat, poszukiwania ludzi, z którymi i
wśród których mógłby mieszkać. Bardzo długi marsz sprawił, że chłopiec jest zmęczony
i głodny. Jego niezaplanowana i przymusowa podróż wyczerpała jego siły, a
doświadczenia nadszarpnęły ufność do ludzi. Będąc u kresu sił dostrzega w
oddali kobietę siedzącą na przydrożnym kamieniu. Nie potrzebuje zachęty, aby do niej podejść poza widokiem jedzonego przez nią chleba. Dla kawałka jedzenia jest w stanie
zaryzykować. I tak właśnie zaczyna się bardzo pouczająca i sentymentalna
opowieść o tworzeniu domu, zdobywaniu rodziny, walki o nią, a wszystko bardzo
metaforyczne, niesamowicie symboliczne.
Dom u Kowalowej stającej się ciocią Martą, która w czasie, kiedy
zyskuje nowe dziecko w domu traci swoje. Jej córeczki – Kasia i Trusia –
znikają z domu, który kobieta zastaje w nieładzie po napaści. W małej osadzie
nikogo nie ma. Najeźdźcy albo uprowadzili jej mieszkańców albo sąsiedzi
Kowalowej uciekli. Ze względu na panującą dookoła pustkę nie wiemy nic o tragicznych wydarzeniach. W tej ciszy, samotności, odcięciu od świata ma powstać nowy
dom. Jednak matka nigdy nie może zapomnieć o dzieciach, dlatego podejmie próby
poszukiwań, z których wraca przybita, ponieważ nie udało jej się zaleźć własnych córek. Piotruś pragnąc jej pomóc podejmuje ważne
wyzwania: mierzy się z własnymi słabościami i robi wszystko, aby dowiedzieć
się, gdzie są dziewczynki, a później przyprowadzić je do domu. Prosi Miłoradę, czarodziejkę, o której opowiadała mu baśni jego mama, o
pomoc: możliwość rozmowy ze zwierzętami, aby z ich pomocą mógł znaleźć to,
czego chce. Przemiana wiąże się ze zmianą rozmiarów, a tym samym wystawieniem
się na wiele niebezpieczeństw oraz zagrożenie, że na zawsze pozostanie w nowej
postaci. Jak się możecie domyślać wszystko oczywiście kończy się dobrze i
wszyscy żyją razem długo i szczęśliwie. Nim do tego dojdzie bierzemy udział w
niebezpiecznej i bardzo pouczającej przygodzie.
Misja Piotrusia to nie tylko uwolnienie dziewczynek.
Po drodze chłopiec jest bardzo uczynny i stara się pomóc każdej napotkanej
istocie.
„O chłopcu, który szukał domu” Ireny Jurgielewiczowej
to bardzo refleksyjna opowieść o naszym życiu, poszukiwaniu swojego miejsca, trudach,
konieczności podejmowania wyzwań, wielkim nieszczęściu, jakim jest wojna oraz
niewola i utrata bliskich. Wszystko to było bardzo bliskie i namacalne w
czasach, kiedy książka po raz pierwszy została wydana tuż po II wojnie
światowej. Połączenie baśniowości z poważnymi tematami pomagało oswoić codzienność.
Wzbogacenie akcji o magię dawało siły i wiarę w cud odnalezienia bliskich oraz
wyciągania pomocnej dłoni do innych jak to z namysłem robi bohaterka. Proste
słowa „Daj rękę” są tu początkiem tworzenia domu dla dziecka i dawania sobie
szansy na przyszłość bez samotności. Z opowieści płynie ważne przesłanie: warto
sobie dawać pomocną dłoń, bo dzięki temu sami możemy uzyskać pomoc w trudnej
sytuacji, której jeszcze nie jesteśmy świadomi. Autorka zabiera nas do świata,
w którym dom to nie budynek, ale relacje społeczne, jakie stworzymy z innymi
ludźmi. Myślę, że warto po nią sięgnąć.
Nowe wydanie to także uczta dla oczu. Do naszych rąk
trafia książka w pięknej, grubej, solidnej oprawie ze śliczną i subtelną
ilustracją. Zszyte strony, czarno białe, proste, ale bardzo wymowne ilustracje
Anity Graboś dopełniają całość, dzięki czemu książka jest estetyczna i trwała.
Ze względu na bodźce wizualne i dotykowe bardzo przyjemnie się ją czyta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz