Miłość nie potrzebuje prezentów i pięknych słówek tylko po prostu oddania i obdarzenia uczuciem, bycia z drugą osobą. Takie uczucie jest wartościowym celem, który może odmienić nasze życie, przenieść je do innego wymiaru, ale też poddać nas próbie. O takim problemie jest komiks „Dziobak Toto i kryształowe serii” Yoann i Erica Omonda. Należy od do autonomicznych przygód zwierzęcych bohaterów tytułowego dziobaka Toto. Każdy tom pozwala poruszyć inny problem. Czasami bohaterzy poznają przyjaciół, innym razem mierzą się z lękami, emocjami i wieloma przeciwnościami. Świat komiksowych upersonifikowanych postaci jest pełen niebezpieczeństw i wyzwań, ale to sprawia, że mogą odkrywać kolejne swoje talenty, naprawiać świat, pomagać innym, wspierać się wzajemnie. Piąty tom pozwala nam na poruszenie problemu konieczności samodzielnego stawiania czoła wyzwaniom.
Historię otwierają senne wizje dziobaka Toto, który spotyka się z kryształowymi
siostrami proszącymi go o pomoc. Mieszkające na pustyni istoty są w
niebezpieczeństwie. Niestety nie zdążyły powiedzieć, co im grozi i z jakimi wyzwaniami
trzeba będzie się zmierzyć, bo budzi go Koala Wawa. Główny bohater nie jest
zadowolony z przerwanego snu, opowiada przyjaciołom o misji, ale nikt mu nie
chce wierzyć i wspierać, dlatego samotnie wyrusza na wędrówkę. Tam dowie się,
że przyjaźń i miłość szybko może zmienić się w nienawiść, nawet kiedy mamy
dobre intencje wobec przyjaciół. Do tego zobaczy jak bardzo miłość może
przyczynić się do prowadzenia różnorodnych sporów. Poszukiwanie kryształowych
sióstr okazuje się trudnym zadaniem. Kiedy już mu się to udaje dowiaduje się,
że może je uratować prawdziwa miłość. Niestety ze względu na to, że dostępu do
nich strzeże straszny stwór nie jest to możliwe. W jaki sposób dziobak Toto
stawi czoło przeszkodom? Co przyniesie miłość? Innym ważnym tematem poruszanym
przez autorów jest dostosowywanie się do oczekiwań przyjaciół. Szybko okazuje
się, że rezygnacja ze swojego charakteru może być przyczyną długiej wojny
między osobami wcześniej zaprzyjaźnionymi.
Pierwszym tomem serii „Dziobak Toto” byłam oczarowana, bo należy on do tego
rodzaju książek, po których otwarciu pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy to
„cudne”. Rysunki (a raczej malunki) wykonane przez Yoana przykuwają wzrok swoją
wyjątkowością. Każdy kadr sprawia wrażenia prostego dzieła sztuki na pograniczu
nabizmu, fowizmu i postmodernizmu. Ilustracje sprawiają wrażenie malowanych
farbami olejnymi, plakatowymi lub matowymi akrylami. Ilustracje nieco
uproszczone i przez to nie ma dbania o przejścia odcieni kolorów. Za to można
dostrzec wyraziste pociągnięcia pędzlem, efekt nakładania farby na wcześniejszą
jeszcze mokrą warstwę, a później czekanie na efekt końcowy bez poprawek. Zabawa
kontrastem dodatkowo dodaje tym kadrom uroku. Z tego powodu efekt jest bardzo
ciekawy, rysunki są artystyczne, ale to nie sprawia, że są dla dzieci mniej
atrakcyjne. Drugi tom także zachwycił mnie graficznie. Dziobak przywodzi na
myśl komiksy tworzone przez Berenikę Kołomycką, której akwarelowe malunki
skutecznie przykuwają uwagę młodych czytelników. Z tym tomem jest tak samo. Nie
wpisuje się on w schemat prostych kresek, ale sam jest kwintesencją prostych
pociągnięć pędzla, malowany jakby dziecięcą ręką, ale z drugiej strony jest to
dłoń wprawiona, pięknie przenosząca nas w świat zwierzęcych przygód. A te
porywają od pierwszej strony pierwszego tomu, na której widzimy
rozpoczynającego dzień dziobaka. Pobudka, przygotowania do śniadania i na
drugiej stronie już wiemy, jaka będzie misja zwierzaka: odnalezienie wody
zapewniającej stałą dostawę pokarmu. Eric Omond zabiera nas do Nowej Zelandii
lub Australii.
Komiks otwierają opisy zwierząt. Dalej poznajemy zielone tereny, wchodzimy w
obszar meandra. Gdzieś w jego dolnej części mieszka dziobak, do którego nie
dopływa woda. Martwi się, że będzie musiał długo wędrować, aby odkryć
przyczynę, ale na szczęście z pomocą przychodzi papuga informująca go, że
szybciej będzie jeśli będzie szedł prostopadle do swojego odcinka rzeki. Jego
towarzyszem podróży zostaje zaprzyjaźniony miś koala. Bohater odkrywa, że może
liczyć na pomoc innych zwierząt. Do tego uświadamia młodym czytelnikom, że
upór, niekonwencjonalne podejście i współpraca pomagają rozwiązać wiele
problemów. Komiksowi bohaterzy po długich trudach muszą zmierzyć się z bestią,
która z każdą stroną wydaje się straszniejsza. Pojawi się tu kolczatka Chichi i
nietoperz Riri, są duchy pomagające (troszkę nawiązujące do Dikensa) oraz możliwość
rozmów z innymi w śnie (taka forma telepatii). Zwłaszcza, że nie tylko
spotykamy uciekające przestraszone zwierzęta, ale też i niedojedzone kawałki. I
tu mam mały dylemat, czy komiks na pewno dla pięciolatków, a z drugiej strony
trzeba by się zastanowić czy niektóre półki w markecie nie wyglądają podobnie…
Drugi tom zatytułowany „Dziobak Toto i pan mgieł” otwiera kolejny poranek.
Drużyna przyjaciół Dziobaka składa się z Kolczatki, Koali, Nietoperza i
Lotopałanki. Ich dzień zaczyna się od codziennej toalety, witania się,
poszukiwania jedzenia. W czasie przygotowań do śniadania słyszą czyjeś
zawodzenie. Okazuje się, że to wielkouch króliczy zwichnął lub złamał sobie
nogę. Przyjaciele muszą ruszyć do Goanny, wielkiej, padlinożernej jaszczurki
leczącej zwierzęta. Tam zastają dość zwariowane zwierzę majsterkujące, robiące
dziwne konstrukcje. Do tego zamiast pędzić poszkodowanemu na ratunek każe
przyjaciołom udać się na zadziwiającą wyprawę do strasznego potwora będącego
panem mgieł. Bardzo szybko bohaterzy przypadkowo się rozdzielają. Każde z nich
ma też okazję natknąć na stwora. Ich reakcje będą różne. Jedni będą chcieli
podejść stwora podstępem, inni będą kreować się na dzielnych, a jeszcze inni
nie dadzą zwieść się złudzeniom. Jaki naprawdę jest potwór przekonajcie się
sami sięgając po komiks.
„Dziobak Toto i pan mgieł” to interesująca opowieść o sile przyjaźni,
złudzeniach, zwodzeniu, oszukiwaniu. Będzie to świetny materiał wyjściowy do
rozmowy o strachu, pokonywaniu lęków, stawianiu sobie celów. Mamy tu bohaterów
przyjmujących różne postawy: jedni chcą siłą osiągnąć cel, inni
pochlebstwem, a innym wystarczy szczerość. Każde doświadczenie niesie tu cenną
lekcję i znajdziemy sporo zaskakujących elementów, z których największe
zdziwienie wywołuje zakończenie kolejnego dnia przygód Dziobaka.
Trzeci tom „Dziobak Toto i drapieżniki” tradycyjnie otwiera poranek. Do Koali
Wawy przyfruwa papuga, której pokazuje okolicę. Przyglądając się otoczeniu gość
stwierdza, że mógłby tu zamieszkać, ale nie wie czy może. „Dlaczego nie? W
końcu las należy do wszystkich…” – to zdanie, które podkreśla otwartość
przyjaciół i ich pozytywne nastawienie do nowo poznanych osób. Przyjaźń zaczyna
się powoli, bez narzucania się. Wymaga czasu, przeżycia wspólnych chwil,
wypróbowania się. Jednak już na drugiej stronie do spokojnej akcji wkracza
diabeł tasmański będący raptusem. Natychmiast chce poznać dziobaka Toto i kiedy
już go spotyka mówi, że ma on być już natychmiast jego przyjacielem, bo on
sobie tego życzy. Nasz bohater jest nieco zakłopotany, bo nie ma nic przeciwko
nowym znajomościom, ale przyjaźń to coś więcej niż uściśnięcie sobie dłoni i
deklaracja. To wspólnie spędzony czas i otrzymane oraz dane wsparcie. Szybko
okazuje się, że diabeł tasmański wcale nie chce się przyjaźnić tylko zjeść
bohaterów. Kiedy wydaje im się, że znajdą schronienie na drugim brzegu
spotykają wilkowóra tasmańskiego, który też ma na nich ochotę. Zwierzakom
pozostanie płynięcie w dół rzeki na liściu nenufaru. Te jednak zostają przebite
przez kolce kolczatki. W jaki sposób uda im się uratować?
„Dziobak Toto i drapieżniki” to kolejna bardzo pouczająca historia. Tym razem
pojawia się problem pozorów, fałszywej przyjaźni, manipulowania i chęci
skrzywdzenia. Do tego mamy bardzo życiową historię o tym, że czasami jesteśmy
wystawieni na różnorodne zagrożenia, na które nie mamy żadnego wpływu. Możemy
jedynie dać wsparcie bliskim, być z nimi i czekać na rozwój wypadków. Do tego
mamy tu pięknie pokazaną manipulację drapieżników. Napięcie z każdą stroną
rośnie. Widzimy mechanizm wmawiania bohaterom, że są źli, bo nie dają się
zjeść, a powinni. Ten tom doskonale sprawdzi się w czasie omawianie mechanizmów
przemocy.
„Dziobak Toto i senny szum” to opowieść o tym, że możemy niechcący krzywdzić
innych przeżywając określone emocje i zamykając się na innych. Dopiero
bliskość, wyzwolenie z poczucia zagrożenia i samotności pomagają docenić to, co
się ma. Autorzy poruszają tu też problem przeżywania żałoby, poczucie
osamotnienia, zagubienie. Zobaczymy bohatera przekonanego, że dla nikogo nie
jest już ważny, bo stracił najbliższych. Dzięki Dziobakowi odkrywa, że jest
inaczej. Jest to piękna i pouczająca historia o tym, że zawsze wokół nas są
inni. Od nas zależy jak będą wyglądały nasze relacje, czy uda nam się wejść w
społeczność i znaleźć w niej oparcie. Uciekanie nie pomaga ani cierpiącemu, ani
tym, którzy obserwują to zmaganie się z bolesnymi emocjami.
Opowieść zaczyna się od wizyty Koali u Dziobaka wyławiającego larwy z wody. Do
zwierzaków przybywa Kaku będący kuskusem. Przybysz szuka pomocy w ratowaniu
mieszkańców wioski, którzy zasypiają z powodu dziwnego szumu. Po przybyciu na
miejsce odkrywają, że sprawa jest poważna. Mieszkanie na drzewach stało się dla
zwierzaków niebezpieczne, ponieważ nigdy nie wiedzą, kiedy dotrze do nich
usypiający dźwięk. Upadające z dużych wysokości kuskusy są ranne. Nikt nie jest
w stanie stwierdzić, co powoduje ospałość wszystkich. Nawet przybyli na miejsce
bohaterzy po usłyszeniu dźwięków odpływają do krainy snów. Właśnie wtedy
Dziobak spotyka się z duchem snów i dowiaduje się, że nadmiar snu jest
niebezpieczny, ponieważ sprawia, że stają się oni więźniami snów. Taki stan
może być wywołany, kiedy w otoczeniu jest ktoś, kto mocno śni. Brzmi to
tajemniczo, ale Dziobak nie zamierza się poddawać i rusza w świat w
poszukiwaniu źródła kłopotów kuskusów. Po drodze odkrywa, że nie tylko one
przesypiają całe dnie. Ich bezczynność jest groźna. Wiele zwierząt jest
wychudzona, bo nie ma czasu na jedzenie i aktywność. Kto stoi za całym
zamieszaniem? Przekonajcie się sięgając po komiks.
Mamy tu ciekawą akcję, bardzo różnorodnych bohaterów składających się na
zadziwiającą drużynę, której w każdym z tomów przyjdzie walczyć z tajemniczą
bestią. Jak możecie się domyślić zakończenia kolejnych dni zawierają pouczające
przesłanie i pokażą, że warto walczyć ze złem oraz że pozory mylą i gorsi są
ci, którzy wcale nie wyglądają groźnie. Do tego powracającym tematem jest tu
miłość, akceptacja oraz przyjaźń. Jak już wspomniałam ilustracje wykonał Yoann.
Scenariusz to dzieło Erica Omonda. Twórcy zabierają nas do mrocznego świata, w
którym wszystko może się zdarzyć, bo przyroda nie jest delikatna. Mimo
wyposażenia zwierząt w ludzkie cechy mamy tu realne, naturalne zagrożenie,
ukazanie rywalizacji między różnymi gatunkami, sposobów na polowanie oraz różne
podejścia do zjadania innych: jedne zwierzęta to rozumieją, bo same jedzą inne
istoty, a inne nie, bo są weganami.
Autorzy w „Dziobaku Toto” łączą realizm z surrealizmem. Przekonują, że świat
materialny i duchowy wzajemnie się uzupełniają, mogą pomagać w realizacji
celów. W pierwszym tomie Toto podążający w poszukiwaniu rzeki dostaje korę z
magicznego drzewa. Dzięki niej mogą poznać przeszłość, dostać wsparcie w
teraźniejszości i otrzymać wskazówki na przyszłość. W drugim przemieszcza się
na mglistych chmurach nad zadziwiającym krajobrazem. W trzecim dziobak spotyka
magicznego krystalicznie czystego węża. W czwartym mamy spotkanie z duchem snów
i jednocześnie niezwykłą mocą dźwięków, które wydają się być magiczne, bo płyną
z głębi serca.
Bardzo dobrze zszyte strony, cudne ilustracje i ciekawa akcja. Całość dopełnia
solidna, kartonowa oprawa z lekko gąbkową oprawą (taka solidna oprawa, ale
sprawiająca wrażenie miękkiej, miłej w dotyku), dzięki czemu komiks jest
trwały.
Zapraszam na stronę wydawcy
Zapraszam na stronę wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz