Pani powiedział dzisiaj do mnie:
-Jesteś łobuz.
Nie wiem, o co z tym łobuzem chodzi, ale opowiem Wam,
co dziś zrobiłem.
Wszystko zaczęło się od mycia podłogi. Nie lubię tego
jak każdy pies. Mokra podłoga to wróg psich łap. Do tego dochodzi zrzędzenie
ludzi:
-Ile razy mówiłam ci „nie chodź po mokrej podłodze”?
Zwykle pierwszy raz słyszę to, kiedy zaliczę rundkę
przebieżki po domu. Dodam, że taka przebieżka po mokrych płytkach jest niemiła,
bo łapy się rozjeżdżają, podwozie moczy. Moją minę świadczącą o żalu z powodu dyskomforty
spowodowanego morką sierścią na brzuchu Pani bezlitośnie podsumowuje:
-W lesie w rowie kąpiel ci nie przeszkadza, a
koniuszki sierści wymoczonej o podłogę przeszkadzają?
Zresztą po kąpieli padają dokładnie te same argumenty…
Ludzie są dziwni i nie rozumieją, że w leśnym rowie woda jest mniej mokra.
Wróćmy do nieszczęsnego mycia podłogi.
Pani wysłała mnie na schody prowadzące do czegoś, co
jest jakby drugim mieszkaniem, do którego ja wchodzić nie mogę, a z którego
wpadają apetyczne zapachy, dlatego bardzo się cieszę, kiedy ktoś stamtąd
przychodzi, bo zawsze jest nadzieja na zakazany ochłap. Miałem tam siedzieć na najwyższym
stopniu. Jak zawsze. I siedziałem. Byłem grzeczny i nie marudziłem, że widok
mytej podłogo mi przeszkadza, a przecież każdemu normalnemu psu przeszkadza.
Skąd wiem? Kumple na spacerach mi takie rzeczy mówią.
W pewnym momencie słyszę pukanie do okna, obcy głos.
Instynkt nie pozwolił mi siedzieć na schodach. Musiałem pobiec. Wiedziałem, że
w czasie mycia podłogi Pani ma drzwi otwarte na podwórze i tę wiedzę wykorzystałem.
Wybiegłem i szczekałem. Pani zdążyła tylko krzyknąć do kuriera:
-On nie gryzie.
Kurier zrobił minę jakby jej nie wierzył.
-To pies terapeutyczny. Przystosowany do pracy z
ludźmi. Biegnie się przywitać.
Nie wiem jak
Wy, ale ja zawsze myślałem, że szczekanie to oznaka witania się. Tak
przynajmniej uczyli mnie kumple na spacerach. Mówili, że listonoszy i kurierów
to już szczególnie trzeba obszczekać, żeby wyrazić swoją wdzięczność za
dostarczenie paczki czy listu. Pani dostała paczkę, więc szczekałem ile się
dało. Jak zrobiłem kółeczko wokół kuriera zacząłem się o niego ocierać, co
zbiło go z tropu i po minie było widać, że zaczyna Pani wierzyć.
A ja z radości wybiegłem na ulicę. Zrobiłem kilka
kółek wokół samochodu kuriera, polizałem gościa, wbiegłem na ogród, który kilka
razy okrążyłem i Pani podarowała mi parówkę. Nim ją zjadłem byłem na smyczy i
jeszcze usłyszałem:
-Jesteś łobuz.
Później był tradycyjny wykład o tym, że jestem duży.
Dużo za duży, żeby tak ludzi straszyć. Na usprawiedliwienie powiem, że nikogo
nie chciałem straszyć. Po prostu trzymam się psiej tradycji obszczekiwania i
kociej łaszenia, a wszystko ma zachęcić ich do ponownych odwiedzin, bo – moim zdaniem
– zwykle za bardzo się spieszą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz