Etykiety

wtorek, 24 kwietnia 2018

lew

Sobotę miałyśmy bardzo pracowitą. Tak pracowitą, że skończyłyśmy ćwiczenia i czytanie o 19:30 i wybrałyśmy się na lody w nagrodę za całodniowy trud. Ola roześmiana, w krótkich spodenkach, lekkim sweterku i klapkach oraz koniecznie w towarzystwie lwa (tego osobnika ze zdjęcia), który jest jej ukochanym lwem i nie mógł przez to w domu zostać, bo czułby się opuszczony, samotny, a do tego nie mógłby zjeść lodów. Poszedł z nami, ale się nie opchał, bo Ola (ku naszemu: mojemu, lwa i Tutusiowemu zaskoczeniu) kupiła szejka i siorbała przez słomkę. Tak była uradowana tą nowością, że nie chciała dobrze założyć klapek. A do tego miała w sobie taki bezkres energii skumulowanej przez cały dzień, że miała ochotę pobiegać i pokazać jak bardzo się cieszy. Biegła jak mała wesoła torpeda:czyli szybko i skacząc. Aż się potknęła. A potknęła się tak, że jej bieg w podskokach zmienił się w koziołkowanie.  Wylądowała na chodniku. Obolała, rozpłakana. wzięłam ją na ręce i zaniosłam do domu. W domu szybciutko poszła spać. O świcie Ola chodzi po łóżku i szuka lwa... a lwa nie ma... Siedzę z nią na łóżku i tłumaczę, że się zaraz ubierzemy i pójdziemy go szukać. Poszłyśmy. Lwa nie ma. No to tłumaczę, że pewnie jakieś dziecko spotkało lwa i tak jak ona zaopiekowało się bezdomnym zwierzakiem i na pewno będzie kąpany, karmiony, pojony, czesany, zabawiany i na pewno będzie mu ktoś bajki opowiadał,farbkami zalewał i robił wiele cudownych rzeczy, które lew kocha, bo Ola go tym obdarza.  Lwa szukałyśmy jeszcze kilka razy, bo Ola chciała się upewnić, że na pewno go nie ma. Za każdym razem ta sama bajka: lew na pewno ma się dobrze, bo na pewno ktoś go przygarnął.
Wieczorem bierzemy mopy i sprzątamy po malowaniu (Ola cała się wymalowała, umyła i podłoga była do mycia). Myjemy pod łóżkiem, a spod niego zaspany, nieco skrzywiony i ze zdziwionym pyszczkiem wychodzi lew i do nas ryczy na powitanie: "Łaaa".
-Ty psotny lwie - mówię pokazując na niego palcem wskazującym -dlaczego się przed nami schowałeś?
-Nie pokazuje się palcem - poucza mnie lew - a schowałem się, bo jak można tolerować brak lodów na spacerze.
A Ola się tak wesoło chichocze, że  o wszystkich łzach wylanych z tęsknoty za lwem zapomina.
Od niedzieli lew ma szlaban na wyjścia z domu. Co jak co, ale ponownie nie chciałoby mi się chodzić po całym mieście, żeby go szukać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz