Święta zbliżają się dużymi krokami. Gwar,
przygotowania do świąt, zapachy unoszące się w domu i budowanie atmosfery
niezwykłości, rodzinnej bliskości są elementem przedświątecznych oczekiwań.
Dziś w ramach przedświątecznych wywiadów rozmowa z Anną Sakowicz – pisarką niezwykle
ciepłą, otwarta, a do tego zabierającą czytelników w swoje światy bohaterów, z
którymi możemy się zaprzyjaźnić. Rozmawiałyśmy o klimacie
książek, świętach. Zapraszam.
W pani
książkach wyczuwa się domowe ciepło, lekkość i akceptację wobec ludzi. Skąd
taka postawa?
Nie wiem. To chyba samo przychodzi. Być może dlatego
że kocham swój dom i swoją rodzinę, a może po prostu jest to wynik wychowania i
wrażliwości. Doceniam to, co mam. Nauczyłam się tego przez lata. W trylogii
kociewskiej („Złodziejka marzeń”, „To się da!” i „Już nie uciekam” – premiera
1.03.2017 r.) bohaterka ma sporo moich cech, dlatego szuka prawdziwego domu,
wypełnia go zapachami, stara się tworzyć ciepłą atmosferę. I jeżeli czytelnik
to ciepło odczuwa podczas czytania, to cieszę się bardzo. A akceptacja ludzi?
Chyba tego nauczyli mnie rodzice. Potrafię akceptować inność, jestem raczej
osobą tolerancyjną. Czasami zapominamy, że w życiu jest mnóstwo odcieni
szarości, nie da się podzielić świata na czarne i białe. O tych szarościach też
trzeba mówić i pisać. Zresztą każdemu z nas potrzebna jest akceptacja.
Wystarczy chyba odrobina empatii i dobrej woli, by zaakceptować ludzi
znajdujących się wokół nas.
Za kilka dni
święta. Jak w pani domu wyglądają przygotowania do nich?
Póki co jest wielkie zamieszanie. Powoli zjeżdża się
rodzina. Właśnie przyjechała córka (studentka) z chłopakiem, jutro pojawią się
rodzice. Choinka jest już ubrana, mieszkanie częściowo posprzątane. Prezenty
zapakowane. Pozostaje jeszcze wypełnić dom zapachem słodkości – piernika i
pomarańczy. Mama pomoże ulepić górę pierogów…
Co w
dzieciństwie lubiła pani w świętach najbardziej?
Chyba ubieranie choinki. Zawsze
stroiliśmy ją razem z bratem. Potem zapalaliśmy lampki i kładliśmy się na
podłodze. Obserwowaliśmy, jak na suficie mienią się kolorowe światełka, jak
grają cienie. Nie wiem dlaczego, ale ten moment zapamiętałam najbardziej. Nie
pamiętam, o czym wtedy rozmawialiśmy, ale zostało mi to wrażenie – takiego
bezgranicznego szczęścia i dziecięcej beztroski. Potem gdy moja córka była
mała, robiłam z nią dokładnie to samo.
Z czym kojarzy
się pani „magia świąt”?
Magię świąt najbardziej kojarzę z
czasem oczekiwania, z przygotowaniami. Jest wtedy takie dziwne napięcie i
ekscytacja, bo ma się „coś” wydarzyć. Potem, kiedy zasiada się do stołu, to
jakby mija. Najbardziej magiczne są chyba „przedświąteczne” rytuały oraz
zapachy: świec, pomarańczy, cynamonu, choinki… Idealnie by było, gdyby spadł
śnieg i można byłoby przyglądać się przez okno, jak śnieżne gwiazdki tańczą w
świetle lamp.
Święta to
czas, kiedy każdy z nas ma więcej wolnego, może zadbać o swoje zainteresowania,
bliskich. Ma pani takie pasje, które tylko wówczas mogą ożyć?
Moją pasją od zawsze były książki.
Święta nie są pod tym względem wyjątkowe. Mam to szczęście, że mogę swoje pasje
realizować przez cały rok. A świąteczny czas wykorzystuję głównie na to, by
nacieszyć się rodziną. Wszyscy wtedy zwalniamy i mamy zdecydowanie więcej czasu
dla siebie.
Z wiekiem
każdy z nas inaczej przeżywa wolny czas i przygotowania do celebrowania
niezwykłych chwil. Dajemy sobie też inne powody do uczczenia ważnych wydarzeń.
Czy wydanie kolejnych książek w jakiś sposób pani świętuje?
Oczywiście. Wydanie książki to
święto. Mamy taki zwyczaj z mężem, że zawsze wtedy gdzieś jedziemy.
Spacerujemy, zwiedzamy, idziemy na dobry obiad. Celebrujemy te chwile. Ponadto
zawsze staram się zrobić jakąś przyjemność moim bohaterkom, podziękować im za
to, że pojawiły się w moim życiu. Na przykład po wydaniu „Niedomówień”
pojechaliśmy od razu do Gdańska do Gaju Gutenberga i pod pomnikiem mistrza z
Moguncji złożyłam jeden egzemplarz powieści. Wiem, że moja bohaterka Janka na
pewno by to zrobiła. Musiałam więc spełnić jej wolę.
Należy pani do
otwartych pisarek chętnie spotykających się z czytelnikami i sprawiających, że
taki wieczór autorski jest niezwykłym, miłym doświadczeniem. Co daje pani taki
kontakt z czytelnikami?
Uwielbiam spotkania z czytelnikami.
Dostaję wtedy sporo pozytywnej energii i niezwykłą motywację do działania. Taki
bezpośredni kontakt z czytelnikiem jest dla mnie bardzo ważny. Służy z
pewnością nie tylko promocji książek, lecz także bliższemu poznaniu odbiorców,
dla których przecież się tworzy. Można poznać ich emocje, wrażenia po lekturze
oraz oczekiwania.
Czym
zaskoczyli panią czytelnicy?
Czytelnicy zaskakują
mnie swoją otwartością. Czasami zastanawiam się, jak na przykład zostanie
przyjęty problem poruszony przeze mnie w książce, czy nie będzie kontrowersyjny.
Okazuje się jednak, że moi czytelnicy to osoby otwarte i chętne do dyskusji.
Najbardziej jednak zaskoczyło mnie niedawne spotkanie z młodzieżą z Technikum w
Owidzu. Jedna z uczennic wykonała ilustracje do „Złodziejki marzeń”. Byłam
zaskoczona, ale i pełna podziwu dla jej wyobraźni, talentu i chęci narysowania
fragmentów mojej fabuły.
Serdecznie dziękuję za
rozmowę. Pozdrawiam czytelników bloga Górowianka. Życzę spokojnych i rodzinnych
Świąt!
Serdecznie dziękuję :) :)
OdpowiedzUsuń