Jan Kaczkowski, Piotr Żyłka, Życie na pełnej petardzie czyli wiara, polędwica i miłość, Kraków „WAM”
2015
„Życie na pełnej petardzie, czyli wiara, polędwica i
miłość” to rozmowa Piotra Żyłki z księdzem Janem Kaczkowskim. Założyciel
Puckiego Hospicjum pw. Św. Ojca Pio opowiada o swoim dzieciństwie, nauce,
szkolnych doświadczeniach, pierwszych kontaktach z religią i dorosłym życiu, powołoaniu. Ku zaskoczeniu
odkrywamy, że wcale nie pochodził z religijnej rodziny. W jego domu (jak
większości polskich w czasie komuny) religia była sposobem na wyrażenie
poglądów politycznych. „Niespecjalnie narzucaliśmy się Panu Bogu. Myślę, że
byliśmy w stylu francuskim antyklerykalni”. Mimo tego rodzice posyłali go na
katechezę, która odbywała się poza szkołą: „Takie były czasy, że niemal wszyscy
chodzili na religię. Pewnie w jakiejś mierze na zasadzie symbolicznego buntu
wobec komunistycznej atmosfery”. Innym spostrzeżeniem, które zaskoczy
czytelników jest stosunek do ofiary składanej w kościele. „Kiedy idę do kina,
to płacę za bilet. Kiedy idę do kościoła, to daję na tacę, bo jest prąd,
świeczka”. To zdrowe podejście z lekkim dystansem do instytucji oraz szanowania
pracy i materiałów, z których korzysta się w czasie obecności w świątyni
ukształtowało typ charakteru człowieka rozsądnego, zdystansowanego,
podchodzącego z dystansem oraz zrozumieniem do kwestii finansowych. Taka
postawa po latach przełożyła się na intensywną posługę, doskonałe rozumienie
misji niesienia duchowego wsparcia, słuchania.
Mnie bardzo zaskoczyły opowieści o podejściu do osób,
które dokonały aborcji. Temat ten regularnie wraca w polityce i często wiąże
się z piętnowaniem kobiet. U księdza Jana Kaczkowskiego mamy do czynienia z
próba zrozumienia, nakłanianiem do wybaczenia sobie grzechu. Postawę jaka
prezentuje duchowny znajduje się bardzo blisko tego, w jaki sposób ja
postrzegam prawdziwą misję chrześcijaństwa, która często odbiega od poczynań Kościoła
katolickiego.
„Życie na pełnej petardzie” to opowieść o codziennych
zmaganiach, niesieniu pomocy, ale też nie zabraknie interesujących spostrzeżeń
na temat życia i ludzi. Nie zabraknie tam poruszania tematu molestowania
seksualnego, złych relacji rodzinnych, zagubionej młodzieży, prób pogodzenia się
z podjętymi decyzjami ludzi starszych.
Przez wywiad przebija nawoływanie do wzajemnego
zrozumienia, szukania najlepszych rozwiązań, kierowania się miłością, a nie
surowymi zasadami społecznymi. Ksiądz Kaczkowski zaznacza na początku, że to
właśnie miłość jaką dostał w domu rodzinnym pozwoliła mu w dorosłym życiu na
pokonywanie wielu przeszkód, realizację własnej drogi i pewność siebie.
Książka może być też piękną wskazówką na temat tego
jakim rodzicem, opiekunem czy nauczycielem nie być. Jakiego państwa i edukacji
unikać. Dosadnie realistyczne obrazy doskonale przemawiają do wyobraźni
czytelnika. Inna rzeczą, która bardzo mnie się podobała (zwłaszcza, że po
książkę sięgnęłam w okresie wczesno jesiennym) to poruszenie kwestii adaptacji
zjawisk kulturowych: „Strzelamy z armaty do dyni w Halloween. Tyle energii
idzie na krytykę, a są przecież zjawiska pozytywne. Halloween zostało już nieco
ochrzczone i przeformułowane na zabawę Holy Wins (Święty Zwycięża). Kościół
zawsze tak działał: oswajał pogańską rzeczywistość. Inkulturacja tego rodzaju
potrzebna jest nie tylko w Afryce, ale tez w Polsce”.
Całość jest interesującym materiałem do przemyśleń.
Nietypowe poglądy, postawa, ciepło, pracowitość, mądrość i duchowość, a także
wielki dystans do siebie sprawiają, że czytelnik będzie miał okazję do wielu
refleksji.
Książkę polecam każdemu, kto lubi czytać długie
wywiady ocierające się o autobiografię. Będzie to także interesująca lektura
dla wszystkich, którzy pracują z chorymi, umierającymi, niosącymi pomoc rodzinom
opiekującymi się niepełnosprawnymi. Szczególnie polecam ją katolikom.
Nawoływanie do próby wzajemnego zrozumienia jest dziś coraz bardziej ważne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz