Herman Hesse, Gra szklanych paciorków: próba opisu życia magistra ludi Józefa Knechta wraz z jego spuścizną pisarską, tł. M. Kurecka, Warszawa 1999.
Są książki, które czyta się dla zabicia czasu, inne
ponieważ trzeba je znać, niektóre są lekturami, a niektóre przewrotami
Kopernikańskimi w naszym życiu. Te wszystkie sytuacje doskonale pasują do
miejsca „Gier szklanych paciorków” w moim życiu. Czytałam je bardzo dawno temu,
ponieważ były lekturą na studiach. Jednak była to lektura nadobowiązkowa, a ja
sięgnęłam po nią ze względu na nadwyżkę czasu (coś trzeba było czytać w
pociągach jeżdżąc z Wrocławia do stolicy). Na początku nie przypadła mi do
gustu. Monotonna, wydumana i strasznie monotematyczna. Książka potwór o
Arkadii, którym jest zakon. Po skończeniu lektury rzuciłam ją w kąt i dalej
pędziłam między jednymi, a drugimi studiami. Nadszedł jednak taki dzień, w
którym zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ciągle brakuje mi na wszystko czasu.
Znowu sięgnęłam po Hessego. Nastała chwila refleksji. Odkrywałam siebie poprzez
czytanie. Zobaczyłam swoje błędy i systematycznie zaczęłam je naprawiać,
ponieważ w końcu zadałam sobie pytanie: „Co chcesz osiągnąć?”
„Gra szklanych paciorków” Hermana Hessego po latach
jest moją ukochaną książką, do której wracam jak do „Biblii” (i to nie ze
względu na wiarę), aby odkrywać siebie i sprawdzać swoje siły. Czytając tę
książkę mogę sobie doskonale przypominać te chwile, kiedy po raz pierwszy
czytałam ją w pociągu. W moim – skupionym na macierzyństwie – życiu jest ona
czymś w rodzaju heroiny dodającej mi skrzydeł i dyscyplinującej mnie.
Herman Hesse w książce skupia się na jednym, nieco
Platonowskim i (jak to historia pokazała) nierealnym zagadnieniu, czyli
stworzenia elitarnej klasy myślicieli, którzy są wolni od realnych problemów. W
wersji Platona owi miłośnicy mądrości mają sterować państwem; u Hessego – sobą.
Mają jedynie uprawiać naukę dla nauki (co nie jest takie oderwane od
rzeczywistości jeśli weźmie się pod uwagę koncepcje Kuhna). Umieszczona w
nieokreślonej przyszłości „prowincja pedagogiczna” zwana Kastalią podczas
czytania nasuwała mi skojarzenia z Frankistowską Hiszpanią, w której zakony
żyły własnymi sprawami. U Hessego świecki zakon wyłania spośród zdolnych dzieci
kandydatów na mistrzów, którzy wyrzekną się rodziny i dóbr. Świeccy zakonnicy
ćwiczą swoje mistrzostwo w grze szklanych paciorków, o której autor pisze „Nie
należy tedy oczekiwać od nas pełnej historii i teorii gry szklanych paciorków,
godniejsi bowiem i zręczniejsi od nas autorzy nie sprostaliby takiemu zadaniu”.
Jednak przez całą książkę nie dowiadujemy się niczego o niej. Nie wiemy czym
ona jest, przez co sama powieść robi wrażenie rozprawy filozoficznej: niby
rozumiemy słowa, ale sens za pierwszym razem nam ucieka i musimy je studiować,
cedzić, przeżywać, a później czerpać pełnymi garściami, by nasycić nimi własne
życie.
Jak na rozprawę filozoficzną przystało książka ta
opiewa jedynie ideał, tworzy świat, a nie zawiera celnego czy choćby
intrygującego spojrzenia na temat życia, czemu winna jest trudność opisania: „Choć
bowiem dla ludzi lekkomyślnych mniejszą poniekąd odpowiedzialność i trudność
oznacza przedstawienie słowami rzeczy nieistniejących niż istniejących, jednak
dla pobożnego a sumiennego dziejopisa rzecz ma się zgoła przeciwnie: nic
trudniejszego nad ukazanie w słowach, jednocześnie przecie nic konieczniejszego
nad ukazanie ludziom pewnych rzeczy, których istnienie ani daje się udowodnić,
ani jest możliwe, które wszelako właśnie wskutek tego, iż ludzie pobożni a
sumienni jako istniejące je traktują, przybliżone zostają o krok do bytu i
możliwości swych narodzin”. W takim Heideggerowsko-Levinasowskim stylu napisana
jest cała książka, której narratorem jest „sumienny a pobożny dziejopis”.
Jak na wielkiego myśliciela przystało Hesse posiada
znakomitą umiejętność komplikowania prawd banalnych, udziwnienia prostych
spostrzeżeń do wieloznacznych prawd filozoficznych, które można interpretować i
hermeneutycznie i dekonstrukcjonistycznie i jak tylko sobie jeszcze zapragniemy.
Idylliczna kraina Hessego tworzona była przez autora
na wygnaniu w Szwajcarii w 1943 roku. W tym czasie w jego ojczyźnie naukowcy
oderwani od życia tworzyli idealnych ludzi, przerabiali „podludzi” na wszystko,
co się dało (od mydła po dywaniki). Mimo całego zła Hesse wierzy w ludzkie
oderwanie od życia społecznego i poświęcenia się postępowi. Do tego jest to
świat wyłącznie męskich myśli. Kobiety w powieści nie istnieją. Płeć brzydka
jest jedyną, która potrafi prowadzić rozważania, ponieważ nie rozpraszają jej
żadne „histerie” we Freudowskim stylu.
Całość można podsumować, że powieść Hessego jest
wytworem jego czasów: zbytniego zaufania nauce i całkowitego zepchnięcia kobiet
z pola dyskusji intelektualnej. Mimo jałowego kiszenia się bohaterów-mężczyzn
we własnym świecie jest to powieść nakłaniająca do wewnętrznej dyscypliny,
wyznaczania sobie celów, odcinania się od nieważnych spraw codziennych
nieporozumień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz