Lubię połączenie tematów politycznych z humorem. To pozwala nieco inaczej i z dystansem spojrzeć na wyczyny polityków, ich pomysły, zachowania, reakcje mediów, stosunek ludzi do określonych tematów, dlatego chętnie sięgnęłam po książkę Jarosława Kielaka "Drukarz z Puszczy Białowieskiej".
Opowieść zapowiadała się podwójnie ciekawie, ponieważ tytułowy drukarz to nie tylko ten popularny w mediach owad, ale przede wszystkim Alfred Drukarz, wykreowany przez autora naukowiec specjalizujący się w badaniu przyrody i w sumie wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że kwerenda jest tu wykonana mizernie, twórca nie wykorzystuje w pełni możliwości i paradoksów, jakie stwarza praca badacza oraz mamy pewnego rodzaju głaskanie polityczne. Pracownik uczelni dzięki przypadkowi trafia do Puszczy Białowieskiej, gdzie od pierwszych chwil nie może spokojnie pracować. Wszystko przez swoją nieporadność oraz trafienie w centrum konfliktu między władzą a ekologicznymi terrorystami (tak są prezentowani). Humor jest tu bardzo prosty. Opiera się na chwytach podobających się niewyrobionemu widzowi i czytelnikowi, czyli dobry materiał na kolejną polską komedię, której głównym motywem będzie ciągłe przewracanie się Alfreda Drukarza swoim zwalistym cielskiem (wiadomo, że naukowiec musi być utuczony jak prosie). Do tego dojdzie sporo działań oddziałów antyterrorystycznych, policji, ekologicznych terrorystów i przypadkowych ludzi. Ogólnie dużo tu przewracania, które zmienia się w sianie spustoszenia niczym na ostrzelanym polu bitwy.
Postaci są tu karykaturalne i w sumie nie sposób się nie uśmiechnąć, kiedy ich wady są obszernie opisywane. Do tego przekonamy się, że Puszcza Białowieska to miejsce konfliktu między ekologami, leśnikami, aktywistami, a nawet wojskiem i policją pokazują. Obecność w takim tyglu interesów to przepis na klęskę i wplątanie się w liczne kłopoty. Niebezpieczeństwo pogania niebezpieczeństwo, wobec którego główny bohater jest bezsilny. Nawet kiedy jego zwaliste cielsko przygniata filigranowa policjantka. Alfred jest tu typem naukowca, który nie do końca zna się na swojej robocie. Z tego powodu rozdarty jest pomiędzy walczącymi ze sobą grupami nie do końca wiedząc, kto ma racje, kogo poprzeć. Z jednej strony pełen pasji, bo od dzieciństwa interesowały go robale zamiast resoraków, a z drugiej trochę za bardzo uległy wobec politycznych i aktywistycznych autorytetów. To tworzy karykaturalny obraz jego postaci.
Jarosław Kielak wykorzystał tu polifonię i każdy z bohaterów wypowiada się specyficznym językiem, porusza ważne dla siebie tematy. Do tego pokazuje, że autorytety wcale nie muszą wiedzieć niesamowicie wiele i być pewne swojej wiedzy. Mogą być tak jak Alfred Drukarz zagubione. Każda wykreowana postać jest na swój sposób zabawna, bogata w sprzeczności, działająca irracjonalnie, ulegająca swoim słabościom. To one są motorem napędowym akcji. Całość z jednej strony toporna, a z drugiej ten sposób pokazywania świata świetnie obnaża działanie grup interesu. Wszyscy przerysowani, komiczni i wpleceni w absurdalne konteksty. Przyjrzymy się tu zarówno działaniom aktywistów, naukowców, policji, wojska, jak i politycznych aparatczyków.