Lucky Luke –
legenda Dzikiego Zachodu, bohater kultowego serialu animowanego, na którym się
wychowałam powraca w kolejnej odsłonie. Tym razem album nr 19 „Rywale z Painful
Gulch” pięknie pokazujący, że zasada „Gdzie dwóch się kłóci tam trzeci korzysta”
jest nieprawdziwa. Można by wręcz ukuć nową maksymę: „Gdzie dwóch się kłóci tam
wszyscy tracą”. Tak właśnie jest w miasteczku Painful Gulch, w którym dwa
zwaśnione rody ciągle robią sobie na złość i przez to szkodzą całej
społeczności. Pech (czy może szczęście) skierowało Lucky Luke’a do tego miejsca.
Jak wiemy nasz dzielny kowboj to specjalista od łapania nieuchwytnych
przestępców, rozwiązywania niemożliwych do rozwikłania zagadek i zażegnywania sporów.
Im bardziej niemożliwe do rozwiązania problemy tym lepiej.
Historię otwiera wjazd naszego bohatera do dziwnej krainy, w której witany jest
nakazem zdjęcia kapelusza, żeby odsłonił uszy i odsłonięciem nosa. Szybko
okazuje się, że w ten prosty sposób dwa zwaśnione klany rozpoznają przedstawicieli
wrogiego. Lucke Luke odkrywa, że zamiast uczciwie pracować to członkowie tych
rodzin zajmują się wzajemnym szkodzeniem sobie. Oczywiście ze szkodą także dla
własnych rodzin. Poczucie potrzeby zemsty jednak przesłania im oczy. Niszczą
kolejne obiekty w mieście. Początkowo nasz bohater nie chce się mieszać w spór,
ale zachowanie głów zwaśnionych rodzin nie pozostawia mu wyjścia i w końcu
wkurzony wkracza do akcji i bierze oba rody podstępem. Możecie się domyślić, że
jak zawsze mu się to uda. W końcu jest specjalistą od zadań specjalnych,
kultową postacią.
Wielu osobom
Lucky Luke przede wszystkim kojarzy się z animowanym serialem bardzo popularnym
w latach 90 XX wieku. Pierwowzorem tej lekkiej i przyjemnej rozrywki były
komiksy belgijskiego rysownika i scenarzysty Morrisa (czyli Maurica de
Beverego), który pragnął stworzyć film rysunkowy o Dzikim Zachodzie. Nim doszło
do realizacji studio filmowe zbankrutowało, a szkice przerobiono na komiks,
który od 1947 roku podbija serca małych i dużych miłośników westernów. Od 1955 roku
seria komiksów powstawała przy współpracy z Reném Goscinnym (znanym z opowieści
o Asteriksie czy Mikołajku), a później kontynuowali ją miłośnicy opowieści o
kowboju, dzięki czemu pomysły Morrisa nadal są realizowane. Nad przygodami
kowboja pracowali Achdé, Gerra, Pessis i Jul zabierający nas w świat Dzikiego
Zachodu i bardzo dobrze oddający ducha oryginału (także pod względem szaty
graficznej). Pisałam również o efekcie pracy Goylouisa, Fuche, Léturgie z
ilustracjami Morrisa i Janviera. Każdy z twórców wnosi do tych komiksów coś od
siebie, nadaje im specyficzne tempo i humor jednocześnie trzymając się blisko
zamysłowi twórcy. Opowieści są bardzo różnorodne, poruszają wiele ważnych
tematów i wszystkie godne uwagi. Zwłaszcza, że wykorzystując komiks można
poruszyć problem prześladowań, biedy, fanatyzmu, nienawiści i wielu innych
ważnych problemów. Każdy tom daje nam spore pole do popisu i staje się
świetnym, a do tego lekkim materiałem wyjściowym do dyskusji etycznych. W
każdym tomie miłośnicy Lucky Luke’a dostają w nich wszystko to, co znają, czyli
Dziki Zachód prażący promieniami słońca i słynący z band rozbójników,
galopujących Indian i bohaterskiego Lucky Luke’a – najszybszego rewolwerowca i
najgorszy koszmar wszystkich łamiących prawo. Towarzyszą mu inteligentny koń
Jolly Jumper. Mimo upływu czasu komiksy z kowbojem ciągle cieszą się powodzeniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz