Odkąd pamiętam, w moim domu, niezależnie jakie
święta były obchodzone zawsze splatały się dwie tradycje, także te wielkanocne.
A to dlatego, że moi rodzice pochodzą z różnych stron Polski i tak jak w ich
domach rodzinnych obchodzono święta Wielkanocne, tak i oni celebrowali je u siebie. Starali się przekazać nam zwyczaje, które panowały w ich
domach podczas Wielkanocy. A ja i mój brat w takiej wspólnej tradycji
wyrastaliśmy, a później przekazaliśmy ją dalej. Tak więc było trochę po
lubelsku i trochę po góralsku. Te tradycje znajdowały miejsce w
przyszykowywanych potrawach wielkanocnych, ale nie tylko. Całe święta były tymi
tradycjami przesiąknięte na wskroś.
Święta wielkanocne to zawsze była wielka
uroczystość. Zaczynaliśmy je od postu i mszy świętej. W sobotę święciliśmy pokarmy. Najpierw
przyszykowywaliśmy koszyk na święconkę. Zajmowała się tym nasza mama. Ja z
bratem, jako dzieci zawsze malowaliśmy jajka. I zawsze choć nie były to jakieś
arcydzieła święciliśmy je wraz z innymi potrawami. Do święconki wkładaliśmy też
chleb, masło, szynkę, kiełbasę, ciasto, sól, pieprz, chrzan i obowiązkowo
placek z serem i cukrowego baranka.
Po
przyjściu z kościoła składaliśmy sobie życzenia i spożywaliśmy wspólne
śniadanie. Nie przychodził do nas zajączek z prezentami, gdyż niestety nie
mieściło się to w naszej tradycji. Za to rodzice, którzy wiecznie pracowali
mieli w święta dla nas mnóstwo czasu i to chyba było najwspanialsze i
najcenniejsze. Te wspólne chwile pamiętam do dziś. Czasami przyjeżdżała do nas
rodzina, więc dzieciaków wówczas nie brakowało. Zwłaszcza w lany poniedziałek
dokazywaliśmy tyle ile było można, a było można dużo, bo rodzice nie trzymali
nas pod kloszem. Woda lała się strumieniami, a potem przeważnie
odchorowywaliśmy te nasze „kąpiele” w zimnej wodzie, ale to nie było ważne.
Święta kojarzą mi się również z tym, że zarówno
tata jak i mama opowiadali nam bardzo dużo o swoich świętach, z dzieciństwa,
które choć ciekawe, nie były tak
beztroskie jak nasze. Uświadomiłam sobie to znacznie później. Zawsze starałam
sobie wyobrazić te ich święta, ich beztroski świat, który przecież wcale taki
beztroski nie był, a i bywało tak, że jeszcze długo potem o nich myślałam.
Potem gdy założyłam własną rodzinę, też
starałam się zawsze, by moja córka rosła w tradycji Świąt Wielkanocnych. Nie wiem jak ona to
postrzegała, gdyż prawdę mówiąc nigdy z nią o tym nie rozmawiałam. Do tej pory
staramy się Wielkanoc spędzać razem.
Kiedy córka była mała obowiązkowo w Wielkanoc odwiedzaliśmy moich
rodziców, a ona swoich dziadków, by też poczuć jak to było dawniej i jest
obecnie. Razem malowałyśmy jajka i przygotowałyśmy koszyczek. Bardzo to lubiła,
bo jest i była duszą artystyczną. Robiła koszyczek dużo piękniejszy niż ja.
Potrafiła też pięknie przybrać stół. Miała ciekawe pomysły, potrafiła wszystko
pięknie oprawić i ozdobić. Poczucie
piękna nigdy jej nie opuszcza.
Obecnie święta spędzamy razem, to znaczy z moimi rodzicami, z moją
córką i jej mężem, a czasami z bratem i jego rodziną. Ludzi jest bardzo
dużo, więc i pracy nie mało. Nikt nie narzeka. Każdy przywozi to co ma.
Jedzenia jest zawsze aż nadto. Święta obchodzimy w różnych domach, wcześniej
się umawiamy, gdzie je spędzimy. Zawsze jest bardzo przyjemnie i radośnie. Ale
czy jest tak pięknie jak kiedyś, tego nie potrafię ocenić. Magii świąt z lat
dzieciństwa na pewno nie da się do niczego porównać, ale na pewno jest dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz