Są takie komiksy, które od pierwszych stron urzekają. I tak właśnie miałam w przypadku „Sixtine. 1: Złoto Azteków”, kiedy poznajemy kilkulatkę w czasie wysypywania prochów jej ojca do oceanu. Jej mama z przyjaciółką przywiozły tu Six, aby na zawsze pożegnać bliską osobę. O ojcu nie wiemy nic poza tym, że przez związek z nieodpowiednią kobietą został wykluczony z rodziny. Dziadkowie nie chcą poznać wnuczki, ani nie interesował ich los ciała syna. W czasie zabawy na plaży dziewczynka poznaje piratów, którzy przypływają na brzeg. Stanowczo włącza ich do zabawy, a później zabiera do domu, gdzie będą towarzyszyć jej dorastaniu i rozwijaniu umiejętności. Także walce z wykorzystaniem broni białej.
„Może i nie ma łodzi, ale ma klasę, ta mała”.
Sixtine niewiele wie o swoim ojcu, który
zmarł, gdy była jeszcze bardzo mała. Niewiele dowiaduje się od zapracowanej i
ciągle przeżywającej śmierć ukochanego mamy. Dziewczynka musi pogodzić się z tą
nieobecnością, poczuciem straty. Pustkę wypełnia jej pirackie trio czuwające nad
jej bezpieczeństwem i towarzyszące, aby nie czuła się samotna. Six jest jedną
osobą, która ich widzi i może dotknąć, dzięki czemu łatwiej jej przetrwać. Jednak
od czasu do czasu przychodzi czas, kiedy pragnie dowiedzieć się więcej. Z tego
powodu prowadzi śledztwo, aby poznać własne korzenie. Dowiaduje się jak jej
babcia się nazywała. Do tego na horyzoncie pojawiają się problemy finansowe
(utrata domu), a także rozwija piracka mania na punkcie skarbu Azteków. Wszystkie
te czynniki sprawiają, że udaje im się namówić Six na włamanie do muzeum. To,
co dziewczyna zastanie w czasie akcji zaskoczy ją. Do tego dowiemy się, że jej
ojciec regularnie sprawdza, co dzieje się z córką i ma tajemnice, które córka będzie
musiała poznać.
Pierwszy tom zabiera nas do świata w którym realizm przeplata się z fantazją.
Świat namacalnych rzeczy i nadprzyrodzonych przeplatają się, uzupełniają, a
łączniczką między nimi jest Sixtine, która rozmawia z duchami, spotyka dziwne
istoty. Bohaterka wolna jest od genderu: skacze po dachach, klnie jak pirat,
nie dba o ubrania i fryzurę. Frédéric Maupomé pokazuje nam bohaterkę w różnych
odsonach: w szkole, w domu, w czasie zabaw z przyjaciółmi, prowadzenia śledztwa,
rozmowy z komornikiem. Jest sprytną, przebiegłą dziewczynką, która wielu rzeczy
jeszcze w życiu nie rozumie.
Aude Soleilhac znakomicie uchwyciła uniwersum Sixtine, swoją żywą i wyrazistą
linią. Rysunki są bardzo rozbudowane, widać na nich dbałość o szczegóły. Także
w tych nocnych scenach, które wydają się być skąpane w magicznym świetle. Piraci
są więksi niż realne postacie, ale dzięki temu, że nikt ich nie widzi są
doskonale zakamuflowani w codziennym życiu Sixtine i nawet chodzą z nią na
lekcje oraz chętnie się uczą. Można powiedzieć, że mają pod tym względem lepsze
rezultaty niż nasza bohaterka, która musi dzielić uwagę między to, co oni mówią,
a to, co przekazują nauczyciele.
W tle przygód dziewczyny od czasu do czasu powraca do nas temat żałoby.
Widzimy, że nie jest to szybki i zakończony proces. Nieobecność ojca i męża
ciągną się latami. Poczucie straty nie jest mniejsze. Bohaterki po prostu uczą
się z nim żyć.
„Sixtine” to cudowny komiks o przygodach psotnej nastolatki przeżywającej
różnorodne rozterki życiowe i borykającej się z tęsknotą. Jest to świetna
lektura dla wszystkich tych, którzy tęsknią za bliskimi, odczuwają ich stratę.
Mamy tu piękne sceny pokazujące jak ważne są dobre relacje między rodzicami a
dziećmi. Dostajemy też przesłanie, że miłość pokona wszelkie przeszkody. Także
niechęć bliskich do ukochanej.
Książka pełna zwrotów akcji i tajemnic, które sprawiają, że ma się ochotę
poznać dalsze losy bohaterki. Całość kusi też pięknymi ilustracjami. Bardzo
dobrze zszyte kartki oprawiono w solidną, kartonową okładkę, dzięki czemu tom
jest piękny i trwały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz