Jedne relacje między ludźmi powstają, inne zanikają. W każda grupka ewoluuje, zmienia się. Szczególnie plastyczne jest to w przypadku młodzieży, która z jednej strony dostosowuje się do szkolnego otoczenia, zmiany miejsc edukacji, a z drugiej musi podporządkować się pomysłom dorosłych. I tym sposobem jedni rówieśnicy w ich gronie się pojawiają, a inni znikają. Do tego dojdą jeszcze nieporozumienia, przypadkowe znajomości. I tak jest właśnie w najnowszym tomie „Kumpelek” zatytułowanym „Selfie z kumpelkami”.
Do tomu wprowadza nas opowieść o pragnieniach i przeciwnościach losu oraz
poszukiwaniu rozwiązań, czyli zawieranie nowych znajomości ze względu na chęć
zrealizowania planów. Zobaczymy też jak paczka wypada razem na parkiecie, jak
potrafią się wygłupiać, jakie mają słabości oraz w jaki sposób zareagują na
pojawienie się nowej dziewczyny w okolicy. Oczywiście nastolatki chcą zwerbować
nową do swojej paczki, ale robią całą masę podchodów, prób, aby stworzyć pozór
elitarności swojej paczki. Nie zabraknie też rywalizacji między dziewczynami o
status w grupie, uwagę innych. Zobaczymy, że dla dziewczyn niesamowicie ważne
są relacje międzyludzkie, obserwowanie zadziwiających zachowań innych. Pojawi
się także zazdrość, kłótnie i problemy w szkole. Czasami zdarzy się ima zaspać
i w odmienny sposób reagują na przekazywaną im w szkole wiedzę. Patrząc na
Kumpelki możemy stwierdzić, że są to interesowne dziewczyny, które czasami nie rozumieją
się nawzajem, ale są też w stanie wiele zrobić dla swoich przyjaciółek. Nawet,
gdy bawi je ich głupota i są zazdrosne o urodę. Ciekawie wypada tu też
zderzenie świata dorosłych z tym młodzieżowym. Szczególnie w kontekście
nauczycieli chcących coś narzucić uczniom.
Christphe Cazenove i Filippe Fenech to twórcy już znani polskim czytelnikom.
Szczególnie dużo znamy komiksów pierwszego artysty. Młodzi czytelnicy zaczytują
się w seriach „Sisters”, „Mali bogowie”, „Owady”, „Kasia i kot”, „Ptyś i Bill”.
Fenech w naszym kraju znany jest na razie z „Idefiksa i nieugiętych”. Ma też na
swoim koncie takie seria jak: „Les Profs”, „Tuff and Koala”, „Anatole et
compagnie”, „L'Empire des Mecchas”, „Leo”, „Passion rugby”, „Un héros presque
parfait” i „Ulysse”. Obaj twórcy kojarzeni są z gagami, etiudami,
minimalistycznym pokazywaniem codzienności bohaterów. Tym razem zabierają nas w
świat „Kumpelek”. Tytuł pewnie może skojarzyć Wam się z „Przyjaciółkami” Angeli
Brazil, ale to zupełnie inny klimat. Tam było na poważnie i z pokazaniem, co
dzieje się, kiedy grupa rówieśnicza wyklucza, z jakimi traumami oraz problemami
muszą sobie radzić młodzi ludzie. Tu bohaterka jest częścią zadziwiającej
paczki, w której nie ma przywódczyni „stada” i nie trzeba rywalizować o jej
względy, czyli pozbywamy się toksycznej rywalizacji. Do tego często i bez żalu
odkrywa, że może i kiedyś z niektórymi ludźmi coś ją łączyło, ale jest to
nieaktualne i trzeba iść dalej, spędzać czas z tymi, z którymi mamy wspólny
język oraz dobre relacje.
„Kumpelki” to opowieść o spędzaniu czasu z przyjaciółkami. Główną bohaterką
jest Jessica niewyobrażająca sobie, że w jej życiu mogłoby zabraknąć niektórych
osób. Poznajemy tu wszystkie te, z którymi się przyjaźni, ale też i takie,
które przez moment pojawiły się w jej życiu i w pewien sposób na nią wpłynęły.
Poznajemy wszystkie dziewczyny, z którymi często się spotyka, rozmawia, lubi
spędzać czas, ale są i takie, które ją irytują, unika ich i z którymi
zakończyła znajomości. Samo kumplowanie potraktowane jest tu lekko i z perspektywy
asertywnej bohaterki, która nie musi zabiegać o uwagę oraz pozycję w grupie, bo
w jej otoczeniu nie ma przywódczyń oraz hierarchii. Każda dziewczyna jest inna,
każda lubi coś innego, ma odmienne talenty i może dać jej coś innego, wzbogacić
o nowe doświadczenia. Nastoletnia Jessica powoli wchodząca w dorosłe życie
spotyka się z koleżankami należącymi do różnorodnych grup kulturowych, mających
różne upodobania, doświadczenia i status społeczny. Są tu dziewczyny
biedniejsze i bogatsze, przedsiębiorcze, pracowite, przeliczające wszystko na
pieniądze oraz bezinteresowne, wrażliwe, artystyczne dusze, sportsmenki,
gwiazdy, kujonki i olewaczki. Różnią się też kolorem skóry i seksualnością.
Jedne prowadzą dość bogate życie erotyczne, a inne czekają na swoje pierwsze
doświadczenia. Do tego są zarówno te, które nie rozumieją rodziców i wszystkich
uważają za tyranów, jak i nastoletnie matki, które same wcielają się w rolę
rodziców. Te wszystkie światy często się zderzają ze sobą i na gruncie starć z
odmiennością powstają zabawne, ale jednocześnie pouczające historie. Wszystko
tu niby ładnie, pięknie, ale. I to „ale” jest tu naprawdę bardzo znaczące, bo
feminizm w pierwszym tomie „Dzwonią koleżanki” pokazany jest tu z
mizoginistycznej, patriarchalnej, szowinistycznej perspektywy, jako
zaniedbywanie siebie i upodobnianie się do mężczyzn, a przecież nie na tym on
polega, ale zupełnie na czymś innym: na pokazaniu, że kobiece może być
różnorodne i cała ta różnorodność ma takie same prawa jak biali heteroseksualni
mężczyźni z klasy średniej. Autorzy jednak tego nie rozumieją. I to jest
przykre. Feministka w ich ujęciu to dziewczyna, która nie dba o higienę i
wygląd. Kumpelki (te same, które chodzą do szkoły i mogą pokazywać się
publicznie bez przyzwoitek, bo wywalczyły to dla nich aktywistki) chcą z tej
pokazanej z szowinistycznego ujęcia młodej feministki zrobić kobiecą i owa
kobiecość (tu mocno) polega na ubieraniu się w modne ciuchy i depilowaniu.
Można powiedzieć, że mamy na paru stronach konsumpcjonistycznego babola, przez
którego całość wypada kiepsko, chociaż zapowiadało się lepiej niż w
„Przyjaciółkach”, bo miało być bardziej pozytywnie, z większym nastawieniem na
autonomię, niezależność oraz asertywność i otwarcie oraz pogodzenie się z tym,
że niektóre znajomości po prostu przemijają. I okazało się, że to wszystko jest
dopóki nie pojawia się ktoś, kto chce mieć takie same szanse jak chłopcy i
podejmować decyzje zgodnie ze sobą oraz uważa, że jego ciało to jego wybór i ma
prawo zrobić z nim, co chce. Patrząc z boku: można robić czasami szpecące
tatuaże, można malować się bardzo wyraziście, farbować włosy, chodzić na
siłownię i być kulturystką, robić z ciałem cokolwiek i wszystko jest ok, dopóki
nie jest się feministką, która jest tu większym babo-chłopem niż kulturystka. Takie
pejoratywne pokazywanie ważnego ruchu jest szkodliwe. Wyrwać trzy strony i
będzie rewelacja, bez schizofrenicznego przesłania, że inność jest fajna dopóki
nie jest kojarzona z feminizmem.
Drugi tom moim zdaniem jest już dużo lepszy. Tym razem autorzy zabierają nas w
czas wakacji, wypoczynku, przeżywania niezwykłych przygód, wyjazdów na kursy
językowe. Pojawia się też problem niezależności, zakupów, relacji
damsko-męskich, czy przelotnych znajomości. Widzimy powolną ewolucję naszej
bohaterki, która z osoby łaknącej kontaktu z wszystkimi powoli zmienia się w
osobę dobierającą sobie ścisły krąg przyjaciółek wśród osób, z którymi ma
wspólne zainteresowania, tematy do rozmów czy możliwość swobodnego spędzania
czasu. Kumplowanie się jest tu ważnym elementem życia. Jessica należy do osób,
które powoli i systematycznie odkrywa, że kumpelek można mieć wiele, nie
wszystkie trzeba lubić, nie ze wszystkimi trzeba spędzać czas i warto dbać o
osoby, które są jej bliskie. Nie zabraknie tu też stereotypów: ładna blondynka
to głupia dziewczyna, a brzydka koleżanka zna się na wielu rzeczach, więc i tu
nie zabrakło tych minusów.
Trzeci tom zatytułowany „Kumpelki na zabój” wprowadza nas w świat kolejnych
problemów dotykających nastolatki. Mamy tu problem rywalizacji, dopasowywania
się do grupy rówieśniczej, ale jest też piękna tolerancja. Szczególnie ujmujące
jest tu zderzenie świata damskiego i męskiego, spojrzenie na pierwsze randki,
przeżywanie dylematów i rozterek miłosnych. Nie zabraknie tu także problemu
dzielenia się prywatnością w mediach społecznościowych, opowiadaniu o swoim
życiu szerszemu gronu. Chodząca do szkoły średniej Jessica przekona się, że
czasami to, co postrzegamy jako cudze słabości może być ich siłą. Dziewczyny
oceniają otoczenie przez pryzmat własnych relacji z innymi. Nie zabraknie tu
też pokazywania problemów z relacjami z rodzicami, konfliktów interesów,
młodzieżowego dążenia do posiadania najnowszych gadżetów. Trzeci tom pozwala
nam się przyjrzeć wszystkim porom roku, zobaczyć różnorodne uroki, zalety i
wady każdej z nich. Do tego autorzy postawią przed czytelniczkami ważne
pytanie: czy w imię pokazania się w miniówie warto marznąć? Mamy tu lekki
dydaktyzm, ale nie jest on nachalny.
Nie ma tu wyrazistej, długiej akcji. Twórcy bazują na scenkach, skojarzeniach,
łączeniu w całość odrębnych przygód. Cała historia toczy się wokół Jessiki i
jej relacji z innymi. Akcja to zbiór różnorodnych gagów.
Pod względem graficznym komiks wypada bardzo dobrze: każda postać jest inna.
Bywają podobne postacie (bliźniaki), ale to tylko ze względów przez geny. Jeśli
nie ma wspólnych to nie ma też podobieństw. Widzimy tu postacie należące do
różnych subkultur, pochodzące z różnych regionów świata. Wygląd i zachowanie
bohaterek często odzwierciedla cechy ich charakteru. Do tego mamy pojawiające i
znikające tło. Wszystko zależy od tego, co autorzy chcą podkreślić, pokazać.
Jeśli kontekst to owo tło widzimy, jeśli w grę wchodzą emocje i relacje między
dziewczynami to ono znika. Kadry są wyraziste, proste, kolorowe. Cartoonowe
rysunki świetnie się tu spełniają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz