Humanista to taki człowiek, który – ze względu na swoje
nierozgarnięcie w dziedzinach technicznych – czyta dużo, obserwuje ludzi i robi
z tego naukę. W najgorszym przypadku pisze książki, które później muszą czytać
dzieci ze względu na stosowanie przymusu edukacyjnego zwanego edukacją
powszechną, która ma być osiągnięciem ludzkości i wielkim przywilejem
współczesnych społeczeństw. Dzieci często tak nie uważają, przez co rośnie
poparcie elektoratu popierającego JKM i jego niestandardowego podejścia do
szkolnictwa.
W najlepszym przypadku: humanista pisze książki dla innych
humanistów. Doskonały humanista nie pisze nic. On tylko mówi. W owych
przemowach jest na tyle przekonujący, że (tu powołam się na przykład współczesnych
wielkich mówców) rzesze ścisłowców-bydlątek pędzą za nim nawet w przepaść zwaną
wojną. Oczywiście nie jest to żadną tragedią, ponieważ statystyki pokazują, że
to właśnie w czasie wojen mamy największy rozwój techniki. Zwłaszcza tej dotyczącej
transportu. Obecnie postęp jest bardzo zaawansowany, ponieważ ciągle mamy
wojny, a świat przez okrutne media i nowe technologie skurczył się i musimy być
gotowi na niespodzianki przeciwników, będących przyjaciółmi.
Ideałem jest humanista, który nie pisze i jest na tyle
elitarny, że nikt za nim nie chce iść. Posiada kilku wielbicieli, którzy zrobią
to (czyli będą pisać i tłumaczyć) za niego. Jeśli jego nauki w tej formie zawierają błędy (bo raz powiedział
to raz tamto i tak to spisano) to już wina osób spisujących, ponieważ on był
doskonały w swym działaniu i poglądach. Czasy nie te i jest niezrozumiany.
Humaniści do tego są osobami bardzo cynicznymi i doskonale
wiedzą, jak przejść do historii, jak wyeliminować innych z tego uwiecznienia.
Szczególnie łatwo było o to w starożytności i średniowieczu. Nielubianego
myśliciela przemilczano. W ten sposób Arystoteles doskonale przyczynił się do
pomniejszenia wartości i zagubienia pism Demokryta, który był na równi płodnym
filozofem. Można obrać też inną drogę: negatywnej krytyki. Jeśli humanista
zdaje sobie sprawę ze swojej małości intelektualnej i niemożności stworzenia
systemów wyszukuje najbardziej znanego myśliciela i próbuje podważyć jego
poglądy, przez co trafia do historii humanistyki chociaż jako nieudolny negator
wizji wielkiego humanisty.
Zastanawia mnie, gdzie podpiąć ścisłowców piszących książki.
Przecież oni też przekonują do swoich odkryć, ale uważają się za lepszych,
ponieważ ich dziedzina „poważniejsza”. A może po prostu dobrze naśladują swoich idoli humanistów?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz