Etykiety

piątek, 24 stycznia 2025

Jarosław Kielak "Drukarz z Puszczy Białowieskiej"

 

Lubię połączenie tematów politycznych z humorem. To pozwala nieco inaczej i z dystansem spojrzeć na wyczyny polityków, ich pomysły, zachowania, reakcje mediów, stosunek ludzi do określonych tematów, dlatego chętnie sięgnęłam po książkę Jarosława Kielaka "Drukarz z Puszczy Białowieskiej".
Opowieść zapowiadała się podwójnie ciekawie, ponieważ tytułowy drukarz to nie tylko ten popularny w mediach owad, ale przede wszystkim Alfred Drukarz, wykreowany przez autora naukowiec specjalizujący się w badaniu przyrody i w sumie wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że kwerenda jest tu wykonana mizernie, twórca nie wykorzystuje w pełni możliwości i paradoksów, jakie stwarza praca badacza oraz mamy pewnego rodzaju głaskanie polityczne. Pracownik uczelni dzięki przypadkowi trafia do Puszczy Białowieskiej, gdzie od pierwszych chwil nie może spokojnie pracować. Wszystko przez swoją nieporadność oraz trafienie w centrum konfliktu między władzą a ekologicznymi terrorystami (tak są prezentowani). Humor jest tu bardzo prosty. Opiera się na chwytach podobających się niewyrobionemu widzowi i czytelnikowi, czyli dobry materiał na kolejną polską komedię, której głównym motywem będzie ciągłe przewracanie się Alfreda Drukarza swoim zwalistym cielskiem (wiadomo, że naukowiec musi być utuczony jak prosie). Do tego dojdzie sporo działań oddziałów antyterrorystycznych, policji, ekologicznych terrorystów i przypadkowych ludzi. Ogólnie dużo tu przewracania, które zmienia się w sianie spustoszenia niczym na ostrzelanym polu bitwy.
Postaci są tu karykaturalne i w sumie nie sposób się nie uśmiechnąć, kiedy ich wady są obszernie opisywane. Do tego przekonamy się, że Puszcza Białowieska to miejsce konfliktu między ekologami, leśnikami, aktywistami, a nawet wojskiem i policją pokazują. Obecność w takim tyglu interesów to przepis na klęskę i wplątanie się w liczne kłopoty. Niebezpieczeństwo pogania niebezpieczeństwo, wobec którego główny bohater jest bezsilny. Nawet kiedy jego zwaliste cielsko przygniata filigranowa policjantka. Alfred jest tu typem naukowca, który nie do końca zna się na swojej robocie. Z tego powodu rozdarty jest pomiędzy walczącymi ze sobą grupami nie do końca wiedząc, kto ma racje, kogo poprzeć. Z jednej strony pełen pasji, bo od dzieciństwa interesowały go robale zamiast resoraków, a z drugiej trochę za bardzo uległy wobec politycznych i aktywistycznych autorytetów. To tworzy karykaturalny obraz jego postaci.
Jarosław Kielak wykorzystał tu polifonię i każdy z bohaterów wypowiada się specyficznym językiem, porusza ważne dla siebie tematy. Do tego pokazuje, że autorytety wcale nie muszą wiedzieć niesamowicie wiele i być pewne swojej wiedzy. Mogą być tak jak Alfred Drukarz zagubione. Każda wykreowana postać jest na swój sposób zabawna, bogata w sprzeczności, działająca irracjonalnie, ulegająca swoim słabościom. To one są motorem napędowym akcji.  Całość z jednej strony toporna, a z drugiej ten sposób pokazywania świata świetnie obnaża działanie grup interesu. Wszyscy przerysowani, komiczni i wpleceni w absurdalne konteksty. Przyjrzymy się tu zarówno działaniom aktywistów, naukowców, policji, wojska, jak i politycznych aparatczyków.




czwartek, 23 stycznia 2025

Marcin Mikrut-Filipak "Ślepiec"


Wokół alkoholizmu powstało wiele uprzedzeń i stereotypów utrudniających dostrzeżenie problemu. Przymus picia kojarzy się nam zwykle z osobami, które nie radzą sobie w życiu i swoje porażki zapijają. Zapomina się o wysokofunkcjonujących alkoholikach, czyli osobach, które są zdolne pracować zawodowo, ale nie są w stanie panować nad potrzebą sięgania po używkę. Ten schemat łamie w swojej powieście "Ślepiec" Marcin Mikrut-Filipak.
Razem z głównym bohaterem, profesorem Romanem Staszkiewiczem, wybitnym okulistą, trafiamy do świata nauki i medycyny. Poważany specjalista każdego dnia zapija. Oczywiście radzi sobie też z pracą, a autorytet jakim się cieszy sprawia, że nikt nie ma odwagi powiedzieć mu wprost o jego nałogu. Pojawiają się szepty, uśmiechy, dziwne spojrzenia, skargi studentów na dziwny zapach perfum oraz bełkotliwy język. Wszyscy przed nim truchleją, wszyscy liczą się z jego kaprysami. Zbudowane na wielkiej wiedzy uznanie jednak może łatwo lec w gruzach. Wystarczy jeden człowiek, który nie będzie liczył się z jego opinią i przypadkowo usłyszana rozmowa. Można powiedzieć, że jedna wizyta pacjenta zmienia wszystko.
Marcin Mikrut-Filipak wprowadza nas do świata bohatera doświadczonego. Poznajemy niełatwe dzieciństwo Romana, jego ścieżkę edukacyjną, doświadczenie żałoby. Widzimy tu człowieka, który nie miał łatwego życia, widział wiele, doświadczył poczucia klęski, odrzucenia, upokorzenia i który dzięki danej mu szansie, wsparciu od obcego człowieka mógł daleko zajść. To jednak nie uchroniło go od powielania błędów ojca. Aby to dostrzec musi stoczyć się nisko, usłyszeć opinię o sobie od człowieka, którego sam ocenia jako pokonanego i zaniedbanego. Uświadomienie sobie, że wszyscy wiedzą o nałogu, że kamuflowanie nic nie daje staje się punktem zwrotnym w jego życiu. Dzięki bliskim może zrobić wszystko, aby wrócić do zdrowia. Tylko czy mu się uda?
Autor świetnie wykreował postać zarozumiałego i przeświadczonego o swojej nieomylności i niezwykłości specjalistę. Odnoszący się z pogardą i arogancją do innych czerpie satysfakcję z przemocy psychicznej. Szczycący się byciem innym niż ojciec zadaje precyzyjne ciosy słowami. Dostrzeżenie własnego upadku pozwala mu na wprowadzenie na wiele zmian. Tyle, że ciągły przymus picia sprawia, że nie jest w stanie uwolnić się z błędnego koła nałogu.
Marcin Mikrut-Filipak świetnie oddał wahania nastroju osoby uzależnionej, skrajne postawy wobec bliskich i współpracowników. Z jednej strony potrafi być kochającym ojcem, aby za chwilę stać się czepiającym wszystkich zrzędą bardzo uszczypliwie wypowiadającym się o każdym aspekcie życia oraz umiejętnościach. Uciekający przed bliskimi w pracę próbuje ukryć swoje uzależnienie od alkoholu.
Świat Romana nakreślony jest z perspektywy trzecioosobowego wszechwiedzącego narratora, ale pisarz często oddaje bohaterowi głos, aby pokazać jego sposób patrzenia na świat, jego odczucia, pogardę do otoczenia, przekonanie o czepialstwie bliskich oraz głupocie wszystkich. Zapity alkoholik czuje się ważny i mądry, co daje mu prawo do wyśmiewania i upokarzania. Ta postawa świetnie oddana wtrąceniami, w których dominuje "haha" i "hehe" oraz słowach oceniających innych jako głupich, naiwnych . Chwile trzeźwości są trudne. To właśnie wtedy na wierzch wychodzą kompleksy, niskie poczucie własnej wartości, wspomnienia z dzieciństwa, kiedy ojciec go źle traktował, koledzy odsuwali się od niego. Wykreowany przez Marcina Mikruta-Filipaka Roman Stroszkiewicz to postać złożona. Z jednej strony człowiek kochający bliskich, chcący dzielić się swoim doświadczeniem i wiedzą, a z drugim nałóg, zaburzone poczucie wartości tworzy z niego potwora. Nałóg jest jak demon opanowujący uzależnionego Autor umiejętnie buduje napięcie, przeplata dobre zachowania złymi, przez co odbiorca - tak jak współuzależnieni członkowie rodziny - czuje zagubienie.
"Ślepiec" to bardzo dobra opowieść o alkoholizmie, leczeniu, zmianie. Zdecydowanie jest to książka skłaniająca do refleksji i zastanawiania się, w jaki sposób my możemy zmienić swoje życie.

Grzegorz Juszczak "Karcer"


Do science fiction podchodzę z wielką ostrożnością i niechętnie, ponieważ autorom często zwyczajnie brakuje wyobraźni i wiedzy. Pomysły na temat tego jak może wyglądać świat za wiek lub pół tysiąclecia często są mizerne i zahaczają o znaną nam technologię. nie ma w nich wyjaśnienia, dlaczego ludzkość nie wymyśliła czegoś bardziej zaawansowanego. Tak przynajmniej jest w wielu książkach. Dużo lepiej na ich tle wypadają science fiction w nurcie post-apo, ponieważ zmusza do zadania sobie pytań na temat tego, na ile przeciętny człowiek jest w stanie zadbać o to, aby znana nam technologia była dostępna, osiągnięcia medycyny znane tym, którzy przetrwają. Taka literatura zmusza nas do zastanowienia się, czy i na ile potrafimy samodzielnie wytworzyć prąd, wyprodukować podstawowe lekarstwa, stworzyć najpotrzebniejsze urządzanie. Kreowanie świata po wielkiej wojnie nuklearnej wymaga świadomości, że wiedza większości ogranicza się do tego jak włączyć telefon, telewizor, komputer czy mikrofalówkę. Po ten temat sięgnął Grzegorz Juszczak w książce "Karcer", która przenosi nas do 2147 roku (100 lat po wielkiej wojnie nuklearnej i biologicznej).
Wielkim plusem jest tu bardzo prawdopodobny scenariusz: głupi, radykalni rządzący stojący na czele mocarstw postanawiają powalczyć zrzucaniem bomb atomowych. Jakie skutki może przynieść takie działanie wiemy zarówno z tego, co działo się w Hiroszimie i Nagasaki, ale też z eksperymentów zarówno Rosjan jak i Amerykanów. Wykorzystywanie w czasie tych akcji ludzi, badanie skutków napromieniowania, a nawet obserwowanie wyparowania lądów przynosi nam sporą wiedzę na temat tego jak może wyglądać świat po wojnie nuklearnej. Niewiele jednak wiemy o konsekwencjach, zmianach genetycznych, do których mogłoby dojść w skutek promieniowania oraz tego jak ludzie poradzą sobie w obliczu zniszczeń.
Grzegorz Juszczak umieszczając akcję w 2147 roku pokazuje, że przetrwanie ludzkości w takich warunkach nie jest łatwe. W skutek napromieniowania doszło do mutacji genetycznych i powstali prymitywni menelski, którzy świetnie się rozmnażają i kierują pierwotnymi instynktami. Bardziej przypominają zwierzęta niż ludzi, którymi byli. Zamieniona w pustynię Ziemia jest miejscem nieprzychylnym ludziom, którzy kryją się w podziemiach, gdzie próbują przetrwać uprawiając rośliny, prowadząc prymitywny tryb życia i starając się odtworzyć znaną przed wiekiem technologię. Mała populacja narażona na ataki menelsów kryje się w solidnych betonowych konstrukcjach, które kiedyś były więzieniami. Odizolowane społeczności nie mają możliwości wymiany wiedzy oraz doświadczenia. Każda grupka zdana jest własną łaskę. Wyprawy poza strefę zdatną do życia kończą się tragicznie. Życie ludzi toczy się wokół walki z napadających na nich wiecznie głodnymi menelsami, którzy napadają na ofiary całymi starami, a do tego są bardzo silni.
Ocalała społeczność ogranicza się do trzech tysięcy osób zamieszkałych w jednym z więzień niedaleko Atlanty. Dookoła budynku znajdują się wykarczowane tereny, na których mogą uprawiać ziemniaki i kukurydzę. Mimo trudnych warunków nie brakuje też mięsa. Do tego społeczność może poszczycić się posiadaniem wyposażonego w elektryczność szpitala, w którym pomocy udzielają osoby zdobywające wiedzę nie od osób mających medyczne wykształcenie, ale z ocalałych książek. Dzięki obecności biologa możliwa jest też produkcja antybiotyku. Oczywiście w małych ilościach. Inne leki powstają z roślin, z którymi coraz śmielej prowadzone są eksperymenty. Mimo tego warunki, w których po wieku od wojny żyją ludzie ciągle są prymitywne. Ciągłe zagrożenie zmusza do ekspedycji pozwalających lepiej poznać otoczenie i przygotować się do obrony. Szybko jednak zrozumieją, że ich trwanie nie będzie zależne od dostępu do jedzenia i umiejętności przed menelsami, ale od refleksu i skuteczności obrony przed innymi ocalałymi planującymi przejąć władzę nad całą spustoszoną nuklearną wojną Ziemią.
Grzegorz Juszczak zaskakuje tu trafnymi wnioskami, pokazaniem bolączek ludzkich społeczności. Wykreowane przez autora uniwersum pełne jest niebezpieczeństw. Uświadamia czytelników jak bardzo umiejętność przetrwania zależy od specjalistów, którzy znajdą się w grupie ocalałych. Zobaczymy też jak wielkie znaczenie mają też dzieci, przyrost naturalny, wymiana pokoleniowa, przekazywanie wiedzy i doświadczenia młodszym. Społeczność jest tu silnie podzielona. Każdy ma obowiązki. Od czasu do czasu potrzebne są ekspedycje pozwalające na zdobycie nasion, leków i broni i wszelkich pozostałości po ludziach. Dosadnie pokazuje znaczenie książek. Wszyscy mieszkają na niewielkiej powierzchni dawnego więzienia, przez co wnętrza są surowe i klaustrofobiczne. W takich warunkach nie brakuje też wchodzenia w głębsze relacje, romansów
"Karcer" przypomina wiele komiksów, książek i filmów, w których ludzie po większej katastrofie muszą zmagać się z ciągłym zagrożeniem. Taki to gatunek. Pomysły zawarte w książce są ciekawe, świat wykreowany skłania do refleksji. Język jakim posługują się bohaterzy jest prosty i dość prymitywny, ale bardzo prawdopodobny. Bez większej ogłady językowej ci, którzy przetrwali swoje racje przekazują za pomocą języka bogatego w wulgaryzmy. Warto sięgnąć po tę książkę, aby uświadomić sobie, do czego może doprowadzić wybór niewłaściwych ludzi na rządowe stanowiska, zbyt duża władza oraz nadmierne skupienie dóbr w rękach ludzi marzących o władzy absolutnej.




wtorek, 21 stycznia 2025

Laureska "Na skrzydłach przeznaczenia"

 

Nasze życie toczy się zwyczajnie dopóki nie pojawi się w nim coś, co wywraca je do góry nogami. Zwyczajna codzienność obfituje z zwyczajne zmiany oraz plany. Czy w naszym świecie może istnieć magia? Jak wpłynęłaby na życie ludzi, gdyby odkryli w sobie moc? To pytanie zadała sobie Laureska w książce "Na skrzydłach przeznaczenia".
Do czytelników na razie trafił pierwszy tom, który otwiera scena tajemniczego pożegnania, aby przeskoczyć do sielskiego domu Renaty, położonego niedaleko jeziora. Ciocia Sandry chętnie gości u siebie jej najbliższych przyjaciół. Obserwujemy zwyczajny świat, w którym wkraczające w dorosłe życie nastolatki (po maturze) mierzą się ze zmianami w ich otoczeniu. Jeszcze nie wiedzą, że ta noc wywróci ich życie do góry nogami. Szczególnie Izy, która pod wpływem światła księżyca ulegnie "przemianie". Razem z mocą przyjdzie zagrożenie, pościgi, ucieczki, a  później długi etap wchodzenia w obszar nabytych umiejętności. Zobaczymy, że sam talent to za mało. Pracowitość też czasami nie przynosi skutków. Do pełnego sukcesu potrzebne jest zrozumienie swojego daru.
Mamy tu opowieść o pięciu potężnych domach. Mieszkańcy każdego z nich panują nad innym żywiołem i w ten sposób chronią ludzkość przed kataklizmami. Poza tym muszą być w ciągłej gotowości, aby stawić czoło dezerterom i sabotażystom chcącym przejąć władzę nad światem. Wykreowany przez Laureskę świat jest niezwykły. Stworzone przez grupkę ludzi z niezwykłą mocą domy przypominają twory niczym z filmów science fiction, ale zamiast niesamowitej technologii mamy magię i umiejętność panowania nad żywiołami. Pojawia się tu szkoła dla osób, które uległy przemianie. Każdego roku jest to określona liczba obdarzonych mocą. Nie brakuje tu tarć między poszczególnymi osobami. Bohaterzy mają swoje wady i zalety, ulegają ludzkim uczuciom. Wpływ Księżyca pozwolił jedynie obudzić w nich magię. I to na określonych zasadach, po których złamaniu mogą mieć problem z przeżyciem.
Opowieść o pracy nad darem jest pretekstem do poruszenia problemów społecznych. Mamy tu dyskryminację, chorobę, niepełnosprawności, zazdrość, układy, ale też jest przyjaźń oraz przywiązanie. Ważnym motywem jest też walka ze "złem".
"Na skrzydłach przeznaczenia" Laureski to lekka, wciągająca powieść, która spodoba się miłośnikom fantasy.




Lilia Łada "Wizażysta"

 


Nasza codzienność utkana jest z przesądów, stereotypów, uprzedzeń. To na ich podstawie podejmujemy decyzje, oceniamy innych i przywdziewamy maski. Autentycznie gramy i odczytujemy grę. I wszystko jest w porządku dopóki w otoczeniu nie pojawią się zwłoki. Wówczas poważnym zadaniem jest odkrycie tego kto w jaką grę gra. Lilia Łada w "Wizażyście" podsuwa nam właśnie historię o tworzeniu pozorów, kreowaniu otoczenia i wykorzystywaniu ludzkich uprzedzeń.
Opowieść zaczyna się od odwiedzin na wyremontowanym poznańskim dworcu, gdzie spotykamy poznanego w książce "Zabójstwo z urzędu" podkomisarza Dariusza Młotkowskiego słynącego z nieszablonowego podejścia do pracy, dużej inteligencji, co pomogło w rozwiązaniu w ważnej zagadki morderstwa w urzędzie (pierwszy tom). Jego świetna praca przyczyniła się do wprowadzenia w policji wielu udogodnień, a on z tego powodu ma opowiedzieć o nich w czasie konferencji w stolicy. Nim tam dotrze na dworcu zostaną odkryte zwłoki i zamiast brylować w roli prelegenta zajmuje się kolejną ważną sprawą. Tym razem dotyczącą środowiska bezdomnych oraz zaginionych. Pierwsze zwłoki okazują się zaskakującą układanką. Rozczłonkowane i będące w częściowym rozkładzie szczątki powodują zagubienie. Brak śladów, precyzja i siła cięć przywodzi na myśl zawodowca. Poszukiwanie pozostałych szczątek sześciu zamordowanych kobiet, to nie jedyne zmartwienie podkomisarza. Kolejne zwłoki pojawiają się bardzo szybko. W czasie śledztwa coraz lepiej poznajemy ofiary, środowisko, w którym się obracały, codzienne nawyki, zainteresowania oraz ich powiązanie z fundacją "Datek" pomagającą osobom w kryzysie bezdomności. Pisarka kreśli realistyczny obraz biedy połączonej z patologią, ale jednocześnie pokazuje, że można z tego środowiska się wyrwać. Wystarczy w porę dostać solidne wsparcie. Razem z podkomisarzem przyglądamy się okolicy graniczącej z dworcem, krytycznym okiem przyglądamy się zmianom, akcja z jednej strony osadzona jest w znanej nam teraźniejszości, a z drugiej mamy tu wspomnienie budynków, które przestały istnieć. To wokół nich  toczy się cała akcja. Zniszczone kamienice i baraki są dobrym miejscem schronienia dla zabójcy.
Powieść Lilii Łady wciąga od pierwszych stron. Dla mnie była to też pewnego rodzaju podróż sentymentalna właśnie do stolicy Wielkopolski, specyficznego otoczenia dworca sprzed lat. Pisarka świetnie opisała klimat tych miejsc. Bardzo dobrze opisała też działanie i poczucie misji osób niosących pomoc. Pokazuje, w jaki sposób dobra współpraca pomaga zdziałać wiele dobrego.  Autorka podsuwa nam kolejny świetny kryminał ze świetnie zarysowanym tłem społecznym. Zabójstwa stają się pretekstem do poruszenia wielu trudnych tematów. Pojawia się tu wykorzystanie seksualne, wykluczenie przez bliskich, osamotnienie, prostytucja, uzależnienie, bezdomność, choroby psychiczne, przemoc, niepełnosprawność, a obok tego jest wiara w wielką miłość i odmianę losu. Lilia Łada świetnie zarysowała postać zabójcy. Samo rozwiązanie zagadki zakończone jest wyjaśnieniem jak one wyglądały ze strony sprawcy, co go motywowało, dlaczego były ważne.
"Wizażysta" to przede wszystkim historia o uprzedzeniach. Zobaczymy jak bardzo łatwo ulegamy stereotypom, uciekamy w schematy i boimy się poza nie wyjść. Dużym plusem jest tu z jednej strony autonomiczność tej historii (nie trzeba znać wcześniejszych losów podkomisarza), ale nie brakuje puszczania oczka do tych, którzy jednak już mieli okazję poznać Dariusza Młotkowskiego, którego nic nie może zwieść pozorom i mylnym tropom. Zbieranie danych, dokładny wywiad społeczny i świetna kwerenda sprawiają, że po raz kolejny jego zespół odnosi sukces. Zdecydowanie polecam.




sobota, 18 stycznia 2025

Seria książek "Książeczka z puzzlami i kolorowankami"


 Seria książek "Książeczka z puzzlami i kolorowankami" to świetny materiał dla młodszych przedszkolaków. Kartonowe publikacje z jednej strony są kartonowe i śliskie, dzięki czemu odporne na zagięcia i poplamienia, a z drugiej zapewniają sporą dawkę zabawy: układanie, rysowanie i wzbogacanie osobistego słownika. Z takimi pomocami zabawa w czytanie jest przyjemna. Każda książka z serii koncentruje się na temacie przewodnim. Zabawę zaczynamy od prostszych publikacji, czyli z 4-elementowymi układankami i trzema kolorowankami, a następnie sięgamy po pomoce z trzema 9-elementowymi układankami i trzema kolorowankami. Takie stopniowanie poziomu trudności pozwoli na dopasowanie ćwiczeń do poziomu zdolności dziecka i pomoże w budowaniu jego wiary we własne możliwości, co przekłada się na większe zaangażowanie. Wielkim plusem tych publikacji jest prostota. Mamy tu zdjęcia i rysunki podsuwające podstawowy zasób słów. Każda podsuwa inne słownictwo i staje się pretekstem do wspólnej zabawy z układankami. Z jednej strony pokazujemy pociechom, że czytanie jest świetną rozrywką, a z drugiej rozwijamy wiele ważnych umiejętności.
Takie proste puzzle i publikacje z puzzlami to bardzo ważny materiał do pracy z dziećmi. Dopasowywanie elementów do siebie jest bardzo ważnym ćwiczeniem rozwijającym koncentracje, planowanie własnych działań, pobudzającym wyobraźnię przestrzenną i kształtującym umiejętność projektowania oraz odzwierciedlania. Przedszkolaki bawiące się w ten sposób mają lepsze wyniki w szkole, a wszystko przez stymulację mózgu, wymagającą rozpoznawania kształtów, logicznego myślenia, rozwijania motoryki małej oraz percepcji ruchów. W ten sposób dziecko rozwija umiejętności mające duży wpływ na łatwość przyswajania sobie zdolności matematycznych i technicznych. Przygotowuje również do nauki czytania i pisania dzięki ćwiczeniu zaangażowania i cierpliwości, umiejętności bardzo przydatnych w szkole. Do tego budujemy wiarę dziecka w umiejętność rozwijania skomplikowanych problemów, które sam może kontrolować. Oczywiście zabawa musi być dopasowana do umiejętności i wieku dziecka, czyli nie za łatwa i nie za trudna.
Zabaw z dopasowywaniem elementów jest obecnie bardzo dużo i już kilkunastomiesięczne dziecko może ćwiczyć tę umiejętność za pomocą klocków, kształtów, piłeczek. Niektóre zabawki, aby zachęcić dziecko do aktywności grają i/lub świecą. To może jednak prowadzić do przestymulowania i wywołać odwrotny efekt od zamierzonego: mniejsza umiejętność skoncentrowania się. Przygodę z dopasowywaniem zaczynamy od kilku elementów, np. sześciu piłeczek w trzech kolorach lub solidnych puzzli z niewielką liczbą elementów. Z czasem nasza pociecha będzie mogła bawić się coraz bardziej skomplikowanymi konstrukcjami.
Takie zabawy pozwalają ćwiczyć spostrzegawczość, zdobyć lub utrwalić wiedzę, pobudzają kreatywność dziecka, uczą koncentracji, planowanie działań, umiejętność projektowania oraz rozwijają wyobraźnię przestrzenną, a także (bardzo ważne w przypadku autyków) pomagają w nauce naśladowania, odzwierciedlania wzoru. Taka stymulacja mózgu pozwala na trening pamięci, naukę kształtów oraz logicznego myślenia oraz umiejętności chwytania małych elementów. Taka zabawa przygotowuje do nauki pisania, czytania, liczenia i prac technicznych. Ponadto układanie puzzli doskonale sprawdza się w pracy z dzieckiem metodą Montessori: dziecko wykonuje i samodzielnie sprawdza wykonane zadanie. To pozwala na rozwijanie wiary w siebie, zachęca do podejmowania samodzielnych prób rozwijania nowych problemów.
Kolejnym ważnym elementem w czasie układania puzzli jest wspólna zabawa pozwalająca na dostarczenie dziecku uwagi i budowanie bliskości z rodzicami. Bawiąc się z pociechą nie tylko dbamy o relacje, ale i stajemy się dla dziecka wzorem, co przekłada się na bycie autorytetem. Do tego wspólna zabawa uczy współpracy, integruje członków rodziny i pozwala na miło spędzony czas. Mamy też wówczas okazję wspierać rozwój, śledzić postępy naszych pociech.
Ważnym elementem w takiej zabawie jest wychodzenie naprzeciw dziecięcych zainteresowań, dostarczanie mu materiałów z ulubionymi i znanymi bohaterami. W naszym domu zawsze świetnie sprawdzają się materiały ze zwierzętami i z tego powodu bardzo często po takie sięgamy. Wydawnictwo MD Creative oferuje wspaniałe tekturowe książki z puzzlami. Dzięki temu dostajemy w jednym zestawie kilka ćwiczeń. Do tego są one połączone z kolorowanką. Puzzle układamy na szablonie do kolorowania. Do tego na jednej rozkładówce po prawej stronie znajdziemy kilka zwierząt określonego rodzaju, a po lewej ilustracją są duże puzzle z dziewięcioma elementami. Książki te są skierowane do przedszkolaków, które pozwolą wprowadzić do świata zwierząt oraz najbliższego otoczenia. Każde zdjęcie jest tu podpisane. Dzięki temu mamy świetny punkt wyjścia do nauki globalnego czytania.










piątek, 17 stycznia 2025

Mariusz Gładzik "Echa zaświatów"

 


Wiara w konieczność dokończenia ziemskich spraw jest jednym z ważnych motywów legend, po który sięgają autorzy powieści z elementami paranormalnymi. Mariusz Gładzik w "Echach zaświatów" podsuwa nam trzymającą w napięciu historię, w której czas jest rzeczą umowną, bo dusza, która ma coś do załatwienia błąka się między przeszłością i teraźniejszością.
Wykreowany przez pisarza świat wydaje się płynny. Czas obowiązuje jedynie śmiertelników, którzy po sobie przychodzą, by zasilić szeregi odchodzących. Ludzkie sprawy są przyziemne, wydarzenia napędzane emocjami i oczekiwaniami zamiast wzniosłymi celami, głosem przyrody. Nie każdy może go usłyszeć, ale głównym bohaterom to się udaje. Umiejętność szerszego spojrzenia, widzenia poza powłoką materialnego świata.
Mamy tu opowieść o Hercie lepiej odczuwającej otoczenie, mającej większą empatię wobec zwierząt. Wciąż jest to jednak spojrzenie człowieka wsi: jedzenie chodzi po podwórzu, a w lesie są czujące zwierzęta, co w 1839 roku,  w którym umiejscowiono tragiczne wydarzenia jest i tak rewolucyjnym podejściem. Będąca światkiem morderstwa kobieta zagubiona jest między tym, co mogła zrobić i co zrobiła. Jej wewnętrzne rozdarcie kończy tragiczna śmierć w lesie, w którym nikt nie odnalazł ciała. Po latach na prowincję w rodzinne strony tafia Zenek uważany przez byłą żonę, niespełnioną poetkę za nieudacznika. Mający poukładane życie, ale będący po rozstaniu z żoną zaczyna nowe życie, w którym pojawia się misja polegająca na wysłuchaniu głosów przyrody, w której pełno tragedii.
Do prowincjonalnego raju trafia też Michał, który na prowincji szuka wytchnienia, ale znajduje coś poza tym: przestrzeń wypełniona tragediami, które zawiesiły dusze między światami i pragną być uwolnione. Czy dane będzie im zaznać spokoju?
"Echa zaświatów" Mariusza Gładzika to lektura podsuwająca wiele ważnych tematów. Pojawiają się tu ludzkie historie bogate w zmiany, tragedie. Mamy biedę, wędrówkę, wojnę, niedowierzanie, że górzyste terany mogą stać się domem, tęsknota za cieplejszym i żyźniejszym Wołyniem. Góry Izerskie to miejsce, które dotknęło wiele zmian. Dawnych mieszkańców zastąpili ci, którzy napłynęli po II wojnie światowej ze wschodu. Jedno nie uległo zmianie: ślady po zbrodni z 1839 roku w okolicy Świeradowa Zdroju. Herta była świadkiem zabicia leśniczych przez kłusownika, przez co stała się posiadaczką tajemnicy, która nie pozwala jej spokojnie odejść.
Mariusz Gładzik sięgając po naturalizm, mistycyzm, surrealizm tworzy specyficzny klimat realizmu magicznego, w którym pogranicze polsko-czechosłowackie staje się specyficznym zamkniętym światem, w którym czas wydaje się inaczej płynąć, przyroda niechętnie wpuszczać intruzów. To górskie uniwersum ubrano w poetycki język, pełen metafor, zaskakujących skojarzeń i obrazów składających się na mroczne otoczenie ukształtowane przez zbrodnię sprzed lat. Akcja rozkręca się tu bardzo powoli. Mariusz Gładzik bardziej skupia się na kreowaniu otoczenia.




Paulina Modrzejewska "Polka w biznesie w Australii. Podróż przekraczająca granice oceanów i sal konferencyjnych"


Inteligencja, upór, pracowitość, determinacja oraz umiejętność współpracy i przystosowywanie się do nowych warunków składają się na nasz sukces. Świetnie opisała to w swojej książce Paulina Modrzejewska "Polka w biznesie w Australii".
Szczerze mówiąc po tę lekturę sięgnęłam z czystej ciekawości. Zaintrygowało mnie to, jaki międzynarodowy biznes można prowadzić w Australii i dlaczego akurat tam. Lekturę otwiera opowieść o dzieciństwie, pochodzeniu. Dowiemy się o prowincjonalnych korzeniach, pracowitości, wyzwaniach, z którymi musiała zmierzyć się właścicielka firmy. Poznajemy dziewczynę, która miała duży potencjał i dzięki pracowitości wykorzystała go. Mamy tu silną postać kobiecą świadomą swoich wad i zalet oraz tego, w jaki sposób może się razem z mężem uzupełniać prowadząc firmę specjalizującą się w pozyskiwaniu wiz. Bardzo dobra znajomość języka oraz niuansów prawnych sprawiły, że w swojej dziedzinie odnieśli sukces. Z lektury dowiemy się kim są klienci, kto może zawalczyć o możliwość dłuższego pobytu na kontynencie kojarzącym się z kangurami. Poznajemy specyfikę pracy, kulturę, wchodzimy do świata wyzwań.
"Polka w biznesie w Australii. Podróż przekraczająca granice oceanów i sal konferencyjnych” to autobiograficzna opowieść o przekraczaniu własnych granic, ale staje się pretekstem do opowiadania o ludziach, przepisach, ciekawostkach. Poza życiem kobiety w średnim wieku (dzieciństwo sięga PRL-u) mamy tu sporo informacji o osobach, z którymi współpracuje, aby w końcu móc poznać jej osobistą ścieżkę poszukiwania własnego miejsca w świecie, celu, satysfakcjonującej pracy. Pochodząca z małej wsi pod Bydgoszczą bohaterka uświadamia, że sukces nie dzieje się ot tak. Poza talentem potrzebne jest dużo pracy, a także umiejętności wsłuchania się we wewnętrzny głos. Opowiada jak wyglądało jej poszukiwanie pracy, w której może się spełniać. Z opowieści wyłania się obraz kobiety, która razem z mężem wyruszyła na drugi koniec świata, by odnaleźć nowy początek w egzotycznej Australii. Poznamy początki biznesu,. pierwsze sukcesy, wątpliwości, przeciwności. Obok sukcesów są porażki, które podcinały skrzydła. "Polka w biznesie w Australii" to opowieść o przekraczaniu granic: geograficznych, emocjonalnych, życiowych i zawodowych. Autorka przekonuje, że trzeba odnaleźć swój cel i siłę w sobie, aby spełnić swoje marzenia.
Książka jest niedługa i ma formę lekkiej, osobistej opowieści wprowadzającej do innych realiów prawnych, niuansów kulturowych i oczekiwań społecznych. Wszystko z perspektywy bohaterki-autorki, która znajduje się na pierwszym planie i przez pryzmat własnego spojrzenia prezentuje świat, ale z wyczuciem. Nie ma tu zapatrzenia w siebie i samouwielbienia. Za to mamy szczere wyznanie, ze nie zawsze wszystko się udawało.
"Polka w biznesie w Australii. Podróż przekraczająca granice oceanów i sal konferencyjnych" to świetna motywująca do poszukania własnej drogi lektura. Pokazuje nam, że czasami to, co robimy może wydawać się niepotrzebne, ale z czasem może być przez nas wykorzystane.



czwartek, 16 stycznia 2025

Szymon Braun " Tylko mnie pragniesz, czyli wszyscy moi kochankowie"

 


Pierwsze doświadczenia miłosne, próby wyparcia swojej seksualności i dowcipny język znajdziecie w książce Szymona Brauna "Tylko mnie pragniesz, czyli wszyscy moi kochankowie".
Klimat tej książki jest specyficzny. Mamy tu coś na pograniczu pamiętnika i intymnych zwierzeń przyjaciela, więc jest też pikantnie praz dosadnie. Jednocześnie książka o doświadczeniach seksualnych nie jest wulgarna, a jej intertekstualność sprawia, że czytelnik dostaje lekturę, która nie nudzi. Przeważa tu popkultura, więc nadęcia nie będzie. Szymon Braun opisując swój świat i przeżycia sięga po metafory z literatury, filmów, a nawet programów rozrywkowych z mojego pokolenia nastolatków, czyli można jego wiek ustalić tak na około 40. Od pierwszych stron wiemy, że swoją seksualnością zainteresował się dość późno. Mamy tu szczere dzielenie się wypieraniem własnej orientacji, strach przed tym, że zostanie nazwany gejem i jednocześnie pragnienie miłości, ale takie delikatne, niewinne, a jednocześnie z dużą świadomością, że miłość to nie wirtualne pogaduszki i przypadkowy seks. Wszystko opisane z dystansu, z dużą dozą ironii i autoironii, szczerego dzielenia się doświadczeniami, erotyzmu.
Opowieść zaczyna się od uświadomienia sobie, że najwyższy czas wyjść z szafy i zacząć gejowskie życie towarzyskie. Mamy tu opisy różnorodnych wcześniejszych zachowań, zaburzenia odżywiania i w końcu poznawanie różnych osób przez aplikację do homoseksualistów. I tak zaczyna się przygoda z kochankami, których poznajemy z liter praz zachowań, różnorodnych potrzeb, zainteresowań, interakcji z nimi oraz sobą. Ważnym rozdziałem jest tu relacja z odchudzania, w której walka o bycie chudszym zmienia się w prawdziwą obsesję.
Jeśli chodzi o kochanków jest ich tu całkiem sporo. Każdy inny, każdemu towarzyszą sceny erotyczne. Oczywiście gejowskie. Same spotkania z kolejnymi osobami z humorem nazwane czasem "puszczania się".
Książka na początku ma w sobie urok powieści dla nastolatków, które przeżywają pierwsze doświadczenia seksualne i są nieco pogubione w świecie odczuć i wrażeń oraz pragnień. Widzimy jak wyidealizowane oczekiwania rozmywają mu się w zderzeniu z rzeczywistością. Wiele z tych spostrzeżeń mogłyby napisać kobiety po nocy z kandydatem na chłopaka.
Zdecydowanie nie jest to literatura dla każdego. Na pewno spodoba się osobom poszukujących homoseksualnych erotyków z mężczyznami.




Wojciech Kołodziejski "Sold out"

 


Maska wesołka zwalnia ludzi z mówienia o prawdziwych emocjach, dzielenia się wątpliwościami i doświadczeniami. Śmieszkowanie może też stać się sposobem na zarabianie pieniędzy. I tak właśnie jest w przypadku bohatera książki Wojciecha kołodziejskiego "Sold out".
Autor zabiera nas do świata stand-uperów. Główny bohater to młoda, przebojowa gwiazda przyciągająca tłumy. Jego niepowtarzalne dowcipy tworzą wrażenie szczęścia i lekkiego podejścia do życia, do którego bardzo chętnie zabiera widzów i słuchaczy. Z życia wzięte historie sprawiają, że Andrzej Braniecki bardzo szybko staje się ogólnopolską gwiazdą mającą przyzwoite dochody. Rosnącej popularności jednak towarzyszy pogłębiające się uczucie pustki i zmęczenia. Swoje zniechęcenie zalewa kolejnymi porcjami alkoholu, w czym jest bardzo podobny do ojca.
Wypalenie zawodowe i porażka w życiu osobistym sprawiają, że dochodzi do wniosku, że najwyższa pora zwolnić, poszukać pomocy i zacząć od nowa. Tylko czy na to nie jest za późno?
"Sold out" to historia o pozorach. Wojciech Kołodziejski wykreował postać osoby pozornie radosnej, wielkiego gwiazdora, którego życie nie współgra z odgrywanym na scenie spektaklem. Oczekiwania otoczenia sprawiają, że Andrzej po drodze gubi prawdziwe "ja".
Pisarz podsuwa nam ciekawą historię o doświadczeniach, odgrywaniu ról, przyjmowaniu póz oraz sporą dawkę refleksji nad życiem. Bardzo podobało mi się pokazywanie różnorodnych trudnych tematów w kostiumie metafory. W ten sposób pokazuje stygmatyzację kobiet przez patriarchat, nałóg prezentuje jako relację damsko-męską, przez co oddawanie się mając rodzinę jest jak zamieszkanie z kochanką. Trafne i wymowne odczucia dziecka uciekającego przed obserwowaniem tego "romansu" i zagubienia w tej relacji żony alkoholika. To oczywiście jeden z tematów, które w tak nieoczywiści sposób została zaprezentowana, a jednocześnie jest w tym obrazie coś z westchnień alkoholików "gorzałko kochana".
Akcja jest tu szybka, a trafnie punktowane bolączki społeczne są motorem napędowym humoru. Pierwszoosobowa narracja pozwala na wczucie się w odczucia i doświadczenia bohatera zagubionego w świecie pełnym paradoksów oraz własnych sprzecznych pragnień. Pojawia się wątek terapii, próby poradzenia sobie z ciężkim bagażem doświadczeń, a okazuje się kolejnym wyzwaniem. Co mu przyniesie decyzja o zwolnieniu w pracy? Czy w dzisiejszym świecie da się zwolnić?
Wielkim plusem tej książki jest to, że Wojciech Kołodziejski świetnie posługuje się bogata polszczyzną. Dynamicznie prowadzona narracja daje językowi lekkość. Bogato wplatane w akcję refleksje są dobrze wkomponowane w wydarzenia wokół których budowane jest napięcie. Świetnie zaprezentowane wątki społeczne, pokazanie presji sukcesu, kaprysów tłumu dają poczucie realizmu wydarzeń.
"Sold out" Wojciecha Kołodziejskiego to świetna powieść, która bawi i zmusza do refleksji, której jednym z ważniejszych wniosków jest to, że każdy sukces ma swoją cenę, a kluczem do szczęścia jest akceptacja siebie.





środa, 15 stycznia 2025

Zabiegi chirurgiczne u osób z niepełnosprawnością


O służbie zdrowia można krótko powiedzieć: "Każdy widzi jaka jest". Mówiąc tak zapominamy jak niesamowicie bardzo zmieniła się przez ostatnie pół wieku. Baa, nawet w ciągu ostatnich dwudziestu, a nawet dziesięciu lat zaszło w niej wiele zmian. I to pozytywnych, mnie jako matkę dziecka z niepełnosprawnością bardzo zaskakujących, bo pamiętam, kiedy pierwsze wizyty u specjalistów wiązały się ze strachem oraz z dochodzących zza drzwi gabinetów zabiegowych odgłosy niczym z rzeźni. Dzieci i dorośli z niepełnosprawnością krzyczeli ze strachu. Nie są to oczywiście łatwi pacjenci i kto jak kto, ale my rodzice wiemy o tym. Wiemy też, że odpowiednie zachowanie może wiele problemów rozwiązać, uniknąć wielu traum. O ile jeszcze kilkanaście lat temu widywałam osoby z niepełnosprawnością intelektualną czy neurologiczną przywiązywanych do łóżek i foteli, przypinanych pasami teraz wygląda to inaczej. Wiele zabiegów można mieć pod narkozą. Tę z kolei podaje się po uśpieniu gazem. Bez wkłuwania, kiedy przerażony pacjent się szarpie. Mniej stresu dla osoby z niepełnosprawnością, opiekuna i personelu medycznego.
Czasami placówki nie posiadają takiej możliwości. Wtedy trzeba szukać. nie jest to oczywiście łatwe, bo nawet pracownicy infolinii NFZ nie potrafią udzielić informacji, gdzie dzwonić, gdzie się zapisywać. To powoduje zamieszanie i niepotrzebny stres, bo wizyta jest, pacjent nastawia się na usunięcie bolącej rzeczy, a tu klops: nie może mieć zabiegu, bo nie współpracuje oraz nie ma możliwości uśpienia go. Mam nadzieję, że z czasem to się zmieni i każda poradnia, w której trzeba do pacjenta podejść z narzędziami kującymi i tnącymi będzie miała możliwość uśpienia choćby gazem usypiającym, aby dla każdego taka wizyta nie wiązała się ze złymi doświadczeniami, bo te też są częścią pracy personelu medycznego zmuszonego do słuchania krzyków i płaczów.
Temat poruszam, bo u nas ostatnio taka walka. Ola ostatnio bała się rozebrać u lekarzy, ale w grudniu udało mi się ją przekonać. Wczoraj już nie. Jak już zdjęła spodnie to krzyk był taki, że niejedno zarzynane w rzeźni zwierzę by przekrzyczała, bo z jednej strony bardzo chciała mieć usunięty w pachwinie pieprzyk, a z drugiej z kilku powodów się bała. O ile zastrzyki daje sobie podawać bez problemu (była w listopadzie szczepiona, miała pobieraną krew) to zastrzyk w okolicach intymnych ją przerósł. Miałyśmy duże szczęście do personelu medycznego. Lekarz stwierdził, że nie ma sensu jej męczyć skoro się boi. Po prostu musi mieć zabieg pod narkozą, ale na to trzeba poczekać. I teraz zaczynają się schody w domu: Ola bardzo chciała mieć usunięty doskwierający jej pieprzyk, dlatego krzyczy, płacze, nie daje sobie wyjaśnić, że zabieg będzie w innym terminie, w innym miejscu i z uśpieniem. Nie była nawet pójść na spacer. Skupienie się na tym, żeby pojechać do specjalisty i w końcu pozbyć się bolącego elementu uniemożliwia jej skupienie się. Z kolei normalnie (bez narkozy) usunąć sobie nie da. A na infolinii NFZ nie są w stanie powiedzieć, w jakiej poradni są robione zabiegi dla niepełnosprawnych pod narkozą. 

wtorek, 14 stycznia 2025

Przemoc wobec dzieci

źródło: Facebook
Problem polega na tym, że większość społeczeństwa nie ogarnia, czym jest przemoc wobec dzieci, że prędzej czy później prowadzi do tragedii. Czy to seksualna, czy psychiczna, czy fizyczna, bo "przecież dzieci trzeba przyuczyć do seksu", "pokazać seksualność", "bo dzieci mają się bezwzględnie słuchać nawet jak im to szkodzi", "bo klaps to nie bicie", "bo bicie to nie znęcanie się". W każdym środowisku taka śpiewka. Dochodzi do molestowania, nękania, pobicia i co może usłyszeć rodzic dziecka? "To przykry incydent". Nie, to przestępstwo. I najgorsze jest, że te argumenty padają zarówno w urzędach, placówkach zajmujących się opieką, osób zatrudniających opiekunów, kleru. Kiedy w grę wchodzi dziecko z niepełnosprawnością pojawia się jeszcze objaśnianie, że w sumie nic się nie stało. A później kilka miesięcy medialnego szoku, bo doszło do tragedii, aby na koniec zamieść sprawę pod dywan, ewentualnie kazać sprawcy przeprosić ofiarę wielomiesięcznego znęcania się. I sędziowie nie widzą problemu w tym, że takie wyroki są szkodliwe społecznie.

Yaro Kowalewski "Brama umarłych. Księga I"


Pragnienie władzy i nieśmiertelności od czasu do czasu powraca do ludzi i staje się przyczyną spustoszenia. Chore ambicje, pragnienie bezgranicznej władzy i sny o potędze zmieniały historie ludzkości. Podboje stawały się przyczyną eksterminacji różnych grup. Taki temat podsuwa czytelnikom Yaro Kowalewski w "Bramie umarłych". Podtytuł "Księga I" niesie zapowiedź, że po skończeniu książki nie rozstaniemy się z bohaterami. Oczywiście jeśli tylko będziemy chcieli. Ja zdecydowanie sięgnę po kolejny tom.
Historia jest mroczna i pełna brutalności. Mamy tu marzącego o boskiej sile cesarza Kiruth-Hora podbijającego kolejne ziemie i zbierającego pieczęcie, które mają dać mu pełnię władzy nad światem. Kolejne królestwa zdobywa siejąc spustoszenie, niewoląc ludzi, grabiąc ziemie, terroryzując władców. Równolegle poznajemy historie ciekawskich śmiałków, ludów, które uchroniły się przed najazdem, uciekinierów zagrożonych utratą życia.
Paladyn Ishaar, broniący Bastionu – schronienia dla uchodźców – obserwując kolejne napływy uciekinierów i coraz mocniej stąpających im po piętach szpiegów spodziewa się nadciągającej pożogi i zagrożenia życia mieszkańców górskiej krainy. Z niepokojem obserwuje poczynania bezwzględnego Kiruth-Hor. Wie, że dyktator nie cofnie się przed niczym, chcąc dorównać bogom.  Coraz bardziej osaczany paladyn musi znaleźć sposób, by zapewnić bezpieczeństwo ludziom. Nie będzie to łatwe. Zwłaszcza, że w odległej krainie z powodu nadmiernej ciekawości nastoletnich dzieci zarządców kopalń budzą się przerażające mroczne moce mamiące śmiertelników zachęcając ich do brutalnych działań. Przetrwanie w takich realia nie będzie łatwe.
Autor w akcje pięknie wplata problemy społeczne. Wśród ważnych postaci pojawia się niepełnosprawny chłopak i traktowanie go przez coraz bardziej sfrustrowane społeczeństwo, na które nakładane są kolejne restrykcje. Pisarz obok obrazów przemocy podsuwa nam też pozytywne wzorce. Zobaczymy bohaterów, którzy zaskakują nas swoją empatią, poświęceniem, narażaniem siebie na niebezpieczeństwo w imię jedności z ofiarą. Mają oni też różnorodne wady, własne doświadczenia. Każdy z bohaterów jest tu inny, wyrazisty, a akcja, którą podglądamy od pierwszych stron trzyma w napięciu. Zdecydowanie nie mogę doczekać się poznania dalszych losów bohaterów.



https://www.facebook.com/photo?fbid=122190777932164369&set=a.122097804122164369

poniedziałek, 13 stycznia 2025

Tomasz Urbaniec "Nocny pociąg do Bulowic"

 


Według oficjalnych danych bezdomność dotyczy kilkadziesiąt tysięcy osób w Polsce. Każda z tych osób boryka się z wieloma problemami, doświadcza różnorodnych form przemocy oraz wykluczenia. Pomoc państwa i organizacji jest ciągle niewystarczająca. Brakuje systemowych działań zapobiegających kryzysowi bezdomności. Brutalne realia kapitalizmu oraz niewystarczający dostęp do pomocy medycznej sprawia, że niepełnosprawność intelektualna i choroby neurologiczne w większym stopniu narażają ludzi na utratę dachu nad głową. Do tego dochodzi jeszcze przemoc w rodzinach skłaniająca młodych ludzi do ucieczki, która często przeradza się w trwającą całe życie bezdomność. Na co dzień mało uwagi poświęcamy temu problemowi oraz potencjalnemu narażeniu każdego z nas na utratę dachu nad głową. "Nocny pociąg do Bulowic" Tomasza Urbańca.
Autor podsuwa nam rozmowy z osobami, których życie toczy się wokół kryzysu bezdomności. Oddaje głos ludziom różnych profesji i doświadczeń związanymi z Wspólnym Chlebem Życia: swojej matce, księdzu, pielęgniarce, zakonnicy, pracownikowi poruszającemu się na wózku inwalidzkim, lekarzowi.  Jest to opowieść o empatii, pomocy innym, umiejętności dostrzegania problemu, małych gestach i ideach, które przyczyniły się, że pomoc znalazło wiele osób. Każda z osób jest inna, ma odmienny stosunek do relacji międzyludzkich oraz religii. Łączy ich wspólny cel: pomaganie. Z rozmów wyłania się historia powstania Wspólnego Chleba Życia, a także problemów, z jakimi mierzą się podopieczni. Rozmówcy uświadamiają nas jak wiele jest jeszcze do zrobienia i dlaczego warto to robić. Wyłania się tu inny obraz bezdomności niż ten ze stereotypów. Nie są to wesołe pijaczki żebrzące o klika złotych. Ta grupa jest dużo bardziej zróżnicowana. Są wśród nich nie tylko alkoholicy i narkomani, ale też ofiary przemocy w rodzinie, dorosłe dzieci z rodzin zastępczych (bo państwo po uzyskaniu pełnoletniości nie ma obowiązku zapewniać im dachu nad głową), samotne matki z dziećmi, obcokrajowcy, którzy przyjechali do Polski za chlebem i trafili na nieuczciwych pracodawców, mieszkańcy małych miejscowości, którzy wyjechali do dużych miast po lepsze życie, a zostali okradzeni i wyrzuceni na ulicę, osoby z niepełnosprawnościami, które nie potrafią samodzielnie zawalczyć o wsparcie państwa, a nie mają już bliskich, byli więźniowie, młodzież uciekająca z domów, przedstawiciele wolnych zawodów. Nie widzimy ich na co dzień, bo wtapiają się w tło. Zimą szukają schronień w ciepłych sklepach, kościołach w czasie nabożeństw, przychodniach, urzędach, gdzie mogą skorzystać z toalety, prowizorycznie się umyć, przebrać. Na pierwszy rzut oka nie wyglądają na osoby potrzebujące pomocy. Zdobywają jedzenie ze sklepowych śmietników, ubrania z kontenerów z odzieżą, odwiedzają jadłodajnie, niektórzy mają odwagę spać w noclegowniach. Każda z tych osób ma inne doświadczenia, dźwiga ciężar wykluczenia i przemocy, a także chorób i uzależnień. Na pierwszy rzut oka są czyści, schludni, bo to zapewnia im zachowanie pozorów przed spotykanymi osobami. Ich adresem korespondencyjnym jest miejsce, które często odwiedzają (punkt pomocowy). To pomaga im w znalezieniu pracy. Dowiemy się, że wbrew pozorom osoby w kryzysie bezdomności to nie zawsze bezrobotni. To osoby, które nie mają dachu nad głową. Tworzenie pozorów posiadania lokum daje im szanse na zatrudnienie.
Z rozmów z osobami związanymi ze Wspólnym Chlebem Życia wyłania się obraz problemów społecznych, z którymi mierzy się każdy z nas. Uświadamiamy sobie jak wyglądają stadia bezdomności, w jaki sposób ludzie walczą o to, aby nie trafić na ulicę, ale zdarzenia losowe podcinają im nogi. Widzimy jak wygląda codzienność tych osób, obserwujemy koczowniczy styl życia, w którym miasto staje się wielkim mieszkaniem z kuchnią (miejscem, gdzie można zdobyć jedzenie), garderoba (miejsce z suchymi rzeczami), sypialnia, łazienka. Uświadamiamy sobie, ze pomoc może polegać na małych gestach, wśród których nie brakuje dostępu do kontenerów i pozostawianie dobrych rzeczy obok nich. Zobaczymy też jak bezdomność degraduje poczucie własnej wartości, zniechęca do zachowania pozorów, starania się i trzeźwości. Rozmówcy pokazują, że nie ma osób, które marzą o bezdomności jako formie wolności. W tle oczywiście są poglądy polityczne, osobiste doświadczenia i przekonania aktywistów tworzących kolejne domy, w których niesiona jest pomoc osobom w kryzysie bezdomności. Zobaczymy jak przez lata zmieniała się forma domów.
"Nocny Pociąg do Bulowic" to inspirujący i poruszający zbiór rozmów z ludźmi, którzy poświęcili swoje życie, by pomagać najbardziej potrzebującym. Autor pokazuje tu, jak niesamowicie wiele dobrego może zdziałać empatia i umiejętność dostrzeżenia osób potrzebujących pomocy.






Alex Lid "Ultreia. Podróż ducha"

 

Każdy z nas ma do przebycia jakąś drogę, miewa momenty zwątpienia w cel i sens poczynań, szuka sensu życia. Po zakończeniu jednego ważnego etapu następuje dezorientacja i konieczność poukładania sobie codzienności na nowo. Tak jest właśnie w przypadku Alex Lid, która w "Ultreii. Podróży ducha" dzieli się opowieścią z pielgrzymki do Santiago de Compostela, czyli położonej w prowincji A Coruña stolicy malowniczej Galicja, w której krajobraz wpisują się Góry Kantabryjskie i wybrzeże Oceanu Atlantyckiego. Książka jest zapisem osobistych relacji autorki. To typowy diariusz z podróży.
Pierwszoosobowa narratorka zabiera nas do swojego świata. Jako absolwentka studiów wyższych poszukuje nowego celu. Próba zdefiniowania go skłania ją do udania się w podróż. Na cel obiera popularne wśród katolików miasto, do którego prowadzi szlak św. Jakuba (jednego z dwunastu apostołów). To przeświadczenie o bliskości Jezusa sprawiło, że od średniowiecza odwiedziły to miejsce miliony wiernych. Na początku chrześcijaństwa był to jeden z trzech głównych celów średniowiecznego pątnictwa (obok Rzymu oraz Ziemi Świętej). Wędrówka miała pomóc w zrozumieniu siebie, odnalezienie celu i możliwość uproszenia o łaski. Każda pielgrzymka była też próbą charakteru. Wędrówka powoduje zmęczenie, wystawia na wiele doświadczeń, skłania do przemyśleń oraz pozwala na poznanie różnych ludzi. I tak jest też w książce Alex Lid zabierającej nas do świata swojej refleksji, dzielącej się wrażeniami i spostrzeżeniami. Mamy tu oczywiście katolickie spojrzenie ma wiele spraw, opowiadanie o własnych religijnych doświadczeniach. Można pokusić się, że jest to opowieść bardzo intymna, bo zabierająca nas w zakamarki myśli autorki. Diariusz uświadamia nas, że nawet najlepiej zaplanowana podróż może nas zaskoczyć. Akcja dzieje się na tle średniowiecznych uliczek, hiszpańskiej architektury i malowniczych krajobrazów tamtejszych prowincji. Całość ciekawa dla osób lubiących relacje z podróży i szukających lektury z polskim katolickim spojrzeniem na świat, dlatego sporo uwagi poświęcono tu różnicom kulturowym, trybom życia napotkanych osób, które mogą być dla wędrowców wzorcami lub szokować.
"Ultreia" Alex Lid to lekka i niedługa lektura. Czyta się szybko i przyjemnie.




Natalia Kujawa "Królowa Serca i Cienia"


Każda zmiana wymaga nowego spojrzenia, obalania wcześniejszych opowieści tworzących kulturę, która jest płynna i aby społeczeństwo się rozwijało musi być otwarta, gotowa na powiew świeżości. Nowe interpretacje dawnych bohaterów pozwalają na wprowadzenie innych tematów, pozwalają na odczytanie dzieł na nowo i nadanie im nowych znaczeń. Dekonstrukcyjne podejście do tekstów pomaga nam nieco inaczej spojrzeć na naszą codzienność. Klasyka jest wdzięcznym materiałem do takich zabiegów. Szczególnie dobrze spełniają się tu mity, legendy i teksty religijne, które w odświeżonej interpretacji może pchnąć ludzi do wielkich zmian społecznych. Z tego powodu uwielbiam sięgać po dzieła, których autorzy skorzystali z tego zabiegu. Tak jest właśnie w "Królowej Serca i Cienia" Natalii Kujawy. Wchodzimy do świata Branki od lat mieszkającej z dala od ludzi. Zamknięta w bezpiecznym, zaklętym kręgu z dala od ludzi jest niczym Roszpunka uwięziona w wieży. Tu zamiast złej czarownicy mamy troskliwe ramiona ojca martwiącego się o córkę w czasie jego nieobecności w domu. Samotne dni spędza na tkaniu gobelinów i snuciu na nich kolejnych opowieści. Czekanie na ukochanego rodzica nie jest wówczas takie dotkliwe. Jej życie pewnego dnia wywraca pojawienie się na progu człowieka, który jakimś cudem dostrzegł chatę. Jego ucieczka przed poniesieniem konsekwencji przestępstwa staje się początkiem wielkich zmian w życiu Branki. Żyjącą pośrodku lasu nastolatkę wychowano w strachu przed bogami i ich odwieczną wojną. Strach i zapewniające ochronę ogrodzenie oraz codzienna nuda nie przygotowały jej na kontakt ze światem. Podsycona opowieściami przybysza ciekawość sprawia, że pragnie lepiej poznać otoczenie znajdujące się poza magicznym kręgiem, po którego opuszczeniu zaczyna się prawdziwa szkoła życia. Bohaterce przyjdzie się zmierzyć z brutalnym światem ludzi i bogów. Zachowanie pierwszych sprawia, że szybko trafia w ręce drugich i tym sposobem akcja przenosi się do zarządzanego przez Persefonę podziemnego królestwa. Na mity o Demeter i jej córce (Korze/Persefonie) spojrzymy nowym okiem. Dowiemy się też kim tak naprawdę jest Branka i dlaczego ojciec ją ukrywał. W tle pojawi się też romans, konflikty między bohaterami. Spotykamy tu sporo bogów. W akcji pojawia się Hades, Persefona, Posejdon, Ares, Afrodyta, Apollo, Hermes, Artemida, Atena, Demeter, Hefajstos, Hestia i Hera. Do tego nie zabraknie kilkoro z ich dzieci i znanych z mitologii postaci. Sięgając po książkę oczywiście nie trzeba znać mitów.
Historię podzielono na dwie części: Królowa cienia i Królowa serca. W nich mamy podział na etapy zmian dotyczące charakteru, nastawienia i miłości bohaterki. Cała historia toczy się wokół konfliktu przypominającego biblijne starcia i rywalizacje między braćmi. Wydarzenia umieszczono około wieku po obaleniu Kronosa i Tytanów. W historię pięknie wkomponowano różnorodne wierzenia (także te o reinkarnacji). To one często determinują akcję, sprawiają, że bohaterzy postępują tak, a nie inaczej.
"Królowa Serca i Cienia" to wciągająca lektura bardzo szeroko czerpiąca z mitologii i baśni, dzięki czemu dostajemy ciekawe, nowe spojrzenie na wiele popularnych w naszej kulturze motywów. Książkę czyta się szybko i przyjemnie. Zdecydowanie polecam miłośnikom fantastyki.