Pierwszym tomem serii „Dziobak Toto” byłam oczarowana, bo należy on do tego rodzaju ksiązek, po których otwarciu pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy to „cudne”. Rysunki (a raczej malunki) wykonane przez Yoana przykuwają wzrok swoją wyjątkowością. Każdy kadr sprawia wrażenia prostego dzieła sztuki na pograniczu nabizmu, fowizmu i postmodernizmu. Ilustracje sprawiają wrażenie malowanych farbami olejnymi, plakatowymi lub matowymi akrylami. Ilustracje nieco uproszczone i przez to nie ma dbania o przejścia odcieni kolorów. Za to można dostrzec wyraziste pociągnięcia pędzlem, efekt nakładania farby na wcześniejszą jeszcze mokrą warstwę, a później czekanie na efekt końcowy bez poprawek. Z tego powodu efekt jest bardzo ciekawy, rysunki są artystyczne, ale to nie sprawia, że są dla dzieci mniej atrakcyjne. Drugi tom także zachwycił mnie graficznie. Dziobak przywodzi na myśl komiksy tworzone przez Berenikę Kołomycką, której akwarelowe malunki skutecznie przykuwają uwagę młodych czytelników. Z tym tomem jest tak samo. Nie wpisuje się on w schemat prostych kresek, ale sam jest kwintesencją prostych pociągnięć pędzla, malowany jakby dziecięcą ręką, ale z drugiej strony jest to dłoń wprawiona, pięknie przenosząca nas w świat zwierzęcych przygód. A te porywają od pierwszej strony pierwszego tomu, na której widzimy rozpoczynającego dzień dziobaka. Pobudka, przygotowania do śniadania i na drugiej stronie już wiemy, jaka będzie misja zwierzaka: odnalezienie wody zapewniającej stałą dostawę pokarmu. Eric Omond zabiera nas do Nowej Zelandii lub Australii. Komiks otwierają opisy zwierząt. Dalej poznajemy zielone tereny, wchodzimy w obszar meandra. Gdzieś w jego dolnej części mieszka dziobak, do którego nie dopływa woda. Martwi się, że będzie musiał długo wędrować, aby odkryć przyczynę, ale na szczęście z pomocą przychodzi papuga informująca go, że szybciej będzie jeśli będzie szedł prostopadle do swojego odcinka rzeki. Jego towarzyszem podróży zostaje zaprzyjaźniony miś koala. Bohater odkrywa, że może liczyć na pomoc innych zwierząt. Do tego uświadamia młodym czytelnikom, że upór, niekonwencjonalne podejście i współpraca pomagają rozwiązać wiele problemów. Komiksowi bohaterzy po długich trudach muszą zmierzyć się z bestią, która z każdą stroną wydaje się straszniejsza. Pojawi się tu kolczatka Chichi i nietoperz Riri, są duchy pomagające (troszkę nawiązujące do Dikensa). Zwłaszcza, że nie tylko spotykamy uciekające przestraszone zwierzęta, ale też i niedojedzone kawałki. I tu mam mały dylemat, czy komiks na pewno dla pięciolatków, a z drugiej strony trzeba by się zastanowić czy niektóre półki w markecie nie wyglądają podobnie…
Drugi tom zatytułowany „Dziobak Toto i pan mgieł” otwiera kolejny poranek. Drużyna przyjaciół Dziobaka składa się z Kolczatki, Koali, Nietoperza i Lotopałanki. Ich dzień zaczyna się od codziennej toalety, witania się, poszukiwania jedzenia. W czasie przygotowań do śniadania słyszą czyjeś zawodzenie. Okazuje się, że to wielkouch króliczy zwichnął lub złamał sobie nogę. Przyjaciele muszą ruszyć do Goanny, wielkiej, padlinożernej jaszczurki leczącej zwierzęta. Tam zastają dość zwariowane zwierzę majsterkujące, robiące dziwne konstrukcje. Do tego zamiast pędzić poszkodowanemu na ratunek każe przyjaciołom udać się na zadziwiającą wyprawę do strasznego potwora będącego panem mgieł. Bardzo szybko bohaterzy przypadkowo się rozdzielają. Każde z nich ma też okazję natknąć na stwora. Ich reakcje będą różne. Jedni będą chcieli podejść stwora podstępem, inni będą kreować się na dzielnych, a jeszcze inni nie dadzą zwieść się złudzeniom. Jaki naprawdę jest potwór przekonajcie się sami sięgając po komiks.
„Dziobak Toto i pan mgieł” to interesująca opowieść o sile przyjaźni, złudzeniach, zwodzeniu, oszukiwaniu. Będzie to świetny materiał wyjściowy do rozmowy o strachu, pokonywaniu lęków, stawianiu sobie celów. Mamy tu bohaterów przyjmujących różne postawy: jedni chcą siłą osiągnąć cel, inni pochlebstwem, a innym wystarczy szczerość. Każde doświadczenie niesie tu cenną lekcję i znajdziemy sporo zaskakujących elementów, z których największe zdziwienie wywołuje zakończenie kolejnego dnia przygód Dziobaka.
Mamy tu ciekawą akcję, bardzo różnorodnych bohaterów składających się na
zadziwiającą drużynę, której w każdym z tomów przyjdzie walczyć z tajemniczą
bestią. Jak możecie się domyślić zakończenia kolejnych dni zawierają pouczające
przesłanie i pokażą, że warto walczyć ze złem oraz że pozory mylą i gorsi są
ci, którzy wcale nie wyglądają groźnie. Jak już wspomniałam ilustracje wykonał
Yoann. Scenariusz to dzieło Erica Omonda. Twórcy zabierają nas do mrocznego
świata, w którym wszystko może się zdarzyć, bo przyroda nie jest delikatna.
Mimo wyposażenia zwierząt w ludzkie cechy mamy tu realne, naturalne zagrożenie,
ukazanie rywalizacji między różnymi gatunkami, sposobów na polowanie oraz różne
podejścia do zjadania innych: jedne zwierzęta to rozumieją, bo same jedzą inne
istoty, a inne nie, bo są weganami.
Autorzy w „Dziobaku Toto” łączą realizm z surrealizmem. Przekonują, że świat
materialny i duchowy wzajemnie się uzupełniają, mogą pomagać w realizacji
celów. W pierwszym tomie Toto podążający w poszukiwaniu rzeki dostaje korę z
magicznego drzewa. Dzięki niej mogą poznać przeszłość, dostać wsparcie w
teraźniejszości i otrzymać wskazówki na przyszłość. W drugim przemieszcza się
na mglistych chmurach nad zadziwiającym krajobrazem.
Bardzo dobrze zszyte strony, cudne ilustracje i ciekawa akcja. Całość dopełnia
solidna, kartonowa oprawa z lekko gąbkową oprawą (taka solidna oprawa, ale
sprawiająca wrażenie miękkiej, miłej w dotyku), dzięki czemu komiks jest
trwały.