Wiosna to taki czas, kiedy w końcu można więcej pospacerować, kiedy nie trzeba po godzinie-dwóch wracać do domu. Przechodzimy na światłach (jedyne w Górze). Ola wchodzi na murek przy parku i raczkuje, bo ma zwiększone zapotrzebowanie na bodźce przy jednoczesnej wrażliwości na cudzy dotyk. Gdyby mogła to by pełzała, żeby się dobodźcować. Idę z wózkiem i Tutkiem tuż przy niej. Podchodzi do nas kobieta i już w głowie wiem, co będzie "Dlaczego to dziecko się tak zachowuje".
-Czy wierzy pani w Chrystusa Pana?- Zaskakuje mnie.
-W co?
-W Chrystusa Pana czy pani wierzy.
-Nie.
-Jak może pani nie wierzyć w Chrystusa Pana? - Upomina mnie rozmówczyni.
Poczułam się głupio. Tak głupio jakby mi powiedziała: jakbym zostawiła na chodniku to, co Tutek wyprodukował (sprzątam, bo mi głupio zostawiać). No, jak można nie wierzyć, ale od razu włączył się rozum, bo manipulacje religijne mam opanowane (nie po to się było na studiach, aby dać się manipulować).
-Normalnie, nie wierzę. - Odpowiadam pewnie.
-Musi pani uwierzyć. Opowiem pani o Chrystusie Panu. On jest zbawieniem.
-Nie ufam żadnej religii.
-Chrystus Pan jest prawdą. Jedyną prawdą na świecie.
-Niech pani nie będzie namolna jak fanatyczni katolicy chcący wszystkim narzucić jak mają żyć.
-Chrystus Pan to nie przymus, to prawda - woła za mną kobieta.
No, czasami jednak ludzie nie zwracają uwagi na to, w jaki sposób moje dziecko się przemieszcza. Tylko czasami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz