
Ja
książkę Sienkiewicza czytałam dużo później niż moja córka, ale równie bardzo
byłam nią zachwycona, a może i bardziej, ponieważ więcej
rozumiałam.
Kiedy
ponad dwadzieścia lat temu trafiłam w bibliotece na tytuł „Śladami Stasia i
Nel” byłam zaintrygowana. Książka dość szybko mnie
rozczarowała. Miało być śladami Stasia i Nel, a jakiś dziennikarzyna opisuje
jak to trafił do Afryki i sobie zwiedza i to dość wygodnie.
Z
dzisiejszej perspektywy mogę stwierdzić, że jak na owe czasy był to bardzo
dobry reportaż. Córka bardzo szybko zasnęła słuchając opowieści o tym jak to
biedny dziennikarz myśli, że główny redaktor z niego kpi. Kolejnego dnia
przeczytałyśmy więcej. Córka budząc mnie rano wzięła książkę z łóżka i dała mi
mówiąc po swojemu "ehh", co w jej języku znaczy "czytaj". Czytałyśmy z zapartym tchem o przygodach, które nie są wcale
takie ekscytujące. Proste rzeczy jednak opisane są w takim stylu, że chciało
się jeszcze i jeszcze. Nim się obejrzałyśmy Brandys wylądował w Egipcie i
Sudanie, o których dowiedziałyśmy się sporo. Przy okazji odkurzyłam atlas
geograficzny dla dzieci z Myszką Miki i wędrowałyśmy paluszkiem po mapie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz