Etykiety

wtorek, 31 maja 2022

Eric Omond "Dziobak Toto i pan mgieł" il. Yoann


Pierwszym tomem serii „Dziobak Toto” byłam oczarowana, bo należy on do tego rodzaju ksiązek, po których otwarciu pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy to „cudne”. Rysunki (a raczej malunki) wykonane przez Yoana przykuwają wzrok swoją wyjątkowością. Każdy kadr sprawia wrażenia prostego dzieła sztuki na pograniczu nabizmu, fowizmu i postmodernizmu. Ilustracje sprawiają wrażenie malowanych farbami olejnymi, plakatowymi lub matowymi akrylami. Ilustracje nieco uproszczone i przez to nie ma dbania o przejścia odcieni kolorów. Za to można dostrzec wyraziste pociągnięcia pędzlem, efekt nakładania farby na wcześniejszą jeszcze mokrą warstwę, a później czekanie na efekt końcowy bez poprawek. Z tego powodu efekt jest bardzo ciekawy, rysunki są artystyczne, ale to nie sprawia, że są dla dzieci mniej atrakcyjne. Drugi tom także zachwycił mnie graficznie. Dziobak przywodzi na myśl komiksy tworzone przez Berenikę Kołomycką, której akwarelowe malunki skutecznie przykuwają uwagę młodych czytelników. Z tym tomem jest tak samo. Nie wpisuje się on w schemat prostych kresek, ale sam jest kwintesencją prostych pociągnięć pędzla, malowany jakby dziecięcą ręką, ale z drugiej strony jest to dłoń wprawiona, pięknie przenosząca nas w świat zwierzęcych przygód. A te porywają od pierwszej strony pierwszego tomu, na której widzimy rozpoczynającego dzień dziobaka. Pobudka, przygotowania do śniadania i na drugiej stronie już wiemy, jaka będzie misja zwierzaka: odnalezienie wody zapewniającej stałą dostawę pokarmu. Eric Omond zabiera nas do Nowej Zelandii lub Australii. Komiks otwierają opisy zwierząt. Dalej poznajemy zielone tereny, wchodzimy w obszar meandra. Gdzieś w jego dolnej części mieszka dziobak, do którego nie dopływa woda. Martwi się, że będzie musiał długo wędrować, aby odkryć przyczynę, ale na szczęście z pomocą przychodzi papuga informująca go, że szybciej będzie jeśli będzie szedł prostopadle do swojego odcinka rzeki. Jego towarzyszem podróży zostaje zaprzyjaźniony miś koala. Bohater odkrywa, że może liczyć na pomoc innych zwierząt. Do tego uświadamia młodym czytelnikom, że upór, niekonwencjonalne podejście i współpraca pomagają rozwiązać wiele problemów. Komiksowi bohaterzy po długich trudach muszą zmierzyć się z bestią, która z każdą stroną wydaje się straszniejsza. Pojawi się tu kolczatka Chichi i nietoperz Riri, są duchy pomagające (troszkę nawiązujące do Dikensa). Zwłaszcza, że nie tylko spotykamy uciekające przestraszone zwierzęta, ale też i niedojedzone kawałki. I tu mam mały dylemat, czy komiks na pewno dla pięciolatków, a z drugiej strony trzeba by się zastanowić czy niektóre półki w markecie nie wyglądają podobnie…

Drugi tom zatytułowany „Dziobak Toto i pan mgieł” otwiera kolejny poranek. Drużyna przyjaciół Dziobaka składa się z Kolczatki, Koali, Nietoperza i Lotopałanki. Ich dzień zaczyna się od codziennej toalety, witania się, poszukiwania jedzenia. W czasie przygotowań do śniadania słyszą czyjeś zawodzenie. Okazuje się, że to wielkouch króliczy zwichnął lub złamał sobie nogę. Przyjaciele muszą ruszyć do Goanny, wielkiej, padlinożernej jaszczurki leczącej zwierzęta. Tam zastają dość zwariowane zwierzę majsterkujące, robiące dziwne konstrukcje. Do tego zamiast pędzić poszkodowanemu na ratunek każe przyjaciołom udać się na zadziwiającą wyprawę do strasznego potwora będącego panem mgieł. Bardzo szybko bohaterzy przypadkowo się rozdzielają. Każde z nich ma też okazję natknąć na stwora. Ich reakcje będą różne. Jedni będą chcieli podejść stwora podstępem, inni będą kreować się na dzielnych, a jeszcze inni nie dadzą zwieść się złudzeniom. Jaki naprawdę jest potwór przekonajcie się sami sięgając po komiks.

„Dziobak Toto i pan mgieł” to interesująca opowieść o sile przyjaźni, złudzeniach, zwodzeniu, oszukiwaniu. Będzie to świetny materiał wyjściowy do rozmowy o strachu, pokonywaniu lęków, stawianiu sobie celów. Mamy tu bohaterów przyjmujących różne postawy: jedni chcą siłą osiągnąć  cel, inni pochlebstwem, a innym wystarczy szczerość. Każde doświadczenie niesie tu cenną lekcję i znajdziemy sporo zaskakujących elementów, z których największe zdziwienie wywołuje zakończenie kolejnego dnia przygód Dziobaka.
Mamy tu ciekawą akcję, bardzo różnorodnych bohaterów składających się na zadziwiającą drużynę, której w każdym z tomów przyjdzie walczyć z tajemniczą bestią. Jak możecie się domyślić zakończenia kolejnych dni zawierają pouczające przesłanie i pokażą, że warto walczyć ze złem oraz że pozory mylą i gorsi są ci, którzy wcale nie wyglądają groźnie. Jak już wspomniałam ilustracje wykonał Yoann. Scenariusz to dzieło Erica Omonda. Twórcy zabierają nas do mrocznego świata, w którym wszystko może się zdarzyć, bo przyroda nie jest delikatna. Mimo wyposażenia zwierząt w ludzkie cechy mamy tu realne, naturalne zagrożenie, ukazanie rywalizacji między różnymi gatunkami, sposobów na polowanie oraz różne podejścia do zjadania innych: jedne zwierzęta to rozumieją, bo same jedzą inne istoty, a inne nie, bo są weganami.
Autorzy w „Dziobaku Toto” łączą realizm z surrealizmem. Przekonują, że świat materialny i duchowy wzajemnie się uzupełniają, mogą pomagać w realizacji celów. W pierwszym tomie Toto podążający w poszukiwaniu rzeki dostaje korę z magicznego drzewa. Dzięki niej mogą poznać przeszłość, dostać wsparcie w teraźniejszości i otrzymać wskazówki na przyszłość. W drugim przemieszcza się na mglistych chmurach nad zadziwiającym krajobrazem.
Bardzo dobrze zszyte strony, cudne ilustracje i ciekawa akcja. Całość dopełnia solidna, kartonowa oprawa z lekko gąbkową oprawą (taka solidna oprawa, ale sprawiająca wrażenie miękkiej, miłej w dotyku), dzięki czemu komiks jest trwały.







Agnieszka Tyszka "Mania z ulicy OKciej upiększa świat" il. Ewa Poklewska-Koziełło


Swoją przygodę z książkami Agnieszki Tyszki zaczęłyśmy kilka lat temu od „Zosi z ulicy Kociej”. Później pojawiły się też inne serie i bohaterzy. Weszłyśmy w świat „Kronik z Szumiących Łąk” i „Nienia z Zielonego Marzenia”, ale ze specyficzną i bardzo sympatyczną rodziną mieszkającej na Kociej 5 moja córka zaprzyjaźniła się tak bardzo, że wypatruje kolejnych przygód bohaterów.  Z tego powodu nie mogłyśmy przejść obojętnie obok nowej serii„Mani z ulicy OKciej”, czyli przygód Wierzbowskich i ich znajomych. Zosia wyrosła i nie ma czasu na wprowadzanie w codzienność bliskich, ale jej pałeczkę przejęła młodsza i bardzo pomysłowa siostra Mania słynąca ze swojego słowotwórstwa (manializmów), więc świat z jej punktu widzenia pełen jest tych przekręconych kwiatków językowych. Za to już doroślejsza, samodzielniejsza chociaż nadal dziecinna i wpadająca na naprawdę zaskakujące pomysły.

Kiedy patrzymy na nasze dzieci zastanawiamy się, kiedy one nam tak szybko urosły. Podobnie bywa z książkowymi bohaterami, którzy rosną razem z młodymi czytelnikami. W naszym domu jedną z takich serii opowieści o bohaterkach, których losy towarzyszą nam od kilku lat jest „Zosia z ulicy Kociej”. Przeżyliśmy z nią pójście do szkoły, przerobiliśmy ospę w czasie wakacji, odkryliśmy uroki zimy i wiosny, pochłonęły nas pierwsze zauroczenia, wielkie remonty, udaliśmy się na majówkę, przerobiliśmy święta i narodziny dziecka. W rodzinie Wierzbowskich zawsze dzieje się dużo. Czasami nie jest to łatwe do zaakceptowania. Zwłaszcza, kiedy wchodzi się w tak zwany trudny wiek oraz martwi się o rozpoczęcie roku szkolnego, w którym będzie się w innej klasie. Zosia zawsze była dzieckiem bardzo mocno przeżywającym wszystko i to widać w całej serii. Mania jest jej przeciwieństwem: idzie na żywioł. Pomysłów ma wiele i bardzo szybko wprowadza je w życie. Mało tego: innym też radzi takie podejście. Lubi wywoływać terapię szokową i czasami jest niezłą manipulatorką, a wszystko przez to, że nie chce martwić dorosłych i jednoczenie nie może powstrzymać swojej ciekawości. Ma też swoje misje. Jedną z nich jest ratowanie świata. I to takie dosłowne, bo polegające na ekologicznym stylu życia.
„Mania z ulicy OKciej” to piękna kontynuacja tomów „Zosi z ulicy Kociej”. Mamy tu dalszy ciąg wydarzeń z „Na wygnaniu” i „Dolce vita”. Na Kociej trwa remont, więc po powrocie do szkoły dziewczynki mieszkają z babcią, a mama została na wsi z najmłodszą latoroślą. Można powiedzieć, że rodzinka w rozsypce. Oczywiście widują się w weekendy. Zwłaszcza, że nadal jest ciepło i można wręcz stwierdzić, że trwa piękne lato.
„Mania z ulicy OKciej rusza na ratunek” to opowieść o ratowaniu przyrody. Mała bohaterka jest zagorzałą obrończynią zwierząt. Zwłaszcza tych, z którymi w pewien sposób zaprzyjaźniła się na ogródkach działkowych, gdzie nie można trzymać zwierząt. Z tego powodu niektórzy mają kłopoty. Nim o nich się dowiemy Mania pozna nową sąsiadkę, która ma kota na punkcie kota. Jest tak skupiona na własnym zwierzaku, że wszystko jej przeszkadza i wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to od niej mogły zacząć się kłopoty działkowiczów. Mania musi wkroczyć do akcji i uratować kury pani Broni. Pomysłowa dziewczynka zabiera drób do mieszkania, w którym tuż za ścianą czuwa czujna sąsiadka gotowa wezwać straż miejską, czy inne siły wsparcia, aby zapewnić ukochanemu kotu spokój. W mieszkaniu babci Zelmer robi się ciekawie. Zwłaszcza, kiedy dołączą kolejne zwierzaki.
Trzeci tom zatytułowany „Mania z ulicy OKciej upiększa świat” otwiera poranek pełen patykowych niespodzianek. Nasza główna bohaterka ma nietypowe zadanie domowe: ma do szkoły przynieść dużo patyków. Proekologiczna nauczycielka rozwija w uczniach świadomość, w jaki sposób można dbać o przyrodę. Nim jednak Mania pójdzie do szkoły musi wynieść pod krzak mrówki, które przyniosła z chrustem. W czasie misji ratowania małych istot widzi podejrzane zachowanie dziwnie ubranych ludzi. Do tego w czasie małego śledztwa jest przyłapana przez policjanta, a przecież wiadomo, że dzieci same nie mogą wędrować ulicami.
Tom otwiera intryga. Agnieszka Tyszka buduje napięcie, aby później rozwiązać zagadkę tajemniczych osób wędrujących po okolicy. Do tego dzieciaki dowiedzą się w jaki sposób wykorzystać patyki i liście, aby stworzyć idealne warunki do rośnięcia dla roślin. Młodzi czytelnicy dowiedzą się czym są hugelkulturki, w jaki sposób je zbudować. Do tego sporo tu wiadomości o ratowaniu zwierząt, ważnych zasadach i wskazówki, gdzie szukać pomocy dla rannych ptaków.
Od pierwszej części serii książek „Zosia z ulicy Kociej” w życiu bohaterów zaszło wiele zmian. Jedno, co się nie zmieniło to wielka dawka humoru, pozytywne spojrzenie na świat, ciągłe zdobywanie kolejnych doświadczeń i specyficzna rodzina, w której tata-psycholog uczy dzieci jak bezkonfliktowo rozwiązywać problemy, a mama bywa dziwna, zaskakująca, a czasami za bardzo przewrażliwiona, a później zmienia się nie do poznania, czym ciągle szokuje własne dzieci. Nawet babcie i dziadek na emeryturze doznają wielkiej przemiany. Mamy tu sporą dawkę rodzinnej miłości, akceptacji i zrozumienia. Najnowsza seria to świat z perspektywy Mani, którą znamy ze specyficznego podejścia do życia i wspomnianego słowotwórstwa, dlatego cała fabuła będzie tu bogata w kwiatki z nowych słów. Mania bardzo chętnie uczy się, jest ciekawa świata i wiedzę szybko wprowadza w życie. Do tego w swoje pomysły wciąga znajomych oraz rodzinę.
„Mania z ulicy OKciej” doskonale wpisuje się we wcześniejsze przygody rodziny, ale mamy tu troszeczkę bardziej dziecinne spojrzenie (zwłaszcza w zderzeniu z ostatnimi tomami Zosi). Mania jest bardziej beztroska i żywiołowa. Książka napisana bardzo przystępnie. Spora dawka humoru (zwłaszcza takiego kontekstowego i językowego), dobrego nastawienia do życia, dziecięcego spojrzenia na świat, naiwnego relacjonowania wydarzeń sprawiają, że kolejne przygody mają też spory urok dla dorosłych i świetnie zastąpią lekka prozę dla dorosłych, a do tego pozwolą zmienić nastawienie do świata, rozbudzą empatię, poprawią nastrój.
W książce poznamy różne typy osobowości i nie tylko dorośli bywają tu specyficzni. Także dzieci mają swoje zainteresowania, sposób zdobywania i dzielenia się wiedzą, poczucie humoru oraz sympatie i antypatie. Obok rozrywkowych, nudzących się, poszukujących inspiracji, przekręcających wyrazy, łatwo poddających się manipulacjom dorosłych znajdą się i małe mole książkowe, które nie wyobrażają sobie wakacji bez zabrania na nie grubego tomu do czytania. Każdy tom przygód Zosi z ulicy Kociej niesie też subtelne przesłanie. W tomach o Mani jest to kontynuowane. Do tego lektura pozwala oswoić się dzieciom i młodzieży z zachodzącymi wokół nich i w nich zmianami.
Całość wzbogacona licznymi interesującymi i estetycznymi ilustracjami Ewy Poklewskiej-Koziełłło sprawia, że po lekturę mogą sięgną i młodsze dzieci z rodzicami. Możliwość skupienia wzroku na obrazku przypominającym szkic z zeszytu-pamiętnika sprawia, że zapiski stają się bardziej realne dla małych czytelników.
Seria „Mania z ulicy OKciej” to nie tylko świetna lektura na lato dla dziewczynek, ale dla każdego, kto potrzebuje poprawić sobie nastrój, radośniej spojrzeć na świat. Opisane sytuacje będą świetnym materiałem do dyskusji na lekcjach etyki lub w czasie rodzinnych dyskusji z pociechami. Wiedza podsuwana przez pisarkę pozwoli rozwinąć ekologiczną i niekonsumpcyjna postawę. Wejdziemy tu w świat rodzinnych i młodzieżowych problemów, budowania relacji z innymi, stawiania sobie wyzwań. Zdecydowania polecam









Morris i B. de Groot "Lucky Luke. Tom 67: Marcel Dalton"


Lucky Luke to seria, z którą regularnie powracam, ponieważ każdego miesiąca pojawia się kolejne wznowienie przygód kowboja będącego legendą Dzikiego Zachodu, bohatera kultowego serialu animowanego i wielu osobom właśnie z tą odsłoną się kojarzy. Pierwowzorem tej lekkiej i przyjemnej rozrywki były komiksy belgijskiego rysownika i scenarzysty Morrisa (czyli Maurica de Beverego) pragnącego stworzyć film rysunkowy o Dzikim Zachodzie. Nim doszło do realizacji studio filmowe zbankrutowało, a szkice przerobiono na komiks, który od 1947 roku podbija serca małych i dużych miłośników westernów. Od 1955 roku seria komiksów powstawała przy współpracy z Reném Goscinnym (znanym z opowieści o Asteriksie), a później kontynuowali ją miłośnicy opowieści o kowboju, dzięki czemu pomysły Morrisa są realizowane. Nad przygodami kowboja pracowali Achdé, Gerra i Pessis zabierający nas w świat Dzikiego Zachodu i bardzo dobrze oddający ducha oryginału (także pod względem szaty graficznej). Pisałam również o efekcie pracy Goylouisa, Fuche, Léturgie z ilustracjami Morrisa i Janviera. Dziś spotkanie z duetem Morris i Bob de Groot. Artyści stworzyli wspólnie kilka albumów. Wśród nich są takie opowieści jak „Artysta malarz”, „Jednoręki bandyta” i „Marcel Dalton”. Bob de Groot stworzył też takie serie jak o emerytowanym agencie „Clifton” stworzyonym przy współpracy z Bédu (Bernard Dumont) i historię o naukowcu przeprowadzającym różnorodne eksperymenty „Leonard jest wspaniały” przy współpracy z Philippem Liégeoisem. Wszystkie wymienione serie godne są uwagi, a dziś po raz kolejny zabieram Was do kolejnych tomów przygód Lucky Luke’a wydawanych przez Wydawnictwo Egmont. Dostajemy w nich wszystko to, co znamy, czyli Dziki Zachód prażący promieniami słońca i słynący z band rozbójników, galopujących Indian, grabionych bankierów, którzy chcą oszukiwać klientów i bohaterskiego Lucky Luke’a – najszybszego rewolwerowca i najgorszy koszmar braci Daltonów, najbardziej znanych gangsterów. Towarzyszą mu inteligentny koń Jolly Jumper i spotkamy mającego problemy z pamięcią oraz myśleniem psa Bzika. Mimo upływu czasu komiksy z kowbojem ciągle cieszą się powodzeniem i nowa historia nie zawodzi czytelników.

Tym razem mamy do czynienia z dużą niespodzianką, bo na horyzoncie pojawia się jeszcze jeden Dalton, a to nazwisko jest gwarancją nieszczęść, katastrof oraz licznych napadów. Okazuje się, że w przypadku Marcela to on jest tym, którego bandyci chcą oskubać z pieniędzy.
Zacznijmy jednak od początku. Gubernator prosi naszego dzielnego kowboja o nietypową przysługę. Lucky Luke zgadza się bez wahania. W sumie odkąd Daltonowie siedzą w więzieniu nie ma zajęcia, więc postanawia w inny sposób się realizować. Zwłaszcza, że wyzwanie jest ciekawe. Ma eskortować Marcela Daltona. Jedynego uczciwego w rodzinie Daltonów, dlatego po odrzuceniu przez bliskich musiał wyjechać z kraju i znaleźć sobie uczciwe i dochodowe zajęcie. Został bankierem, który dzięki małemu oprocentowaniu oraz zapewnieniu klientom bezpieczeństwa ich pieniędzy szybko uzbierał sporą fortunę. Dzięki temu może rozwijać swoją działalność. Chce też zmieniać świat. Uważa, że może to zrobić zaczynając od pracy nad skazanymi więźniami. Wizja resocjalizacji i przysposobienia do życia w społeczeństwie bandytów przemawia do władz i bardzo chętnie wydają wszelkie pozwolenia. O ile z rządzącymi nie ma problemu to już sami bracia Daltonowie okażą się naprawdę wielkim wyzwaniem. Jakby tego było mało na horyzoncie pojawia się nieuczciwy bankier, który nie zawaha się użyć wszelkich sposobów na wykurzenie konkurencji. Co z tego wyniknie? Przekonajcie się sięgając po komiks.
Szczególnie ważne jest tu przesłanie dotyczące wpływu naszego nastawienia na zmianę swoich dotychczasowych nawyków. Porażka często wynika z braku umiejętności elastyczności, współpracy, poszukiwania sposobów na nieprzemocowe rozwiązanie. Skupienie się na szkodzeniu innym sprawia, że bohaterzy wpadają we własne dołki. W albumie znajdziemy znany humor, kilka zwrotów akcji, parę strzelanin, przerysowania i doskonale znaną nam kreskę oraz kolorystykę i interesującą akcję. Szczególnie urzekł mnie wątek o starej nauczycielce. Zdecydowanie polecam miłośnikom przygód Lucky Luke i wszystkim dzieciom, które czują wstręt do książek. Komiks pozwoli im się zaprzyjaźnić ze słowem pisanym i zachęci do sięgania po dłuższe lektury.


poniedziałek, 30 maja 2022

"City 5. Antologia polskich opowiadań grozy" - cytaty



Kazimierz Kurcz Jr „Sosnowiec”
„Gdzie byś się nie przeprowadził, wszędzie gonitwa. Ludzie obijają się jeden o drugiego jak bilardowe kule”.


Kazimierz Kurcz Jr „Sosnowiec”
„Życie książek nie ma nic wspólnego z ich objętością, lecz z treścią. I z tym, czy ktoś chce je czytać. A te oparte na tragediach zawsze są na topie”.


Anna Musiałowicz „Guzik obchodzi”
„O niektórych rzeczach czasem lepiej nie wiedzieć, nieświadomość jest błogosławieństwem. Tu było bezpiecznie, to starczało, by tu zostać”.


"City 5. Antologia polskich opowiadań grozy"


Cykl „City” wydawany przez Wydawnictwo Forma obfituje w publikacje krążące wokół miasta, jego oblicz, żywiołowości, żywotności. Tkanka miejska jest zróżnicowana i zaskakująca. To, co pozornie martwe okazuje się mieć pamięć wielu pokoleń i wolę silniejszą od szybko przemijających ludzi. W tym cyklu znajdziemy zarówno powieści, jak i antologie. Przeważa tu klimat
mrocznego surrealizmu dającego poczucie, że ludzie są tylko mało znaczącymi elementami miasta, bo to od jego ducha i intencji zależy jak będą zachowywać się bohaterzy, ilu z nich będzie drapieżnikami, a ilu ofiarami. Należąca do cyklu seria antologii polskich opowiadań grozy cechuje się krótkimi formami narracyjnymi stworzonymi przez wielu pisarzy. Łączy je konwencja tworzenia klimatu zagrożenia, drapieżności mieszkańców, ale też i przestrzeni miejskiej.. Pierwszy tom ukazał się w 2009 roku. W tym roku mamy już jej piątą odsłonę. Niestandardowy format (kwadrat) stał się znakiem rozpoznawalnym nie tylko tego wydawnictwa, ale i cyklu. Do tego czarna okładka z wieloznacznymi grafikami, w których wprawne oko dostrzeże ludzkie kształty, zarysy pięter. To doskonale oddaje sposób, w jaki pisarze patrzą na miasto: tętniący życiem organizm, któremu mieszkańcy muszą się podporządkować. Próba wyłamania się ze schematu kończy się unicestwieniem.

Opowiadania są tak różnorodne, jak różni są ich autorzy. Zbiór jest dość intrygujący. Z jednej strony pojawiają się opowiadania mogące uchodzić za etiudy, a z drugiej długie historie pokazujące wiele przemian. Budowane napięcie też bywa w nich różne: czasami krew się leje, a innym razem bywa wynikiem świadomości banalności złe, robienia na nim kariery. Możemy znaleźć w nich elementy znanej nam rzeczywistości przeplatane z mniej znaną nadzwyczajnością, z którą nie chcielibyśmy się spotkać
Wszystkie opowiadania łączy główny bohater, jakim jest miasto wciągające ludzi w sieci swoich ulic, tajemnic, morderstw, zjaw, duchów czy innych nadprzyrodzonych istot, a czasami po prostu w życie kryminalnych gwiazd tabloidów. Życie w takim otoczeniu nie może być normalne, a przez to i relacje są zaburzone. Ludzi łączą mniej lub bardziej widoczne interesy i podsycana przez różne budynki żądza krwi. Znikają, zabijają się, są zabijani, zabijają. Policja wobec tych wydarzeń często jest bezsilna, bo przestępcy są naprawdę sprytni i robią wszystko, aby ich czyn nie został wykryty. Do tego przedmioty zmuszające ich do zabijania przechodzą z rąk do rąk, przez co jeszcze trudniej uchwycić sprawców czynów. W takim otoczeniu praca śledczych często polega na bezmyślnym kręceniu się w kółko, bo jak odnaleźć sens czegoś, co sensu mieć nie może, jak wyjaśnić zjawiska, których ludzki rozum nie chce przyjąć do wiadomości.
W opowiadaniach bardzo ważną rolę odgrywa to, co w życiu każdego człowieka, czyli uczucia. To one formułują relacje międzyludzkie, stają się powodem do takich, a nie innych zachowań, przyczyną nieszczęść i radości (chociaż te w opowiadaniach zawsze mają złe skutki). One czynią z ludzi ofiary dające się zwabić na haczyk uwagi, uznania i miłości. Uleganie pożądaniu zawsze kończy się źle. I nie ważny jest tu status społeczny czy wiek. Jedni giną, bo zawierzyli osobie snującej przed nimi wizje wspólnej przyszłości, a inni przez to, że zabrakło im szczerości i szacunku dla bliskich.
Zurbanizowane terytorium pełne jest labiryntów i niebezpieczeństw, które czyhają na jego mieszkańców w każdym miejscu: tłumne parki mogą tak samo zagrażać jak wyludnione, ciemne zaułki. Widzimy jak z każdą sensacją zmieniają się skojarzenia związane z określonymi miastami. Zbrodnie stają się tematami rozmówek przy kawce. Wchodzimy tu w świat, w którym zabijanie sąsiadek, nawiązywanie znajomości internetowej i rozwijanie romansów, rozgrzebywanie grobów umarłych, nawiedzone cele, przepędzanie śmierci, wyludnianie miasta, żarłoczne teczki, budynki domagające się krwi, a nawet kredensy odtwarzające tragedie i staruszki karmiące swoje zoombie turystami to norma, którą można urozmaicić sobie życie oraz zrobić na niej karierę. Z każdego zakamarka może wyłonić się zło. Zabójcy też są bardzo różnorodni: od młodzieńców szukających zemsty na rodzicach, przez dojrzałych i mających ustabilizowaną sytuację mieszkańcach, po niewinnie wyglądających staruszków. Miasto ma do tego cały arsenał wirusów i cudów, które budzą najgorsze instynkty i pomagają obnażyć drzemiące w ludziach zło. Czasami to, którego na pierwszy rzut oka nie widać i nie słychać.
Spis treści
Kazimierz Kyrcz Jr SOSNOWIEC
Kornel Mikołajczyk SKRWI
Krystian Janik GŁODNYCH NAKARMIĆ
Jerzy A. Kozłowski KWARANTANNA
Flora Woźnica KARMA
Joanna Łańcucka FASADY
Maja Podolska NA SŁOMIANYCH NOGACH
Radosław Dąbrowski BIBELOTY
Anna Musiałowicz GUZIK OBCHODZI
Tadeusz Oszubski DEKONSTRUKCJA MARIANA
Katarzyna Szewczyk TAJEMNICZY MĘŻCZYZNA Z TECZKĄ
Nina Igielska MIŁOŚĆ
Margota Kott MIEJSKA GRA
Agnieszka Graca KERI
Maciej Szymczak MARA
Agnieszka Biskup CELULOIDOWA DZIEWCZYNA
Marek Zychla SLAB CITY
Dariusz Muszer LENA
Jarosław Jakubowski WYPADEK PRZY PRACY
Anna Szczęsna DUSZE W KALORYFERACH
Zeter Zelke ELLIPSIS
Kazimierz Kyrcz Jr DĄBROWA GÓRNICZA
posłowie (Ksenia Olkusz)





















Monika Utnik "W deszczu, czyli co się dzieje, kiedy pada" il. Małgorzata Piątkowska


Monika Utnik ma już dość spory dorobek, do którego należy:„Mamma Mia. Włochy dla dociekliwych” i „Xin chào! Wietnam dla dociekliwych” z serii „Świat dla Dociekliwych” wydawanej przez „Dwie Siostry”, „Brud. Cuchnąca historia higieny”, „Krótka Historia Rzeczy” oraz polecane przeze mnie książki wydane przez Wydawnictwo Nasza Księgarnia. Wśród nich znajdują się: „Po ciemku, czyli co się dzieje w nocy” oraz „Idą święta! O Bożym Narodzeniu, Mikołaju i tradycjach świątecznych na świecie”, a teraz jeszcze zachęcam Was do sięgnięcia po „W deszczu, czyli co się dzieje, kiedy pada”. Opowieści o deszczu i nocy można by powiedzieć, że należą do tej samej serii pozwalającej odkryć i zrozumieć zjawiska przyrodnicze. Pierwsze, co w tych lekturach przykuwa uwagę czytelników to duży format. Z tego powodu publikacje nie zmieszczą się nawet do mojej torebki, więc nie są to lektury do czytania na spacerze, ale za to doskonale sprawdzają się jako lektura przed snem, w czasie relaksu, poszukiwania odpowiedzi na nurtujące dzieci pytania oraz trapiące je wątpliwości.

W lekturze znajdziecie informacje o tym, czym jest deszcz, jak pachnie, dlaczego czasami ma inne zapachy. Do tego nie zabraknie tematu burzy, ozonu, sprawdzania odległości burzy oraz gdzie się wówczas schować. Sporo miejsca poświęcono zmianom klimatu, ekologicznym nawykom (m.in. gromadzenie i przechowywanie deszczówki). Monika Utnik zabiera nas też w świat malarstwa, pokazuje, w jaki sposób różni artyści malowali deszcz. Poznamy teksty kultury związane z tą tematyką. Pojawi się tu „Deszczowa piosenka”, Marry Poppins, Profesor Gąbka. Poznamy też regiony, w których pada najmniej i najwięcej. Ponadto przyjrzymy się tamom i zaporom wodnym, poznamy historię kaloszy i dlaczego noszone gumiaki wcale nie kojarzyły się z elitami. Do tego poznamy historię powstania piorunochronów, ich znaczenie. Nie zabraknie też motywów religijnych i sposobów wywoływania deszczu. Polecimy też w kosmos przyjrzeć się opadom na innych planetach, aby odkryć znaczenie odpowiedniego składu opadów. Do tego dowiemy się o tym w jaki sposób wynaleziono parasol, jakie było jego pierwotne zastosowanie oraz kto wymyślił wycieraczki samochodowe. Nie zabraknie też tematu nudy w czasie deszczu, propozycji eksperymentów, obserwacji. Monika Utnik podsyca ciekawość młodych czytelników, oswaja ze zjawiskami i pokazuje, że każde może być pretekstem do robienia ciekawych rzeczy, przeprowadzania obserwacji, doświadczeń.
Przepięknie wydana, w dużym formacie, na dobrej jakości papierze, w cudownej twardej, matowej, miłej w dotyku oprawie ze zdobieniami w postaci kropelek deszczu oraz bardzo dobrze zszytymi kartkami. Bardzo dobry, lekko błyszczący papier podkreśla atrakcyjność stron. Dobrze dobrana czcionka, niedługie teksty, każda podwójna strona tworząca kolejny rozdział sprawiają, że po tę lekturę mogą sięgać zarówno przedszkolaki, jak i uczniowie nauczania początkowego. To kolejna książka Moniki Utnik z ilustracjami Małgosi Piątkowskiej, tej samej ilustratorki, której prace są w "Po ciemku, czyli co się dzieje w nocy". Zdecydowanie polecam.